Bp Bronisław Dąbrowski FDP, Sekretarz gen. KEP
ROLA POSŁUSZEŃSTWA WE WSPÓLNOCIE.
PRZEMÓWIENIE DO WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ŻEŃSKICH ZGROMADZEŃ ZAKONNYCH
Jasna Góra, 16 września 1969 r.
W niniejszym referacie pragnę przedstawić, że posłuszeństwo jest pełne, gdy jest wspólnotowe oraz, że Sobór mocno podkreśla posłuszeństwo wspólnotowe, czyli relację: przełożeni a wspólnota, podczas gdy dawniej rozpatrywano posłuszeństwo raczej indywidualistycznie, w relacji przełożony i podwładny.
Wzorem posłuszeństwa wspólnotowego jest postawa Chrystusa wobec Trójcy Świętej, doskonałej Wspólnoty Trzech Osób Boskich. Trójca Przenajświętsza jest nadprzyrodzonym źródłem wspólnoty i posłuszeństwa. Syn jest posłuszny woli Ojca – Ecce ego, mitte me. W posłuszeństwie Boga Syna na pierwszy plan wysuwa się miłość. Dlatego i Sobór ustawia wszystko w perspektywie miłości: śluby, życie wspólne i apostolstwo.
Chrystus chce nas doprowadzić do Trójcy Przenajświętszej poprzez wspólnotę podporządkowaną woli Ojca – przez Kościół. W Kościele więc jako w nadprzyrodzonej wspólnocie wypełniamy nasze posłuszeństwo.
Dotychczas patrzyliśmy na Kościół jako na doskonałą organizację. Takie ustawienie było potrzebne i konieczne ze względu na protestantyzm, który uważał, że człowiek w stosunku do Boga nie potrzebuje żadnego pośrednika na ziemi. Kościół więc jest zbędną nadbudową wiary indywidualnej. Stąd ustawiało się Kościół mocno hierarchicznie, jego organizację i posłuszeństwo niemalże wojskowe. Obecnie podkreśla się przede wszystkim to, że Kościół jest organizmem, w którym najważniejszą rolę spełnia serce. Może ktoś powiedzieć, że w żywym organizmie najważniejszą funkcję spełnia mózg, umysł, bo stamtąd idą rozkazy. Owszem – można uważać i tak, ale wiadomo, że z chwilą, kiedy ustaje serce, zamiera czynność innych organów; zresztą ani serce, ani mózg nie żyją poza ciałem, ale są organami tego samego ciała.
Życie zakonne ma charakter wspólnotowy. Ze Wspólnoty Boskiej przychodzi do nas Syn Boży, aby nas wszystkich doprowadzić do Trójcy Przenajświętszej poprzez Kościół. Wzorem i prototypem naszej wspólnoty i posłuszeństwa Chrystusowi będzie Kościół, którego członkami staliśmy się przez chrzest.
W Kościele pierwotnym wszyscy byli braćmi, było „jedno serce i jedna dusza”. Kapłanów nazywało się „starszymi”, dopiero później przyjmuje się nazwa pontifex. W pierwszej gminie chrześcijańskiej miłość cementowała wszystkich i wszystko, zajmowała naczelne miejsce. Nawet poganie, patrząc na życie chrześcijan dostrzegali miłość a nie posłuszeństwo i mówili: „Patrzcie, jak oni się miłują”.
Pan Jezus mówiąc: „Ten mnie miłuje, kto czyni wolę Ojca”, identyfikuje posłuszeństwo z miłością. Sobór również na pierwsze miejsce wysuwa miłość.
Nauczyliśmy się – zwłaszcza w katechizmie zakonnym – operować pojęciami: pojęcie posłuszeństwa, pojęcie czystości, pojęcie ubóstwa, pojęcie ślubu. Soborowi idzie nie tyle o pojęcie posłuszeństwa, ile o rzeczywistość posłuszeństwa, o ducha posłuszeństwa Chrystusowego. W różnych instytucjach świeckich może być doskonalsze posłuszeństwo niż u nas – na przykład w wojsku. Nam nie chodzi o takie posłuszeństwo, chodzi o wejście w rzeczywistość Chrystusa posłusznego. Trzeba to przemyśleć, przeżyć, przemodlić, wtedy zrozumie się prawdziwe posłuszeństwo. Tak, jak relacje w łonie Trójcy Przenajświętszej są tajemnicą, tak samo prawdziwe posłuszeństwo jest tajemnicą każdego serca i każdego człowieka. Posłuszeństwo jest bardziej treścią niż pojęciem. To jest treść życiowa i nie można go zamknąć tylko w kategoriach pojęciowych. Dlatego Sobór nie kataloguje posłuszeństwa w relacji do cnót moralnych, ale w relacji do dzieła zbawienia. Przez posłuszeństwo człowiek ma udział w zbawczym planie Bożym. Oto wielkość posłuszeństwa zakonnego.
SOBOROWE UJĘCIE POSŁUSZEŃSTWA ZAKONNEGO
Posłuszeństwo ma charakter teocentryczny, opiera się bowiem na Bogu i ku Niemu dąży. Dekret Perfectae caritatis mówi: „Zakonnicy przez profesję posłuszeństwa poświęcają całkowicie wolę swoją Bogu, jakby składając ofiarę z siebie, a przez to jednoczą się trwalej i bezpieczniej ze zbawczą wolą Boga” (nr 14). W tym tekście nie ma mowy o przełożonych, tylko o Bogu. To jest znamienne. Zakon jest wspólnotą zorientowaną ku Bogu i kto wstępuje do zakonu, już przez to samo kieruje się ku Bogu i Jego sprawom. Posłuszeństwo zakonne więc – to wiązanie się z określonym sposobem życia, zorientowanego ze swej istoty ku Bogu. Wyrażać to powinny nowe konstytucje, które mają być nie tylko jurydyczne, ale i teologiczne. Bóg ma być centrum, ku Bogu musi być wszystko skierowane. Oczywiście, nie można pomijać koniecznych struktur, zbytnio jednak jesteśmy przejęci pierwiastkiem instytucjonalnym i łatwiej dostrzegamy instytucję, niż ludzi w tej instytucji. Musimy odzwyczajać się powoli od takiego patrzenia. Formy muszą być, bo treść bez formy rozsypie się, ale one są nieistotne.
W ślubie posłuszeństwa zakonnik przeżywa całą istotę swego powołania, przez które konkretnie jednoczy się z Chrystusem i razem z Nim odkupuje świat. Św. Paweł, mówiąc o dziele odkupienia świata przez Chrystusa, nie eksponuje Jezusowej męki, cierpień, ukrzyżowania, ale stwierdza, że ,,Chrystus stał się posłuszny aż do śmierci krzyżowej” – czyli że posłuszeństwo, wypełnienie woli Ojca, stanowi całą treść zjednoczenia z Bogiem.
Posłuszeństwo ma charakter chrystoformiczny, opiera się ono na przykładzie Chrystusa, ma być uformowane na Chrystusie. Chrystus przez swą uległość wobec Ojca służył braciom i oddał życie na Okup za wielu. Dekret Perfectae caritatis podkreśla posłuszeństwo Chrystusa wobec Ojca. I nie gorszymy się wcale tym, że Pan Jezus występował przeciwko przełożonym żydowskim, gdyż oni nie pełnili woli Ojca.
Posłuszeństwo ma charakter eklezjologiczny, bo stoi ono na usługach Kościoła, służy jego celom. Sobór stwierdza to wyraźnie: „Niech zakonnicy wiedzą, że są poświęceni służbie Kościoła” (PC nr 5). Posłuszeństwo takie dostrzegamy jako zgodne z planami Bożymi, którym zakonnik świadomie i dobrowolnie się poświęca, Zakonnik musi mieć świadomość, że gdy składa ślub posłuszeństwa, to nie tylko zobowiązuje się słuchać przełożonych, ale przez te śluby ściślej jednoczy się z Kościołem.
1. Nadprzyrodzony charakter posłuszeństwa
Realizacją zbawczych planów Bożych w dziedzinie życia zakonnego kierują przełożeni, którym zakonnicy „mają ulegać z wiarą jako zastępującym Boga” (PC nr 14). A więc przełożony działa w imieniu Boga. Przypomnienie tej fundamentalnej zasady posłuszeństwa zakonnego ukazuje jego perspektywy nadprzyrodzone, dowodzi, że posłuszeństwa zakonnego nie można interpretować tylko w kategoriach psychologiczno-socjologicznych, jak to niektórzy czynią, zbytnio podkreślając wzgląd na godność i dojrzałość osoby ludzkiej. Takie posłuszeństwo jest w każdej instytucji świeckiej, ale nie w zakonie, nie w Kościele. I socjologia i psychologia mogą pomóc w wychowaniu do prawdziwego posłuszeństwa, ale nie można patrzeć na posłuszeństwo zakonne tylko przez ich pryzmat, bo Królestwo Boże nie jest z tego świata. Teologii posłuszeństwa zakonnego więc muszą się nauczyć tak podwładne jak i przełożone, wtedy nastąpi zrozumienie i zbliżenie stanowisk.
„Zakonnicy mają w duchu wiary i umiłowania woli Bożej okazywać przełożonym pokorną uległość, wykorzystując siły rozumu i woli, dary natury i łaski do wykonywania poleceń i spełniania powierzonych im zadań” (PC nr 14). Żąda więc Sobór od zakonników wiary i przeświadczenia, że słuchają swoich przełożonych ze względu na Boga i że Bogu przez przełożonych wszystko oddają. Jest to jakiś święty radykalizm, to prawda. Ale uzasadnieniem tego radykalizmu jest zbawczy plan Boży, z którego wszystko się wywodzi i do którego wszystko zmierza. Bo startem nauki soborowej – to zbawczy plan Boży. Z niego wychodzi Konstytucja dogmatyczna o Kościele, do niego nawiązuje Konstytucja pastoralna.
Przez nasze posłuszeństwo, nasze życie zakonne, realizują się plany zbawcze Boga. Zakonnicy muszą mieć przed oczyma takie ukierunkowanie posłuszeństwa. „Takie posłuszeństwo – wyraźnie mówi Dekret Perfectae caritatis – nie tylko nie umniejsza godności osoby ludzkiej, ale doprowadza ją do pełnej dojrzałości” (nr 14).
2. Wspólnotowy charakter posłuszeństwa
Takie posłuszeństwo realizuje się poprzez wspólnotę zakonną. Wspólnota ubogaca. Bo życie wspólne zakonników jest zaangażowaniem się do życia wspólnotą kościelną (LG nr 46).
Śluby można, realizować zwłaszcza we wspólnocie, jaką tworzy miłość braterska, płynąca ze zjednoczenia z Chrystusem. Zakonnik angażuje się do takiego rodzaju życia, który orientuje się na Boga poprzez wspólnotę, poprzez wolę swojego współbrata, swojej współsiostry. W historii dawnych zakonów nie było mowy o przełożonych, tylko była „siostra starsza”. Później na skutek wyeksponowania posłuszeństwa jako cnoty sprawiedliwości, wyrosła „przełożona” i stanęła obok wspólnoty jak oficer obok swego oddziału. Kościół chce, żeby przełożeni byli we wspólnocie, jak serce w organizmie. Wspólnota jest czymś głębokim i wyrastającym z planów Bożych, w niej i poprzez nią Bóg objawia swoją wolę. I dlatego Sobór chce, by wspólnota doszła w pewnym zakresie do głosu, bo „gdzie jest dwóch albo trzech zgromadzonych w imię moje, tam i ja jestem”. Obok ustroju hierarchicznego jest ustrój charyzmatyczny. Idea braterstwa ewangelicznego, wspólnoty w Chrystusie, znajduje tu szczególny wyraz. Śluby zakonne wydobywają na powierzchnię Kościoła to, co tkwi w jego wnętrzu – komunię miłości. Ta komunia miłości stanowi specjalny styl życia ewangelicznego, jakieś misterium w Kościele.
Wspólnota zakonna jest bardzo ściśle związana z osobą przełożonego i kształtuje się zależnie od roli, jaką spełnia w niej przełożony i w jaki sposób ją spełnia. Stanowisko przełożonych identyfikowało się często ze zwierzchnością nad wspólnotą. Posłuszeństwo pojmowano jako całkowitą zależność w najróżniejszych drobiazgach. Prawda, że przełożona jest postawiona na czele, jest obdarowana specjalną łaską stanu, posiada władzę decydowania w imię Chrystusa. Ta tak jasna kanonicznie i teologicznie pozycja przełożonej nie zwalnia jej od zależności i nie wyłącza jej ze wspólnoty, związanej tą samą regułą życia ewangelicznego. Przełożona nie ma innego statusu ewangelicznego. Jeżeli ma się czymś różnić od innych sióstr, to chyba tym, że powinna we wspólnocie jej powierzonej być bardziej siostrzaną i bardziej bliską wszystkich, niż pozostałe siostry. Przełożona jako signum et vinculum unitatis wspólnoty ma niejako wtopić się w tę wspólnotę tak, by mogła służyć każdej i wszystkim siostrom jednocześnie. Do tego otrzymuje specjalną łaskę. Zadanie przełożonej we wspólnocie to nie tyle formalne przewodzenie, nie tyle dyrygowanie lub administrowanie całością, ile ofiarne prowadzenie, niestrudzone i pokorne poszukiwanie dróg do doskonałej miłości dla siebie i dla innych. Ta wspólnota zakonna, w której przełożona czuje się przede wszystkim matką lub starszą siostrą i która prawdziwie wolę Bożą stawia na pierwszym miejscu, daje nam autentyczną szkołę siostrzanej miłości i staje się duchową siłą zgromadzenia. Dlatego przełożona wciąż musi pytać, co jest wolą Bożą, o jej poznanie się modlić. Jej rozkazy muszą być przemyślane, przemodlone, spokojne, zrównoważone.
Czynnikiem ogromnie ważnym w tworzeniu wspólnoty zakonnej jest więc każdy przełożony, świadomy swego zadania i przygotowany do tej roli. On ożywia zgromadzenie, tworzy, kształtuje rodzinę zakonną. Wszyscy autorzy zgadzają się z tym, że trzonem i osią życia wspólnego jest dobry przełożony. Przełożeni muszą wszystko uczynić, by podwładnym, ułatwić nadprzyrodzoną wiarę w ich przełożeństwo, żeby w ich rozkazach mogli dostrzec wolę Bożą. Nie mogą przełożeni zasłaniać podwładnym Boga, nie mogą zrażać wspólnoty wygórowaną ambicją, kręceniem się wokół siebie, własnym „widzimisię”, ale muszą reprezentować dojrzałą osobowość zakonną tak, by zawsze ukazywali Chrystusa, a nie siebie. W nadprzyrodzonej wspólnocie zakonnej Chrystus powinien z każdym dniem wzrastać, a przełożona się umniejszać. Przełożona jest w jakimś sensie poprzednikiem Chrystusa, wprowadza Chrystusa, toruje Mu drogę. Dlatego przełożonej nie wolno błyszczeć, nie może się wysuwać na pierwszy plan, bo ona ma wskazywać Chrystusa, ma dawać świadectwo światłu, które oświeca naszą wspólnotę.
Jak widzicie, Matki Drogie, z dokumentów soborowych, z Ewangelii, z teologii posłuszeństwa zakonnego jasno wynika, że dziś nie można traktować tego ślubu tylko formalnie: podwładny – przełożony, ani jurydycznie: podwładny – reguła, konstytucje. Zdajemy sobie sprawę z tego, że tak kwalifikując posłuszeństwo, zacieśnilibyśmy je do pewnych tylko elementów i nie zawsze istotnych, a nawet doszłoby do jakiegoś zafałszowania jego istoty. Posłuszeństwo zakonne, autentycznie przeżywane, z natury swej ma charakter wspólnotowy, a nie indywidualistyczny. Sobór każę oprzeć życie zakonne na Ewangelii, ta zaś wyraźnie mówi: „Jeden jest Ojciec wasz w niebie, a wy jesteście braćmi”. W zakonnej wspólnocie nie można oddzielać synostwa od braterstwa. Duch posłuszeństwa Ojcu ma przede wszystkim wytworzyć wspólnotę życia wszystkich zakonników jako dzieci Bożych, równych sobie. Wtedy dojdzie do głosu i miłość, która równa się gotowości przyjęcia „Słowa”, jakie Bóg kieruje do nas przez przełożoną i przez poszczególne wspólnoty. Mówiąc o tym, że czasem trzeba będzie się zreflektować, posłuchać wspólnoty, ani na chwilę nie chcemy kwestionować porządku hierarchicznego. Pamiętać jednak musimy, że jest i porządek charyzmatyczny i czasem proste siostry są jak gdyby antenami, które odbierają wolę Bożą. Weźmy świętą Katarzynę Sieneńską, której papieże słuchali, bo była przekaźnikiem woli Bożej. Może niektórzy się tym gorszyli, ale Pan Bóg daje dowody, że nie tylko przez przełożonych, ale i do przełożonych – przez te anteny uwrażliwione – Bóg przekazuje swoją wolę. O tym mówi też Dekret Perfectae caritatis.
Miłość ożywia wszystkie śluby, a śluby w pełni realizowane prowadzą do miłości. To jest owa admirabilis commercio – dziwna wymiana. Nie ma prawdziwej czystości bez miłości. Czystość bez miłości to jakaś karykatura. To jakaś zasuszona, papierowa lilijka. Ten, kto całe swoje życie odda w pełni posłudze miłości, jest prawdziwie czysty. Przez fakt, że ktoś nic nie posiada, nie może uważać się za prawdziwie ubogiego. Ten jest ubogim, kto nie przywiązuje się do niczego, ten, który to, co posiada, oddaje innym z miłości ku Bogu, a poprzestaje na małym. Z tej samej racji nie można nazwać posłusznym tego, który jest manekinem, który nie myśli, który nie potrafi dokonywać wyboru. Posłusznym jest tylko ten, który zdecydował się być posłuszny na zawsze i codziennie decyduje się na posłuszeństwo Ojcu. Nie znaczy to, że posłuszeństwo nie kosztuje. Chrystus w Ogrójcu bardzo się zmagał ze sobą, ale ostatecznie Jego decyzja to: „Tak, Ojcze, tak Ci się podoba”.
3. Problem wolności w posłuszeństwie
Mówiono nam kiedyś o ślepym posłuszeństwie, stawiano za wzór trupa. Inne były czasy, inny człowiek, odmienne kojarzenie znaków. Pan Bóg chce żywego człowieka, nie trupa, bo życie jest światłością ludzi. Posłuszeństwo nie może być antytezą wolności, bo Pan Bóg nie chce niewolników. Chrystus oczekuje zawsze wolnego wyboru i pyta: jeśli chcesz… Matka Boża w chwili Zwiastowania przyjęła wolę Bożą świadomie, nie z zamkniętymi oczami. To nie było ślepe posłuszeństwo. Ona pytała, badała; dopiero, gdy się przekonała, że taka jest wola Boża, decyduje się: „niech mi się stanie”. To jest wzór posłuszeństwa pierwszej, najdoskonalszej zakonnicy. Dlatego Sobór mówi, że podwładni mają prawo pytać, przedstawiać swoje racje, decyzja jednak należy do przełożonych. Bóg dał człowiekowi wolną wolę i nigdy tego daru nie krępuje, choć człowiek czasem go nadużywa.
Mówiąc o większej wolności w posłuszeństwie wspólnoty zakonnej, nie chcę twierdzić, że wspólnota jest źródłem władzy, że ona ma głos decydujący i zastępuje właściwych przełożonych, którzy powinni by być tylko nieśmiałym echem głosu większości. Tak chcą niektórzy demokraci – ale demokracja jest tylko w wymiarach politycznych, a my żyjemy i działamy w wymiarach nadprzyrodzonych. Tu nie może być nawet porównania. Musimy zrozumieć tę pedagogię Bożą, dzięki której sam Bóg objawia swoją wolę ludziom poprzez ludzi i zawsze ludzi pyta o ich wolę.
Proszę nie myśleć, że dzisiejsza „moda” każę mi tak przemawiać. To nie moda, ale pogłębienie zjednoczenia z Bogiem przez wolne i świadome posłuszeństwo. To jest pozostałość z czasów wolnego i radosnego stosunku dzieci Bożych do Ojca Niebieskiego. Świat przeszedł wielką ewolucję, człowiek się zmienił, zmieniły się stosunki międzyludzkie i posłuszeństwo przeszło swoją ewolucję ku dobremu. Treść zawsze jest taka sama – zmieniły się tylko pojęcia. Nie chodzi więc o pomniejszenie wartości posłuszeństwa, ale o pogłębienie autentycznych przeżyć człowieka. Oczywiście, schematycznie łatwiej jest rządzić siostrami, niż liczyć się z ich wolnością jako dzieci Bożych. Zakonnice ślubują posłuszeństwo Chrystusowi, stąd przełożona nie może żadnej zniewalać według jakiejś własnej recepty, ale musi ułatwiać im posłuszeństwo Chrystusowi, którego reprezentuje. Przełożona, przede wszystkim posłuszna woli Bożej, daje przykład, jak trzeba słuchać.
Duch Soboru to świadomość, że przełożona jest nie tyle zwierzchnikiem, co współsiostrą. Ona ma być wyrazem dążeń wspólnoty, jej zmagań, zrywów duchowych i apostolstwa. W ten sposób przełożona przyczynia się najbardziej do utrzymania ducha rodzinnego, który winien ożywiać wspólnotę.
Ojciec Święty Paweł VI i nasz Ksiądz Prymas w swoich przemówieniach do przełożonych zakonnych rzadko używają terminu „zakon”, „zgromadzenie”, ale „rodzina zakonna”, podkreślając przez to rodzinny charakter tej wspólnoty. A Pius XII powiedział: Pamiętajcie, że „Matka” pisze się dużą literą, a „przełożona” małą.
4. Zasada współodpowiedzialności i współzależności
Z takiej koncepcji posłuszeństwa wypływa zasada współodpowiedzialności i współzależności. Sobór chce, by przełożony dopuszczał współbraci do współpracy, w szerokim zakresie dzieląc się z nimi odpowiedzialnością. Jest to czynnik bardzo łączący wspólnotę. Często przełożone się skarżą, że są przepracowane, że nie mogą podołać wszystkiemu – dlaczego nie podzielą się pracą i odpowiedzialnością ze swoimi siostrami, którym też zgromadzenie jest drogie, czasem nawet bardziej niż przełożonej? Dlaczego wciąż uważa się siostry za dzieci, które niezdolne są do odpowiedzialności? Dekret wyraźnie mówi: „Niech wdrażają podwładnych do tego, żeby w pełnieniu obowiązków i w podejmowaniu zadań współpracowali przez posłuszeństwo aktywne, z poczuciem odpowiedzialności” (PC nr 14). Zasada pomocniczości, subsydiarności uwalnia przełożoną od trzymania kurczowo wszystkiego w swoich rękach, daje pole dla zdrowych inicjatyw podwładnych, prowadzi do wyrobienia poczucia odpowiedzialności za sprawy zakonu. Gdy przełożona podzieli się zajęciami z innymi zakonnicami, będzie miała czas i możność porozmawiania z siostrami o sprawach, odnoszących się do całej wspólnoty, czy też dobra poszczególnej siostry. Motu proprio Ecclesiae Sanctae przestrzega, by nie mnożyć drobiazgowych przepisów, dlatego ani zwyczajnik, ani dyrektorium nie może stanowić żadnego biletu do krainy bierności, ale siostry muszą myśleć, muszą decydować. Dlatego trzeba wyrabiać odpowiedzialność i inicjatywę w człowieku duchowym, który rozumie znaki czasu i w codziennym życiu wspólnym wykorzystuje każdą możliwość uświęcenia własnego dla zbawienia świata.
5. Wnioski
Takie zadania, nałożone dziś na przełożonych, przerastają ich siły i dotychczasowe możliwości. Dlatego trzeba siostry szkolić, przygotowywać na odpowiedzialne stanowiska, a więc i na przełożone. Winę za odchodzenie sióstr ze zgromadzenia ponoszą nie tylko podwładne. Szukamy powołań, tworzymy biura informacji, a powołania, które mamy, marnujemy. Dlaczego? Bo doświadczamy i uczymy się metody błędów na żywym człowieku. Trzeba szkolić przełożone, trzeba formować do odpowiedzialnego rządzenia, tak, by z kontaktów: przełożony – podwładny wychodził człowiek doskonalszy, by świadomość, czego Kościół żąda od przełożonych, ożywiała wszystkich. To jest problem numer jeden i nad tym konsulta musi pomyśleć. Jeżeli już dziś pomyślimy o dobrych przełożonych, przygotujemy je do odpowiedzialnego pełnienia zadań, na pewno oprzemy się skutecznie tej fali wezbranej i groźnej, na którą dziś z bólem patrzymy, a która ku nam idzie. Dziękujmy Bogu, że u nas nie ma jeszcze rewolucji na odcinku: podwładny – przełożony.
Trzeba skanalizować słuszne tendencje wolnościowe, nie stawiać sztucznych tam, nie upierać się przy jakichś schematach, które ongiś może były słuszne i dobre, a dziś już nie wytrzymują próby życia. Oczywiście, nie można od razu przestawić się o 180 stopni, bo natura nie znosi przeskoków, ale trzeba te etapy zmian przygotować i pomóc siostrom przeżyć je w spokoju. Nie bać się tego, co idzie, ale się na to przygotować. To dużo bezpieczniejsze niż czekanie na gwałtowne zmiany. Przełożone muszą mieć ster w rękach i trzymać go mocno nie tylko wtedy, gdy morze jest ciche, ale gdy przyjdzie burza, gdy trzeba się zmagać, przełożona musi być przygotowana, bo inaczej łatwo o katastrofę. Życie zakonne ma być światłością, bo jesteśmy znakiem w Kościele i ludzie, patrząc na nasze uczynki, mają chwalić Ojca, który jest w niebiesiech.
Za: Abp Bronisław Dąbrowski, Instaurare omnia in Christo, Warszawa 1987, s. 98-106