1967.10.21 – Jasna Góra – Bp Bronisław Dąbrowski FDP, „Ecce Homo“ – Kształtowanie pełnego człowieka w życiu zakonnym. Przemówienie do wyższych przełożonych żeńskich zgromadzeń zakonnych

 

Bp Bronisław Dąbrowski FDP, Sekretarz gen. KEP

„ECCE HOMO“ – KSZTAŁTOWANIE PEŁNEGO CZŁOWIEKA W ŻYCIU ZAKONNYM. PRZEMÓWIENIE DO WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ŻEŃSKICH ZGROMADZEŃ ZAKONNYCH

Jasna Góra, 21 października 1967 r.

 

Żyjemy w czasach, kiedy wszyscy wołają o nowego człowieka. Jest bowiem rzeczą dowiedzioną, że współczesny człowiek w wyniku gwałtownych przemian kulturalnych, dokonywujących się na świecie, w wyniku jednostronnego rozwoju techniki, dzięki migracji ludów i swoistego kultu ziemi, zwanego też „terryzmem“ — wypaczył się w dziedzinie ludzkiej uczciwości i zniweczył wiele z tego, co określa się na co dzień mianem ogólnoludzkiego morale. Trzeba więc człowieka odnowić. Wiemy, że można go odnowić w Chrystusie. Trzeba, by każdy człowiek, żyjący szczytami Ewangelii, a więc Chrystusem, mógł być stawiany na wzór do naśladowania dla wszystkich ludzi. Takim wzorem był Jan XXIII. Wszyscy zachwycali się jego postawą. Ale by być takim wzorcem, trzeba przede wszystkim pomyśleć o solidnym fundamencie w budowie gmachu świętości człowieka. Musimy dobrze poznać naturę ludzką, bo na niej buduje łaska. Jeżeli są upadki i zachwiania po wielu latach życia zakonnego, przyczyna leży w tym, że dana jednostka chciała prowadzić życie zakonne nie zbudowane na solidnym fundamencie. Już Pius XII powiedział, że najpierw musimy wychować człowieka, potem chrześcijanina, a na końcu zakonnika (zakonnicę).

 I. KSZTAŁTOWANIE CNÓT PRZYRODZONYCH

W dobie soborowej accommodata renovatio, gdy ustawia się profil życia zakonnego – z pełnym szacunkiem i uznaniem tego, co istotne – na nowej, bardziej duszpasterskiej, ekumenicznej, liturgicznej i ewangelicznej płaszczyźnie, byłoby rzeczą nie do darowania, gdyby władze zakonne nie zadbały o rozwój cnót przyrodzonych u adeptów życia zakonnego. Wyraźnie postuluje to Dekret Perfectae caritatis w nr 18: „… żeby przystosowanie życia zakonnego do wymagań naszych czasów nie było tylko powierzchowne, żeby też ci, co według swego właściwego celu oddają się apostolstwu zewnętrznemu nie okazali się niezdatnymi do pełnienia swojego zadania, należy ich, biorąc pod uwagę zdolności intelektualne i wrodzone przymioty każdego, odpowiednio poznać…” Jeśli przełożeni zakonni okażą się tutaj mało przenikliwi i w nowicjacie rozpoczną formację duszy zakonnej jedynie i wyłącznie do aspektów nadprzyrodzonych, lekceważąc zespół cnót przyrodzonych, wcześniej czy później budowanie takie okaże się biblijnym budowaniem na piasku.

Nie wystarczy nowicjuszy czy nowicjuszek pouczać o potrzebie nabywania cnót przyrodzonych, wartości czysto ludzkich, jak uprzejmość, dobroć, uczciwość, sprawiedliwość, prostolinijność. . Trzeba, by w cnotach tych ćwiczyli się codziennie oraz by ćwicząc się w nadprzyrodzonej cnocie wiary czy męstwa – uprawiali również zwykłą, ludzką prawdomówność i szczerość. Kto tych cnót przyrodzonych nie posiada lub ich stopniowo w początkach życia zakonnego nie nabędzie, ten nigdy nie będzie w pełni urobionym człowiekiem, a w konsekwencji winien poważnie zastanowić się, czy w ogóle nadaje się do życia zakonnego. Cudowny gmach nadprzyrodzonych cnót należy budować na fundamencie cnót przyrodzonych, które świadczą o człowieku i jego ludzkim sercu, wrażliwym na potrzeby bliźniego. Dobry chrześcijanin musi obowiązkowo być też dobrym człowiekiem; kto bowiem, pragnąc być „aniołem”, nie dba o to, by być dobrym człowiekiem, łatwo może stoczyć się poniżej człowieczeństwa i zejść do ponurych nizin ducha ciemności.

Konstytucja pastoralna Gaudium et spes w nr 11 mówi: „Wiara bowiem rozjaśnia wszystko nowym światłem i ujawnia Boży zamiar odnośnie do pełnego powołania człowieka, dlatego kieruje ona umysł do rozwiązań w pełni ludzkich. Uwidoczni ona bardziej, że… misja Kościoła okazuje się religijną i przez to sarno najbardziej ludzką”.

Znaczy to, że Kościół i Sobór nie chce, by nasze wychowanie religijne czy zakonne było rytualne, ale żeby było humanistyczne, bo religia Chrystusowa jest na wskroś humanistyczna. Na tej ziemi dobrze Bogu służymy, gdy chcemy Mu służyć jako ludzie. Może za mało zwracamy uwagi, kształtując dusze zakonne, by to wyczulenie na cnoty przyrodzone zaszczepiać i w młodych duszach umacniać. Oby o każdym zakonniku czy zakonnicy można było powiedzieć, że to są dobrzy ludzie. O Panu Jezusie powiedziano, że przeszedł dobrze czyniąc. Na bazie cwaniactwa, blagi życiowej, hipokryzji, nigdy nie uformuje się dobry zakonnik. Takim jednostkom grozi straszny kapotaż życiowy, czego zresztą jesteśmy czasem świadkami. Mistrzyni nowicjatu powinna być nie tylko dobrym psychologiem, ale posiadać duże doświadczenie życiowe. Rozezna wówczas łatwiej natury zakłamane, podstępne, dwulicowe.

Nie można urabiać wszystkich szablonowo „pod sznurek”, bo wtedy wszystkie nałożą sobie maski. Wyprostowując braki nowicjuszki, każdej, jako odrębnemu typowi charakterologicznemu, należy dawać inne wskazówki, podsuwać inne motywy działania w zależności od tego, na jakie argumenty jest bardziej wrażliwa.

Do cnót przyrodzonych człowieka należy także silna, zwarta postawa duchowa, trwałość przekonań i ludzka dobroć serca, umiejąca bliźniemu czynnie współczuć. Trzeba zwrócić baczną uwagę, czy kandydatka, nowicjuszka, reaguje na człowieka, czy też człowiek nic ją nie obchodzi. Jeśli władza zakonna dopuści do życia zakonnego osoby chwiejne, bez wyraźnego profilu duchowego i bez objawów ludzkiej dobroci serca i życzliwości, tragedia skutków takiego niedopatrzenia nie da na siebie długo czekać. Trzeba pilnie badać siłę woli kandydatki, a raczej to, czy ma dobrą wolę czy złą. To jest ważne. W codziennym trudzie walki ze sobą mogą kandydatki nabywać stopniowo te cnoty. Pouczenia jednak należy dostosowywać do typu charakterologicznego, jaki ktoś reprezentuje.

W dobie powszechnej obojętności na los bliźnich, w czasach sobkostwa i egoizmu, należy w formacji zakonnej tym więcej czuwać, by osoba zakonna miała w sobie postawę gruntownie altruistyczną, nawet z czysto ludzkiego stanowiska, nie mówiąc o nadprzyrodzoności, która przecież ma stanowić istotną treść życia przede wszystkim, choć nie wyłącznie, zakonnego.

Natury nieuleczalnie złośliwe, zamknięte na potrzeby bliźnich, zobojętniało na wszystko, co wykracza poza ramy ich własnego „ja” – nie nadają się do życia zakonnego.

Wskutek dość rozpanoszonego dziś indyferentyzmu i chwiejności poglądów, przybierającej niestety na sile oraz pokutującej etyki sytuacyjnej, należy kandydatom i kandydatkom do życia zakonnego stale i jasno mówić o konieczności budowania w sobie silnego kośćca duchowego, o sile woli i trwałości przekonań, w myśl Chrystusowego określenia o wytrwaniu do końca jako warunku zbawienia.

Tu wyłania się bardzo ważny problem – problem kształtowania sumienia. Chodzi o sumienie uformowane, prawe, które opiera się na prawie naturalnym. To jest najwyższe prawo. Jeżeli ono żyje w duszy, to chociaż wykracza ktoś przeciwko literze prawa, a nawet przeciw nakazom przełożonych, ale ma sumienie – ono wreszcie się odezwie. Nie można urabiać sumienia według etyki sytuacyjnej, według przesłanek ekonomicznych i potrzeb życiowych. Ostatnio Kongregacja Zakonników bardzo apeluje do przełożonych, by poznali dobrze, co to znaczy w moralności chrześcijańskiej epikeia i w zrozumieniu tejże wychowywali zakonników i zakonnice. Często bowiem w naszym wychowaniu dominowała litera. Jest na przykład przykazanie uczestniczenia w niedziele we Mszy świętej. Epikeia zwalnia zakonnicę z obowiązku uczestniczenia we Mszy świętej i każę jej zostać przy łożu ciężko chorego. Zakonnica musi mieć tak urobione sumienie, by wiedziała, kiedy i w jakich okolicznościach może bez żadnej winy opuścić literę prawa.

Nie trzeba chyba dodawać, że zdecydowany profil duchowy uwarunkowany jest w pewnym przynajmniej stopniu przez pogłębienie świadomości katolickiej, gdyż określenie ignoti nulla cupido nie straciło nic na swej aktualności. Dlatego robimy ciągłe dokształcania, nawołujemy do pogłębiania i studiowania dokumentów soborowych, bo to jest aktualny pokarm. Później może być za późno!

II. EWANGELICZNE KSZTAŁTOWANIE CZŁOWIEKA

Wzorcem i kodeksem postępowania chrześcijanina jest i zawsze pozostanie Ewangelia, w niej bowiem znajdujemy obraz życia Jezusa Chrystusa, w którego ślady winna wstępować każda osoba zakonna. Gdy Jego prawo bierzemy za normę naszego działania, On włącza się wtedy w nasze działanie i daje specjalne łaski. Konstytucja pastoralna w nr 22 zatytułowanym „Chrystus nowy Człowiek” tak mówi na ten temat: „Tajemnica człowieka wyjaśnia się nam naprawdę dopiero w tajemnicy Słowa Wcielonego. Albowiem Adam, pierwszy człowiek, był figurą przyszłego, mianowicie Chrystusa Pana. Chrystus, nowy Adam, już w samym objawieniu tajemnicy Ojca i Jego miłości, objawia w pełni człowieka samemu człowiekowi i okazuje mu najwyższe jego powołanie. Nic więc dziwnego, że w Nim wyżej wspomniane prawdy znajdują swoje źródło i dosięgają szczytu.

Ten, który jest obrazem Boga niewidzialnego, jest Człowiekiem doskonałym, który przywrócił synom Adama podobieństwo Boże, zniekształcone od czasu pierwszego grzechu. Skoro w Nim przybrana natura nie uległa zniekształceniu, tym samym została ona wyniesiona również w nas do wysokiej godności. Albowiem On, Syn Boży, przez wcielenie swoje zjednoczył się jakoś z każdym człowiekiem. Ludzkimi rękami pracował, ludzkim myślał umysłem, ludzką działał wolą, ludzkim sercem kochał. Urodzony z Maryi Dziewicy, stał się prawdziwie jednym z nas, we wszystkim do nas podobny oprócz grzechu”.

Chrystus Pan, chociaż był Bogiem, to jednak był pełnym człowiekiem, jak to nam przypomina Sobór. Dlatego jako Człowiek może być dla nas filarem i wzorem naszej moralności, źródłem mocy i wewnętrznej siły.

Był prawdziwym człowiekiem – ecce homo – tak określił Go Piłat – choć sam nie wiedział, co mówił. Był zdecydowanym, nieugiętym, pełnym człowiekiem i dlatego doskonale rozumiał słabość ludzką i ludzi, którzy z pokorą proszą Boga o uleczenie ich ze słabości. Gromił natomiast nieubłaganie pyszałków i faryzeuszów.

Bóg-Człowiek, chociaż czuł w sobie moc Bożą i był czystością niepokalaną, to jednak nie odrzucił jawnogrzesznicy, ale podszedł do niej z miłością i zrozumieniem. Oto postawa, która potwierdza pełność chrześcijaństwa: człowiek prawdziwy nie tęskni do „anielstwa”, nie potępia innego człowieka, ale podaje mu rękę i podnosi go. Chrystus okazał pełne miłosierdzie w stosunku do celnika (powołał go nawet na apostoła), w stosunku do dobrego łotra (kanonizował go z krzyża). Pan Jezus rozumiał ludzi słabych i umiał przebaczać. Piękna to cecha dobroci ludzkiego serca, doskonałego serca człowieka. Pan Jezus brał ich w obronę. Faryzeusze wciąż mieli tendencje do kamienowania innych, choć sami byli pełni brudu, jako te groby pobielane.

Pan Jezus nie znosi pozorów, które by mogły zaciążyć na formowaniu naszego morale czy naszej postawy. W krużganku świątyni jerozolimskiej razem ze swoimi apostołami odpoczywa Chrystus. Przychodzący do świątyni wrzucają ofiary do skarbony. Oczywiście, apostołowie kwalifikują ich według tego, co wrzucają. Faryzeusze rzucają złote i srebrne monety, które wydają przyjemny dla ucha dźwięk w zetknięciu z brzegami skarbony. Do świątyni idzie i biedna wdowa i rzuca wysupłany z chusteczki grosik – który był tak drobny, że nawet nie zauważyli tego apostołowie. Dojrzał ją jednak Pan Jezus i powiedział do apostołów: „Zaprawdę powiadam wam, że ta uboga niewiasta dała więcej, niż wszyscy wrzucający do skarbony… z niedostatku swego wszystko co miała, wrzuciła, całe utrzymanie swoje” (Mk 12,43-44). Pan Jezus tak ją uhonorował, gdyż oddała wszystko, co miała.

My też musimy tak wychowywać nasze adeptki, żeby dały wszystko z siebie. Gdy będą zdolne do pełnego oddania się Bogu, wtedy na ich formacji nie zaciąży ich słabość ludzka, ich braki fizyczne, psychiczne, duchowe.

Pan Jezus – sama dobroć, rozdaje ją też jak apetyczny, pachnący, świeży kawałek chleba. Chce mieć nawet radość z dawania dobroci. Oto ilustracja Jego postawy wobec cierpiących. W bramie miasteczka Naim spotykają się dwa pochody: pochód życia i pochód śmierci. Jezus nie może obojętnie przejść obok plączącej matki. Zatrzymuje się więc i mówi do matki: Nie płacz! I od razu czynem ociera łzy. Podchodzi bowiem do mar, dotyka ich, przywraca młodzieńca do życia. Św. Łukasz podkreśla tu charakterystyczny rys dobroci Pana Jezusa, mówiąc: „I oddał go jego matce” (Łk 7,15). To znaczy, że nie kierował się tylko filantropią, ale prawdziwą miłością. Stąd radość matki była i Jego radością.

A my – jak często nie mamy czasu na okazanie dobroci, bo się spieszymy, gonimy. Uprawiamy filantropię, rozdajemy na prawo i lewo pomoc i spiesznie biegniemy dalej. Bądźmy więc ludźmi i pozwólmy sobie czasem na to, by radować się z radującymi, płakać z plączącymi, jak zachęca nas do tego św. Paweł.

Pamiętajmy, że religia Chrystusowa to religia na wskroś humanistyczna, nie rytualna. Chrystus szanuje rytuał, uczestniczy zgodnie z rytuałem, w świątyni i w nabożeństwach, ale nieubłaganie chłoszcze tych, którym litera prawa rytualnego zasłania człowieka i jego potrzeby, jego sprawy.

Jezus w synagodze ujrzał niewiastę, cierpiącą od 18 lat. Przywołuje ją do siebie i uzdrawia. Ewangelista pisze, że natychmiast się wyprostowała i chwaliła Boga. Przełożony synagogi był oburzony, że Jezus uzdrawia w szabat. Chrystus odpowiada na to: „Obłudnicy, czyż każdy z was nie odwiąże wołu swego albo osła i nie prowadzi go, aby go napoić w dzień sobotni? A czyż tej córki Abrahamowej, którą związał szatan od 18 lat, nie należało uzdrowić w dzień szabatu?” (Łk 13,10-16). Przeciwnicy zawstydzili się, a lud radując się, mówił: oto Człowiek. Oto Mistrz, który ma serce pełne dobroci.

Pan Jezus widzi człowieka, stworzonego na obraz i podobieństwo Boże i utożsamia się z tym człowiekiem. Mówi bowiem: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych moich braci najmniejszych, nanieście uczynili” (Mt 25,40). Kto by podał kubek wody spragnionemu, zasługuje na królestwo niebieskie. Oto Człowiek, który żyje miłością, którego serce jest otwarte dla wszystkich, bo jest samą miłością i dobrocią. Ma więc prawo żądać od nas miłości, i ma prawo pytać nas, jak jest z naszym sercem.

Zacznijmy, Drogie Matki, urabiać adeptki do życia, zakonnego od ich serca, by coraz bardziej otwierało się na drugiego człowieka, w którym ma dojrzeć samego Chrystusa, prawzór wszelkiego człowieczeństwa. Oby o każdym zakonniku, każdej zakonnicy, można było powiedzieć, że to są dobrzy ludzie. Ecce homines. Kształtujmy młodzież zakonną w pełni człowieczeństwa. Tego domaga się nasz Mistrz Jezus Chrystus, Bóg i Człowiek.

Za: Abp Bronisław Dąbrowski, Instaurare omnia in Christo, Warszawa 1987, s. 63-68

Wpisy powiązane

2024.10.19 – Warszawa – Abp Tadeusz Wojda SAC, Przesłanie na Jasnogórską Noc Czuwania w Intencji Polskich Emigrantów i ich Duszpasterzy

2024.09.04 – Częstochowa – Abp Wojciech Polak, Homilia podczas Mszy św. sprawowanej w czasie 60. Ogólnopolskiej Konferencji Rektorów Wyższych Seminariów Diecezjalnych i Zakonnych

2024.08.13 – Kalwaria Pacławska – Abp Tadeusz Wojda SAC, On napełni was błogosławieństwem. Homilia wygłoszona podczas Wielkiego Odpustu Kalwaryjskiego