1966.11.16 – Rzym – Paweł VI, Homilia w Kaplicy Sykstyńskiej do uczestników XXXI Kongregacji Generalnej Zakonu Jezuitów (II część). Hufiec Chrystusowy

 

Paweł VI

HOMILIA W KAPLICY SYKSTYNSKIEJ DO UCZESTNIKÓW XXXI KONGREGACJI GENERALNEJ ZAKONU JEZUITÓW (II CZĘŚĆ). HUFIEC CHRYSTUSOWY

Rzym, 16 listopada 1966 r.

 

Umiłowani Synowie,

Chcieliśmy, abyście wraz z nami koncelebrowali i uczestniczyli w Eucharystycznej Ofierze, zanim po zakończeniu obrad waszej Kapituły Generalnej powrócicie do swoich siedzib i rozejdziecie się po całym świecie z Rzymu, który jest centrum katolickiej jedności. Pragniemy was wszystkich serdecznie pozdrowić, umocnić, zachęcić i pobłogosławić – każdego z was z osobna, całe Towarzystwo oraz różne dzieła, które podejmujecie dla chwały Bożej i którym służycie w Świętym Kościele. Chcieliśmy również, abyście w niemal poruszający i uroczysty sposób na nowo poczuli, że otrzymujecie apostolskie posłannictwo, które nadaje waszej misji szczególny charakter i siłę – jakby było wam przekazywane ponownie przez waszego błogosławionego Ojca Ignacego, najwierniejszego żołnierza Chrystusowego Kościoła. A nawet, jakby to sam Chrystus, którego zastępujemy na ziemi, na Stolicy Apostolskiej, potwierdzał wam to posłannictwo, tajemniczo je umacniał i rozszerzał.

Z tego powodu wybraliśmy to miejsce – święte i napawające dusze pewnym lękiem ze względu na swoje piękno, majestat, a zwłaszcza na znaczenie obrazów, którymi jest ozdobione. Miejsce szczególnie godne czci także ze względu na dźwięk pokornej, lecz papieskiej modlitwy, którą tu zanosimy – modlitwy obejmującej nie tylko nasze osobiste uwielbienie i błaganie, lecz także całą wspólnotę Kościoła, aż po krańce ziemi, a nawet całego rodzaju ludzkiego, którego sprawy powierzono naszej posłudze przed najwyższym Bogiem, któremu również głosimy Jego najwyższe orędzie. Wybraliśmy to miejsce, gdzie – jak wiecie – w określonych momentach historii rozstrzygane są losy Kościoła, co, jak należy wierzyć, dokonuje się nie według woli ludzkiej, lecz w tajemniczy i pełen miłości sposób pod natchnieniem Ducha Świętego. To właśnie tego samego Ducha Świętego będziemy przyzywać, gdy zakończymy ten święty obrzęd – zarówno dla Świętego Kościoła, który przez naszą apostolską posługę obejmujemy i reprezentujemy, jak i dla was, członków i przełożonych Towarzystwa Jezusowego, naszej wspólnej rodziny.

Tą modlitwą, którą wspólnie będziemy przyzywać Ducha Świętego, niejako zostaną przypieczętowane wszystkie wysiłki, które włożyliście w ten doniosły czas obrad: bowiem poddaliście gruntownej analizie całe wasze Towarzystwo i jego działalność – jakbyście, tuż po zakończonym Soborze Watykańskim II, domykali cztery wieki jego historii i rozpoczynali nową epokę życia zakonnego, w którym służycie, z nowym nastawieniem umysłu i nowymi postanowieniami.

Z tego powodu wasze zgromadzenie, najdrożsi Bracia i Synowie, ma szczególną wagę historyczną – ponieważ daje wam i nam sposobność do określenia wzajemnych relacji, jakie istnieją i powinny istnieć między Świętym Kościołem a Towarzystwem Jezusowym. Kościołem, którym z boskiego mandatu kierujemy, troszczymy się i reprezentujemy.

Jakie są te relacje? To na nas – na was i na nas – spoczywa obowiązek udzielenia odpowiedzi na to pytanie, a odpowiedź ta ma dwojaki wymiar.

1. Czy wy, synowie św. Ignacego, żołnierze Towarzystwa Jezusowego, chcecie także teraz, w przyszłości i zawsze być takimi, jakimi byliście od samego początku waszego istnienia aż po dziś dzień, dla dobra Kościoła katolickiego i tej Stolicy Apostolskiej? Nie byłoby powodu, byśmy o to pytali, gdyby nie to, że na temat waszego Towarzystwa, jak i innych rodzin zakonnych, dotarły do naszych uszu pewne wiadomości i pogłoski, których – tego nie możemy przemilczeć – niektóre wprawiły nas w zdumienie, a niektóre napełniły nas bólem.

Pod wpływem tych niecodziennych i błędnych sugestii w niektórych częściach waszego rozległego Towarzystwa powstała wątpliwość, czy powinno ono nadal pozostawać takim, jakim ukształtował je święty człowiek, który je wymyślił i założył, a następnie obdarzył je najroztropniejszymi i najtrwalszymi zasadami; jakim uformowała je tradycja wielu wieków, dojrzała dzięki starannemu doświadczeniu i potwierdzona najbardziej uroczystymi aprobatami, dla chwały Bożej, obrony Kościoła i podziwu ludzi. Czyżby w umysłach niektórych spośród was zakorzeniło się przekonanie, że sprawy ludzkie podlegają absolutnie historycznym prawom, tak że – skoro powstały w czasie – koniecznie muszą w nim także zaniknąć, jakby w Kościele katolickim nie istniał charyzmat prawdy, który trwa, oraz niezłomności, której nie można złamać, a którego obrazem i fundamentem jest ta Opoka Stolicy Apostolskiej?

Czy w trosce o dusze, która rozpala całe wasze Towarzystwo, uznano za konieczne, aby zwiększając skuteczność waszej pracy, odstąpić od tak wielu czcigodnych zwyczajów duchowych, ascetycznych i dyscyplinarnych, jakby już nie pomagały, lecz raczej przeszkadzały, by wasza troska duszpasterska mogła się swobodniej i bardziej indywidualnie rozwijać? Czy więc to surowe i mężne posłuszeństwo, które zawsze było cechą waszego Towarzystwa, które uczyniło jego strukturę ewangeliczną, jaśniejącą przykładem, nadzwyczaj silną, miało być osłabione, jakoby sprzeciwiało się osobie ludzkiej i tłumiło gorliwość w działaniu? Czy w tej sprawie zapomniano o tym, czego Chrystus, Kościół i wasza własna szkoła duchowa uczyły wspaniale o tej cnocie?

Czyżby nie brakło takich, którzy uważali, że nie ma już potrzeby narzucania własnej duszy ćwiczeń duchowych, to znaczy codziennej i żarliwej modlitwy, pokornej i gorącej dyscypliny życia wewnętrznego, rachunku sumienia, wewnętrznego dialogu z Chrystusem, jakby sama działalność zewnętrzna wystarczała do zachowania ducha wrażliwego, silnego i czystego oraz sama w sobie mogła połączyć umysł z Bogiem? Jakby to bogactwo środków duchowych przystawało jedynie do mnichów, a nie stanowiło raczej koniecznego oręża, bez którego Chrystusowy żołnierz nie może się obejść?

Czyż niektórzy dali się zwieść, sądząc, że aby szerzyć Ewangelię Chrystusa, trzeba przyjmować instytucje świata, jego sposób myślenia i działania, jego świecki styl życia? Czyżby z założeń naturalizmu oceniano obyczaje współczesnych czasów, zapominając nawet o tym, że zwiastun Chrystusa, który idzie do ludzi, aby głosić im Jego orędzie, nie powinien stawać się do nich tak bardzo podobnym, by sól straciła swój ostry smak, a apostoł został pozbawiony swojej właściwej mocy?

Te chmury rzeczywiście zasnuły niebo, lecz po obradach waszej Kongregacji Generalnej w dużej mierze się rozwiały! Przyjęliśmy bowiem z niemałą radością, że wy – z tą samą stanowczością, która zawsze kierowała waszą wolą – po dokładnym i szczerym rozważeniu waszej historii, misji, której się poświęciliście, oraz tego, czego nauczyło was doświadczenie, sami zdecydowaliście się wiernie trzymać waszych fundamentalnych zasad i nie porzuciliście waszej tradycji, która zawsze wśród was tętniła życiem i siłą.

Dokonując pewnych zmian w waszych szczególnych Regułach – co nie tylko było wam dozwolone ze względu na odnowę życia zakonnego zaproponowaną przez Sobór, ale wręcz byliście do tego zachęcani – w żadnym razie nie naruszyliście świętego prawa, na mocy którego jesteście zakonnikami, a także członkami Towarzystwa Jezusowego. Przeciwnie, przynieśliście ulgę waszym sprawom, o ile były one przytłoczone brzemieniem czasu oraz wydobyliście nowe siły do podjęcia wszelkich zadań nadchodzących pokoleń. Tak więc spośród wielu rzeczy, które ustaliliście w trudnych dyskusjach, szczególnie wyróżnia się ten pomyślny wynik: mianowicie to, że rzeczywiście nie tylko została zachowana, ale wręcz niewątpliwie umocniła się zarówno struktura waszego Towarzystwa, jak i jego duch.

Jeśli zaś chodzi o tego ducha, gorąco was zachęcamy, abyście w przyszłości – nie odstępując od zbawiennych zasad waszych przodków – nadal przyznawali pierwszeństwo w waszym życiu modlitwie. Skąd bowiem, jeśli nie z łaski Bożej, która jak żywa woda spływa do nas poprzez pokorne kanały modlitwy, rozmowy z Bogiem, a przede wszystkim przez świętą liturgię, czerpać będzie każdy zakonnik niebiańskie rady i siły do własnego nadprzyrodzonego uświęcenia? Skąd apostoł otrzyma impuls, przewodnictwo, moc, mądrość, wytrwałość w walce z diabłem, ciałem i światem? Skąd zaczerpnie miłość, którą będzie kochał dusze ze względu na ich zbawienie i budował Kościół, poza robotnikami, którym praca nad tym mistycznym gmachem, to jest Kościołem, została powierzona jako obowiązek i nakaz sumienia?

Radujcie się, najdrożsi synowie! Oto zasada, stara i nowa, chrześcijańskiej ekonomii zbawienia; oto forma, która czyni prawdziwego zakonnego ucznia Chrystusa, apostoła w Jego Kościele, nauczyciela dla braci – zarówno wiernych, jak i niewierzących. Radujcie się; nasza życzliwość, a nawet nasze serce, które pozostaje z wami w komunii, przynosi wam pociechę i jest przy was.

A zatem wasze szczegółowe postanowienia, dotyczące kształcenia waszych kleryków, posłuszeństwa wobec nauczania i autorytetu Kościoła, zasad doskonałości zakonnej, norm kierujących waszą działalnością apostolską i duszpasterską, właściwej interpretacji dekretów Soboru Powszechnego oraz pewnych sposobów ich wdrażania – powinny być postrzegane jako odpowiedzi na nasze pytanie. Z pewnością tak jest! Synowie św. Ignacego, którzy chlubią się mianem członków Towarzystwa Jezusowego, nadal pozostają wierni sobie i Kościołowi! Są gotowi i silni! Mają w rękach nową broń, odrzuciwszy zużytą i mniej skuteczną, ale z tym samym posłuszeństwem, z tym samym oddaniem i tą samą wolą odnoszenia duchowych zwycięstw.

2. Teraz rodzi się drugie pytanie dotyczące relacji Towarzystwa Jezusowego z Kościołem i w szczególny sposób ze Stolicą Apostolską. Czy Kościół i Następca św. Piotra nadal uznaje was za swoją szczególną i najwierniejszą armię?

Oto nasza odpowiedź: Tak! Ufamy wam, pozostajemy wam wierni, powierzamy wam misję apostolską, okazujemy wam naszą miłość i wdzięczność, a także udzielamy wam błogosławieństwa.

W tej właśnie godzinie, uroczystej i godnej zapisania w historii, oświadczyliście, potwierdzając to nowymi postanowieniami, że pragniecie pozostać jak najwierniejsi waszemu Instytutowi, które w czasach intensywnych prac odnowy zapoczątkowanych przez Sobór Trydencki oddało się służbie Kościoła Katolickiego. Dlatego z chętnie i z radością powtarzamy słowa i czyny naszych Poprzedników z tamtej epoki, która choć różna, to jednak nie mniej znamienna dla odnowy Kościoła, następującej po Soborze Watykańskim II. Z radością stwierdzamy, że Stolica Apostolska – a bez wątpienia wraz z nią cały Kościół – ma waszą Wspólnotę w wielkim poważaniu, o ile będziecie starali się osiągać doskonałość w zdrowej doktrynie i świętości życia zakonnego oraz pozostawać skutecznym narzędziem obrony i szerzenia wiary katolickiej.

Jeśli pozostaniecie tacy, jacy byliście, nie zabraknie wam naszej dobrej opinii i zaufania.

To samo będzie o was myślał Lud Boży. Jaka bowiem tajemnicza przyczyna sprawiła, że wasze Towarzystwo tak się rozprzestrzeniło i cieszyło się takim powodzeniem, jeśli nie jego wyjątkowa duchowa struktura oraz kanoniczny kształt i organizacja? Jeśli ta struktura i organizacja pozostaną nienaruszone i będą wciąż kwitły nową energią cnót i dzieł, nadzieja na wasz rozwój i trwałą skuteczność w głoszeniu Ewangelii oraz budowaniu społeczeństwa naszych czasów nie będzie daremna. Czyż to właśnie ewangeliczne i zakonne życie waszej wspólnoty, jej historia i forma, które stanowią przykład dla innych, nie są najlepszą obroną i rekomendacją waszego dzieła oraz najbardziej przekonującym argumentem, by ufać waszemu apostolatowi? Czyż nie na tej duchowej, moralnej i kościelnej jedności opiera się zaufanie do waszej pracy, a także do waszej pomocniczej misji?

Pozwólcie nam powiedzieć na zakończenie tego przemówienia, że pokładamy w was wielką nadzieję. Kościół potrzebuje waszej pomocy, cieszy się nią i chlubi, że otrzymuje ją od swoich szczerych i oddanych synów, jakimi jesteście. Kościół przyjmuje dzieło, które obiecujecie, a nawet życie, które ofiarujecie; i ponieważ jesteście żołnierzami Chrystusa, powołuje was i zachęca do trudnych i świętych zmagań w Jego imieniu – właśnie teraz, bardziej niż kiedykolwiek.

Czyż nie dostrzegacie, jak wielkich środków obronnych potrzebuje dziś wiara? Jak bardzo konieczna jest jej jawna akceptacja, jasna wykładnia, nieustanne głoszenie, mądra interpretacja, pełne miłości i wielkoduszne świadectwo?

Pokładamy w was ufność jako w mocnych świadkach jednej prawdziwej wiary.

Czyż nie widzicie, jakie możliwości otwiera dzisiejszy ekumenizm przed sługą i apostołem świętego Kościoła katolickiego w zakresie budowania szczęśliwych relacji z innymi, prowadzenia roztropnych dialogów, cierpliwego wyjaśniania, poszerzania przestrzeni miłości?

Kto mógłby lepiej od was poświęcić się tym studiom i wysiłkom z myślą, by Bracia wciąż od nas oddzieleni mogli nas poznać i uznać, usłyszeć nas i wspólnie z nami uczestniczyć w chwale, radości i służbie tajemnicy jedności w Chrystusie Panu?

Czyż pośród was nie znajdą się ludzie zdolni, roztropni, gorliwi i doświadczeni, którzy poświęcą się misji przenikania współczesnego świata zasadami chrześcijańskimi, jak to nakreśla ogłoszona już Konstytucja duszpasterska zaczynająca się od słów „Gaudium et spes”? Czyż kult Najświętszego Serca Jezusowego, któremu oddajecie cześć, nie będzie nadal potężnym narzędziem odnawiania umysłów i obyczajów tego świata, zgodnie z zachętami Soboru Watykańskiego II, i wykonywania powierzonego wam zadania, w ramach którego powinniście przeciwstawiać się ateizmowi?

Czyż nie poświęcicie się z nową gorliwością wychowaniu młodzieży w szkołach średnich i na uniwersytetach, zarówno kościelnych, jak i świeckich, dzięki czemu zdobyliście tak wielkie uznanie i zasługi? Powinniście bowiem pamiętać, że powierzono wam tak wiele młodych dusz, które – jeśli zostaną uformowane według właściwych zasad – będą mogły w przyszłości przynieść ogromne korzyści Kościołowi i społeczeństwu.

A co powiedzieć o misjach? Czyż misje, w których tylu waszych współbraci już pracuje w sposób godny podziwu, trudzi się, znosi cierpienia i dba, by imię Jezusa jaśniało jako słońce zbawienia, nie zostały wam powierzone przez Stolicę Apostolską, podobnie jak niegdyś św. Franciszkowi Ksaweremu, będącemu pewnym, że będziecie najwierniejszymi, najodważniejszymi i najgorliwszymi głosicielami wiary, płonącymi miłością, którą wasza pobożność czyni niewyczerpaną, pełną pociechy i niepojętą?

A co myśleć o świecie? O świecie, który zdaje się mieć dwie twarze: jedną, która symbolizuje spisek wszystkich, którzy odrzucają światło i łaskę, i drugą, która oznacza wielką rodzinę ludzką, dla której Ojciec posłał Syna, a Syn sam siebie ofiarował. Czyż ten świat, tak potężny, a zarazem tak słaby, tak wrogi, a jednocześnie otwarty, nie woła do was i do nas, wzywając nas do spełnienia naszej misji? Czyż ten świat, niemalże jęczący i drżący, w tej chwili, w obliczu Chrystusa, nie woła do was wszystkich: przyjdźcie, przyjdźcie? Oczekuje was – by tak rzec – z niedostatkiem i głodem Chrystusa; przyjdźcie, przyszedł bowiem czas.

Tak, to jest czas, najdrożsi synowie; idźcie z ufnością i rozpalonymi sercami; Chrystus was wybiera, Kościół was posyła, Papież wam błogosławi.

AAS 58 (1966) 1172—1178.

Za: www.vatican.va 

 


Copyright © Konferencja Episkopatu Polski

Wpisy powiązane

1978.05.29 – Rzym – Paweł VI, Przemówienie do kapituły generalnej Braci Mniejszych Konwentualnych

1978.05.22 – Rzym – Paweł VI, Przemówienie do Zgromadzenia Kapłanów Najświętszego Serca

1978.05.07 – Rzym – Paweł VI, Homilia na beatyfikację S. Marii Enrici Dominici