Franciszek
PRZESŁANIE DO UCZESTNIKÓW KAPITUŁY GENERALNEJ SALEZJANÓW W VALDOCCO
Rzym, 4 marca 2020 r.
Drodzy Bracia!
Pozdrawiam was z serdecznie i dziękuję Bogu, że przynajmniej na odległość mogę dzielić z wami ten moment wspólnej drogi, którą przebywacie.
Jest rzeczą znamienną, że po kilkudziesięciu latach Opatrzność sprawiła, że kapituła generalna odbywa się na Valdocco, w miejscu pamięci, gdzie kształtowało się marzenie założycielskie i stawiano pierwsze kroki. Jestem pewien, że hałas i zgiełk płynące z waszych oratoriów będą najlepszą i najskuteczniejszą muzyką dla Ducha, aby ożywić charyzmatyczny dar waszego założyciela. Nie zamykajcie okien na ten docierający do was szum… Niech wam towarzyszy i niech sprawia, że będziecie niespokojni i nieustraszeni w rozeznawaniu; i pozwólcie, aby te głosy i te pieśni przywołały w was twarze wielu innych młodych ludzi, którzy z różnych powodów czują się jak owce nie mające pasterza (por. Mk 6, 34). Ten zgiełk i ten niepokój utrzymają was w stanie czujności i gotowości w obliczu wszelkiego rodzaju wewnętrznego znieczulenia rodzącego się w sercu i pomoże wam pozostać twórczo wiernymi waszej salezjańskiej tożsamości.
Ożywić dar, który otrzymaliście
Myślenie o sylwetce salezjanina dla dzisiejszej młodzieży zakłada zaakceptowanie faktu, że jesteśmy zanurzeni w okres zmian, z całą niepewnością, która się z tym wiąże. Nikt nie jest w stanie powiedzieć z całą pewnością i precyzją (o ile w ogóle kiedykolwiek był w stanie to zrobić), co wydarzy się w najbliższej przyszłości na płaszczyźnie społecznej, ekonomicznej, edukacyjnej i kulturowej. Niespójność i „płynność” wydarzeń, a przede wszystkim szybkość, z jaką rzeczy następują po sobie i są przekazywane, sprawiają, że wszelkie przewidywania stają się lekturą skazaną na jak najszybsze przeformułowanie (por. Konstytucja apostolska Veritatis gaudium, 3-4). Tę perspektywę jeszcze bardziej podkreśla fakt, że Wasze dzieła są w szczególny sposób skierowane do świata młodzieży, który sam w sobie jest światem w ruchu i w ciągłej transformacji. Wymaga to od nas podwójnej uległości: uległości wobec młodzieży i jej potrzeb oraz uległości wobec Ducha Świętego i wszystkiego, co chce On przemienić.
Odpowiedzialne podjęcie tej sytuacji – zarówno na poziomie osobistym, jak i wspólnotowym – oznacza odejście od retoryki, która każe nam nieustannie powtarzać: „wszystko się zmienia”, a która, powtarzając to w kółko, wpędza nas w paraliżujący bezwład, który pozbawia waszą misję odwagi właściwej uczniom Pana. Ta inercja może również przybrać formę pesymistycznego spojrzenia i nastawienia do wszystkiego, co nas otacza, nie tylko w odniesieniu do zmian zachodzących w społeczeństwie, ale także w odniesieniu do naszego Zgromadzenia, do naszych braci i do życia Kościoła. Taka postawa prowadzi do „bojkotu” i uniemożliwia jakąkolwiek odpowiedź lub proces alternatywny, albo pozwala na pojawienie się postawy przeciwnej: ślepego optymizmu, zdolnego do rozproszenia siły i nowości Ewangelii, uniemożliwiającego nam konkretne przyjęcie złożoności, jakiej wymagają sytuacje i proroctwa, do którego realizacji Pan nas zaprasza. Ani pesymizm, ani optymizm nie są darami Ducha, ponieważ oba pochodzą z autoreferencyjnej wizji, zdolnej do mierzenia się jedynie własnymi siłami, zdolnościami i możliwościami, co uniemożliwia spojrzenie na to, co Pan sprawia i chce sprawić wśród nas (por. Posynodalna Adhortacja apostolska Christus vivit, 35). Ani dostosować się do modnej kultury, ani schronić się w bohaterskiej, ale już wypartej przeszłości. W czasach zmian dobrze jest trzymać się słów św. Pawła do Tymoteusza: „Dlatego przypominam ci, abyś przez nałożenie moich rąk rozpalił na nowo dar Boży, który jest w tobie. Albowiem nie dał nam Bóg ducha płochości, lecz mocy, miłości i mądrości” (2 Tm 1,6-7).
Słowa te zapraszają nas do pielęgnowania postawy kontemplacyjnej, zdolnej do rozpoznawania i rozeznawania punktów centralnych. To pomoże nam wyruszyć w drogę z duchem i wkładem właściwym synom księdza Bosko i, tak jak on, rozwinąć „ważną rewolucję kulturalną” (Encyklika Laudato si’, 114). To kontemplacyjne nastawienie pozwoli ci przezwyciężyć i przekroczyć własne oczekiwania i programy. Jesteśmy mężczyznami i kobietami wiary, co oznacza, że pasjonujemy się Jezusem Chrystusem; i wiemy, że zarówno nasza teraźniejszość, jak i nasza przyszłość są nasycone tą siłą apostolsko-charyzmatyczną, powołaną do tego, by nadal przenikać życie tak wielu młodych ludzi, opuszczonych i zagrożonych, ubogich i potrzebujących, wykluczonych i odrzuconych, pozbawionych praw, pozbawionych domu… Ci młodzi ludzie czekają na spojrzenie nadziei, które przeczy wszelkiemu fatalizmowi czy determinizmowi. Czekają, aby spotkać spojrzenie Jezusa, który mówi im, „że we wszystkich ciemnych i bolesnych sytuacjach […] jest wyjście” (Posynodalna Adhortacja apostolska Christus Vivit, 104). To tam mieszka nasza radość.
Ani pesymista, ani optymista, salezjanin XXI wieku jest człowiekiem pełnym nadziei, ponieważ wie, że jego centrum znajduje się w Panu, zdolnym uczynić wszystko nowe (por. Ap 21, 5). Tylko to uchroni nas przed życiem w postawie rezygnacji i obronnego przetrwania. Tylko to sprawi, że nasze życie będzie owocne (por. Homilia, 2 lutego 2017 r.), ponieważ pozwoli, aby otrzymany dar był nadal przeżywany i wyrażany jako dobra nowina dla i z dzisiejszą młodzieżą. Ta postawa nadziei jest w stanie ustanowić i zainaugurować procesy wychowawcze alternatywne wobec dominującej kultury, która w nielicznych sytuacjach – czy to z powodu ubóstwa i skrajnej nędzy, czy też obfitości, w niektórych przypadkach nawet skrajnej – dusi i zabija marzenia naszych młodych ludzi, skazując ich na głuchy, pełzający i nierzadko narkotyczny konformizm. Ani triumfaliści, ani panikarze, lecz radośni i pełni nadziei mężczyźni i kobiety, nie automatycy, lecz rzemieślnicy, zdolni „ukazywać innym marzenia, których ten świat nie oferuje, świadczyć o pięknie wielkoduszności, służby, czystości, męstwa, przebaczenia, wierności powołaniu, modlitwy, walki o sprawiedliwość i dobro wspólne, miłości do ubogich, przyjaźni społecznej” (Posynodalna adhortacja apostolska Christus Vivit, 36).
Opcja Valdocco” waszej 28 Kapituły Generalnej jest dobrą okazją, aby skonfrontować się ze źródłami i prosić Pana: „Da mihi animas, coetera tolle„[1] Przede wszystkim, zabierzcie to, co zostało włączone i utrwalone po drodze, a co, choć w innym czasie mogło być adekwatną odpowiedzią, dzisiaj przeszkadza wam w konfigurowaniu i kształtowaniu obecności salezjańskiej w sposób ewangelicznie znaczący w różnych sytuacjach misyjnych. Wymaga to od nas przezwyciężenia lęków i obaw, które mogą wynikać z przekonania, że charyzmat sprowadza się do pewnych dzieł lub struktur albo jest z nimi utożsamiany. Wierne przeżywanie charyzmatu jest czymś bogatszym i bardziej stymulującym niż zwykłe porzucenie, wycofanie się lub dostosowanie domów czy zajęć; wymaga zmiany mentalności w obliczu misji, którą ma się wykonać.[2] „Opcja z Valdocco” jest sposobem wiernego przeżywania charyzmatu.
Opcja Valdocco” i dar młodych ludzi
Oratorium Salezjańskie i wszystko, co z niego wynikło, jak mówi biografia Oratorium, narodziło się jako odpowiedź na życie młodych ludzi, którzy mieli twarz i historię, która wprawiła w ruch tego młodego księdza, niezdolnego do pozostania obojętnym lub nieruchomym wobec tego, co się działo. To było coś więcej niż gest dobrej woli czy życzliwości, a nawet więcej niż wynik projektu studyjnego nad „numeryczno-charyzmatyczną wykonalnością”. Myślę o tym jako o akcie stałego nawrócenia i odpowiedzi na Pana, który „zmęczony pukaniem” do naszych drzwi, czeka, aż pójdziemy Go szukać i spotkać… Albo wypuścić Go, gdy puka od wewnątrz. Nawrócenie, które pociąga za sobą (i komplikuje) całe życie jego i osób z jego otoczenia. Ksiądz Bosko nie tylko nie oddziela się od świata, aby dążyć do świętości, ale pozwala, aby stawiano mu wyzwania, wybierając, w jaki sposób i w jakim świecie chce żyć.
Wybierając i przyjmując świat dzieci i młodzieży opuszczonych, bez pracy i wykształcenia, pozwolił im doświadczyć ojcostwa Boga w sposób namacalny i dał im narzędzia, aby mogli opowiedzieć swoje życie i swoją historię w świetle bezwarunkowej miłości. One z kolei pomogły Kościołowi na nowo odkryć jego misję: „Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym” (Ps 118, 22). Nie będąc biernymi agentami czy widzami dzieła misyjnego, stali się oni, wychodząc od swojej własnej kondycji – w wielu przypadkach „analfabetów religijnych” i „analfabetów społecznych” – głównymi protagonistami całego procesu fundacji[3]. Salezjański styl bycia zrodził się właśnie z tego spotkania, zdolnego wzbudzić proroctwa i wizje: przyjąć, zintegrować i sprawić, aby najlepsze cechy wzrastały jako dar dla innych, zwłaszcza dla osób zepchniętych na margines i opuszczonych, od których nie oczekuje się niczego. Paweł VI powiedział: „Kościół, jako ewangelizator, zaczyna od ewangelizowania samego siebie… Oznacza to, jednym słowem, że zawsze potrzebuje ewangelizacji, jeśli chce zachować świeżość, impuls i siłę do głoszenia Ewangelii” (Adhortacja apostolska Evangelii Nuntiandi, 15). Każdy charyzmat potrzebuje odnowy i ewangelizacji, a w waszym przypadku szczególnie przez najuboższych młodych ludzi.
Wczorajsi rozmówcy księdza Bosko i dzisiejsi salezjanie nie są jedynie adresatami strategii zaplanowanej z góry, ale żywymi protagonistami oratorium, które ma powstać.[4] Przez nich i z nimi Pan ukazuje nam swoją wolę i swoje marzenia.[5] Można by ich nazwać współzałożycielami waszych domów, w których salezjanin będzie biegłym w zwoływaniu i generowaniu tego rodzaju dynamiki, nie czując się mistrzem. Zjednoczenie, które przypomina nam, że jesteśmy „Kościołem wychodzącym” i mobilizuje nas do tego: Kościołem zdolnym do porzucenia wygodnych, bezpiecznych i niekiedy uprzywilejowanych pozycji, aby odnaleźć w najmniejszych z nich typową owocność Królestwa Bożego. To nie jest wybór strategiczny, ale charyzmatyczny. Owocność podtrzymywana w oparciu o krzyż Chrystusa, który jest zawsze skandaliczną niesprawiedliwością dla tych, którzy zablokowali swoją wrażliwość w obliczu cierpienia lub pogodzili się z niesprawiedliwością wobec niewinnych. „Nie możemy być Kościołem, który nie płacze w obliczu tych dramatów swoich małych dzieci. Nie wolno nam się do tego przyzwyczajać, bo kto nie umie płakać, ten nie jest matką. Chcemy płakać, aby również społeczeństwo stało się bardziej matką” (Posynodalna Adhortacja Apostolska Christus Vivit, 75).
Opcja z Valdocco i charyzmat obecności
Ważne jest, aby utrzymywać, że nie jesteśmy formowani do misji, ale jesteśmy formowani w misji, wokół której obraca się całe nasze życie, z jej wyborami i priorytetami. Formacja początkowa i ciągła nie może być uprzednią, równoległą lub oddzielną instancją tożsamości i wrażliwości ucznia. Misja inter gentes jest naszą najlepszą szkołą: z niej się modlimy, rozważamy, studiujemy, odpoczywamy. Kiedy izolujemy się lub oddalamy od ludzi, którym jesteśmy powołani służyć, nasza tożsamość jako osób konsekrowanych zaczyna się zniekształcać i staje się karykaturą.
W tym sensie jedna z przeszkód, którą możemy zidentyfikować, nie ma nic wspólnego z jakąś sytuacją poza naszymi wspólnotami, ale raczej z tą, która dotyka nas bezpośrednio poprzez wypaczone doświadczenie posługi…, a która tak bardzo nas boli: klerykalizm. Jest to osobiste dążenie do zajmowania, koncentrowania i określania przestrzeni, przy jednoczesnym minimalizowaniu i niweczeniu namaszczenia Ludu Bożego. Klerykalizm, przeżywając powołanie w sposób elitarny, myli wybór z przywilejem, służbę ze służalczością, jedność z uniformizacją, rozbieżność z opozycją, formację z indoktrynacją. Klerykalizm jest perwersją, która sprzyja funkcjonalnym, paternalistycznym, zaborczym, a nawet manipulacyjnym związkom z pozostałymi powołaniami w Kościele.
Inną przeszkodą, którą napotykamy – powszechną, a nawet uzasadnioną, zwłaszcza w obecnych czasach niepewności i niestabilności – jest tendencja do rygoryzmu. Myląc autorytet z autorytaryzmem, rości sobie prawo do kierowania i kontrolowania procesów ludzkich przy zachowaniu skrupulatnej, surowej, a nawet złośliwej postawy wobec własnych lub cudzych (zwłaszcza cudzych) ograniczeń i słabości. Rygorysta zapomina, że pszenica i kąkol rosną razem (por. Mt 13, 24-30) i „że nie wszyscy mogą wszystko i że w tym życiu ludzkie słabości nie są całkowicie i raz na zawsze uleczone przez łaskę”. W każdym razie, jak nauczał św. Augustyn, Bóg zaprasza cię, abyś czynił to, co możesz, i prosił o to, czego nie możesz” (Adhortacja apostolska Gaudete et Exsultate, 49). Tomasz z Akwinu, z wielką finezją i duchową subtelnością, przypomina nam, że „diabeł zwodzi wielu”. Jedni przez nakłanianie do popełniania grzechów, inni przez zbytnią surowość wobec tych, którzy grzeszą, tak że jeśli nie może ich mieć przez swoje podłe postępowanie, to prowadzi tych, których już ma, na zatracenie, wykorzystując surowość prałatów, którzy nie poprawiając ich z miłosierdziem, doprowadzają ich do rozpaczy, i w ten sposób gubią się i wpadają w sieć diabła. A to się stanie z nami, jeśli nie odpuścimy grzesznikom”[6].
Ci, którzy towarzyszą innym we wzrastaniu, muszą być ludźmi o szerokich horyzontach, zdolnymi do łączenia granic i nadziei, pomagając im w ten sposób zawsze patrzeć w przyszłość, w perspektywie zbawczej. Wychowawca, „który nie boi się stawiać granic, a jednocześnie poddaje się dynamice nadziei wyrażającej się w zaufaniu do działania Pana prób, jest obrazem człowieka silnego, który kieruje tym, co nie należy do niego, lecz do jego Pana”[7]. Nie wolno nam tłumić i uniemożliwiać siły i łaski tego, co możliwe, którego realizacja zawsze kryje w sobie ziarno nowego i dobrego Życia. Nauczmy się pracować i ufać Bożym czasom, które są zawsze większe i mądrzejsze od naszych krótkowzrocznych działań. On nie chce nikogo zniszczyć, ale wszystkich zbawić.
Istnieje zatem pilna potrzeba znalezienia takiego stylu formacji, który byłby w stanie strukturalnie przyjąć fakt, że ewangelizacja zakłada pełne uczestnictwo, z pełnym obywatelstwem, każdego ochrzczonego – z całym jego potencjałem i ograniczeniami – a nie tylko tak zwanych „podmiotów wykwalifikowanych” (por. (por. Adhortacja apostolska Evangelii gaudium, 120); uczestnictwo, w którym służba, i to służba najuboższym, jest główną osią, która pomaga lepiej ukazać i dać świadectwo o naszym Panu, „który nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mt 20, 28). Zachęcam was do kontynuowania wysiłków, aby wasze domy stały się „laboratorium eklezjalnym”, zdolnym rozpoznać, docenić, pobudzić i zachęcić do różnych powołań i misji w Kościele.[8] W tym sensie myślę konkretnie o pracy Kościoła w obszarze Kościoła.
W tym sensie myślę konkretnie o dwóch obecnościach w waszej wspólnocie salezjańskiej, które mogą być pomocne jako elementy, z których można porównać miejsce różnych powołań wśród was; dwie obecności, które stanowią „antidotum” przeciwko wszelkim tendencjom klerykalnym i rygorystycznym: współbracia koadiutorzy i kobiety.
Bracia koadiutorzy są żywym wyrazem bezinteresowności, do której pielęgnowania zaprasza nas charyzmat. Wasza konsekracja jest przede wszystkim znakiem bezinteresownej miłości do Pana i do Pana w jego młodzieży, która nie jest określona przede wszystkim przez posługę, funkcję czy szczególną służbę, ale przez obecność. Salezjanin jest żywą pamiątką obecności, w której dyspozycyjność, słuchanie, radość i poświęcenie są podstawowymi nutami prowokującymi procesy, nawet zanim pojawią się sprawy do załatwienia. Bezinteresowność obecności ratuje Zgromadzenie przed każdą obsesją aktywistyczną i każdym redukcjonizmem techniczno-funkcjonalnym. Pierwszym wezwaniem jest bycie radosną i bezinteresowną obecnością wśród młodych ludzi.
Czym byłoby Valdocco bez obecności Mammy Małgorzaty? Czy wasze domy byłyby możliwe bez tej kobiety wiary? W niektórych regionach i miejscach „istnieją wspólnoty, które utrzymują się i przekazują wiarę przez długi czas bez żadnego kapłana, nawet przez dziesięciolecia. Stało się to możliwe dzięki obecności kobiet silnych i wielkodusznych: kobiet, które chrzciły, katechizowały, uczyły modlitwy, były misjonarkami, z pewnością powołanymi i pobudzonymi przez Ducha Świętego. Przez wieki kobiety podtrzymywały Kościół w tych miejscach z godnym podziwu oddaniem i żarliwą wiarą” (Posynodalna Adhortacja apostolska Querida Amazonia, 99). Bez rzeczywistej, skutecznej i oddziałującej obecności kobiet, waszym dziełom brakowałoby odwagi i zdolności do interpretowania obecności jako gościnności, jako domu. W obliczu rygoru, który wyklucza, musimy nauczyć się generować nowe życie Ewangelii. Zachęcam was do dążenia do dynamiki, w której głos kobiet, ich spojrzenie i działania – doceniane w ich wyjątkowości – odbijają się echem w procesie podejmowania decyzji, nie jako element pomocniczy, ale jako konstytutywny element waszej obecności.
Opcja Valdocco” w wielu językach
Podobnie jak w innych przypadkach, mit Babel usiłuje narzucić się w imię globalności. Całe systemy tworzą globalną i cyfrową sieć komunikacyjną, zdolną do połączenia różnych zakątków planety, co niesie ze sobą poważne niebezpieczeństwo monolitycznego ujednolicenia kultur, pozbawiając je ich istotnych cech i zasobów. Powszechna obecność waszej rodziny salezjańskiej jest bodźcem i zaproszeniem do ochrony i zachowania bogactwa wielu kultur, w których jesteście zanurzeni, bez prób ich „ujednolicenia”. Z drugiej strony, należy dążyć do tego, aby chrześcijaństwo było w stanie przyjąć język i kulturę miejscowej ludności. Smutne jest to, że w wielu miejscach obecność chrześcijańska jest nadal doświadczana jako obecność obca (zwłaszcza europejska); sytuacja ta jest widoczna również w programach formacyjnych i w stylu życia (por. tamże, 90).[9] Przeciwnie, postępujmy tak, jak inspiruje nas anegdota, że ksiądz Bosko, zapytany, w jakim języku lubi mówić, odpowiedział: „W tym, którego nauczyła mnie matka: jest to język, z którym najłatwiej mi się porozumieć”. Idąc za tą pewnością, salezjanin jest wezwany do mówienia w języku ojczystym każdej kultury, w której się znajduje. Jedność i komunia waszej rodziny jest w stanie przyjąć i zaakceptować wszystkie te różnice, które mogą wzbogacić całe ciało w synergii komunikacji i interakcji, gdzie każdy może ofiarować to, co najlepsze z siebie dla dobra całego ciała. W ten sposób salezjański styl bycia, daleki od zatracenia się w jednolitości tonów, nabierze piękniejszego i bardziej atrakcyjnego wyrazu… będzie umiał wyrażać się „w dialekcie” (por. 2 Mch 7, 26-27).
Jednocześnie pojawienie się rzeczywistości wirtualnej jako języka dominującego w wielu krajach, w których realizują państwo swoją misję, wymaga przede wszystkim uznania wszystkich możliwości i dobrych stron tego zjawiska, nie lekceważąc ani nie ignorując wpływu, jaki ma ono na tworzenie więzi, zwłaszcza na poziomie emocjonalnym. Nawet my, dorośli konsekrowani, nie jesteśmy na to odporni. Szeroko rozpowszechnione (i konieczne) „duszpasterstwo ekranu” wymaga od nas, abyśmy zamieszkali w sieci w sposób inteligentny, uznając ją za przestrzeń misji[10], co z kolei wymaga od nas wprowadzenia wszystkich koniecznych mediacji, aby nie pozostać więźniami jej kolistości i jej szczególnej (i dychotomicznej) logiki. Ta pułapka – nawet w imię misji – może nas zamknąć w sobie i odizolować w wygodnej wirtualności, zbytecznej i z niewielkim lub żadnym zaangażowaniem w życie młodych, braci we wspólnocie lub w zadania apostolskie. Sieć nie jest neutralna, a jej siła tworzenia kultury jest bardzo duża. Pod awatarem wirtualnej bliskości możemy stać się ślepi lub oddaleni od konkretnego życia ludzi, co spłaszcza i zubaża misyjny zapał. Wycofanie się indywidualistyczne, tak powszechne i społecznie proponowane w tej w dużej mierze zdigitalizowanej kulturze, wymaga szczególnej uwagi nie tylko na nasze modele pedagogiczne, ale także na osobiste i wspólnotowe wykorzystanie czasu, naszych działań i naszych dóbr.
Opcja z Valdocco” i zdolność do marzeń
Jednym z „gatunków literackich” księdza Bosko były sny. Z nimi Pan wszedł w jego życie i w życie całego waszego Zgromadzenia, poszerzając wyobraźnię o to, co możliwe. Sny nie tylko nie pozwalały mu zasnąć, ale pomagały mu, podobnie jak św. Józefowi, nabrać innej głębi i innej miary życia, tej, która pochodzi z wnętrzności Bożego współczucia. Można było żyć Ewangelią w sposób konkretny… On o tym marzył i nadał temu kształt w Oratorium.
Chciałbym zaproponować wam te słowa, jak „dobre noce” w każdym dobrym salezjańskim domu na koniec dnia, zapraszając was do marzeń i do wielkich marzeń. Wiedz, że reszta będzie ci dana dodatkowo. Marzcie o domach otwartych, owocnych i ewangelizacyjnych, zdolnych do tego, aby Pan mógł pokazać tak wielu młodym ludziom swoją bezwarunkową miłość i abyście mogli cieszyć się pięknem, do którego zostaliście powołani. Marzenie… I nie tylko dla siebie i dla dobra Zgromadzenia, ale dla wszystkich młodych ludzi, którzy są pozbawieni siły, światła i pociechy płynących z przyjaźni z Jezusem Chrystusem, którzy są pozbawieni wspólnoty wiary, która ich wspiera, horyzontu sensu i życia (por. Adhortacja apostolska Evangelii Gaudium, 49). Marzyć… i sprawiać, by ludzie marzyli!
Rzym, u Świętego Jana na Lateranie, 4 marca 2020 r.
Franciszek
[1] Motto odciśnięte z ogniem w pierwszych misjonarzach. Pamiętam list ks. Giacomo Costamagna do Księdza Bosko, w którym, po opowiedzeniu mu o trudach podróży i różnych niepowodzeniach, z jakimi musieli się zmierzyć, kończy słowami: „Jednomyślnie deklarujemy jedno: móc wkrótce udać się do Patagonii, by uratować niezliczone dusze”. Świadomość, e jest się posłanym, by szukać dusz na peryferiach i trwać przy nich, pokonując wszelkie pozorne niepowodzenia, jest nutą to samości, która pozwala porównać i zmierzyć charyzmat: „Da mihi animas, coetera tolle”.
[2] Przypominamy sobie napomnienie Pana: „Zaniedbując przykazanie Boże, zachowujecie tradycję ludzką” (Mk 7, 8).
[3] Ksiądz Bosko dzięki pomocy mądrego Cafasso odkrył, kim jest w oczach młodych więźniów; a ci młodzi więźniowie odkryli nowe oblicze w spojrzeniu Księdza Bosko. Tak więc razem odkryli Boże marzenie, które potrzebuje tych spotkań, aby się objawić. Ksiądz Bosko nie odkrył swojej misji przed lustrem, ale w bólu, gdy widział młodych ludzi, którzy nie mieli przyszłości. Salezjanin XXI wieku nie odkryje swojej tożsamości, jeśli nie będzie umiał współcierpieć z „liczbą zdrowych i krzepkich chłopców o bystrym umyśle, którzy przebywali w więzieniu, dręczeni i całkowicie pozbawieni pokarmu duchowego i materialnego… W nich była przedstawiona hańba kraju, hańba rodziny” (Wspomnienia Oratorium św. Franciszka Salezego, 48); i można dodać: naszego własnego Kościoła.
[4] Dziś widzimy, że w wielu regionach to właśnie młodzi ludzie jako pierwsi powstają, organizują się i promują słuszne sprawy. Wasze domy salezjańskie, dalekie od utrudniania tego przebudzenia, są powołane, aby stać się przestrzeniami, które mogą pobudzić tę świadomość chrześcijan i obywateli. Przypominamy tytuł tegorocznej strenny Rektora Większego: „Dobrzy chrześcijanie i uczciwi obywatele”.
[5] Zachęcam was, abyście zawsze pamiętali o tych wszystkich, którzy nie uczestniczą w tych wydarzeniach, ale których nie możemy ignorować, jeśli nie chcemy stać się grupą zamkniętą.
[6] Super II Cor., rozdz. 2, lect. 2 (in fine). Tomasza jest 2 Kor 2, 6-7, gdzie św. Paweł, odnosząc się do tych, którzy go zasmucili, pisze: „Okazujcie mu życzliwość i pocieszajcie go, aby nie poddał się zbyt wielkiemu bólowi”.
[7] J. M. BERGOGLIO, Medytacje dla zakonników, 105.
[8] Powołanie kościelne, zanim stanie się aktem różnicującym lub komplementarnym, jest zaproszeniem do ofiarowania szczególnego daru na rzecz wzrostu innych.
[9] Por. Adhortacja apostolska Evangelii gaudium, 116: „Jak to widać w historii Kościoła, chrześcijaństwo nie ma jednego modelu kulturowego, ale pozostając w pełni sobą, w całkowitej wierności wobec głoszenia Ewangelii i tradycji kościelnej, nosi również oblicze wielu kultur i ludów, w których jest przyjmowane i zakorzeniane”.
[10] Dzisiaj bowiem „potrzebna jest ewangelizacja, która oświeca nowe sposoby odnoszenia się do Boga, do innych i do środowiska, i która budzi podstawowe wartości. Trzeba dotrzeć tam, gdzie kształtują się nowe narracje i paradygmaty” (Adhortacja apostolska Evangelii Gaudium, 74).
Za: www.sdb.org
Copyright © Dicastero per la Comunicazione – Libreria Editrice Vaticana