Franciszek
„TO JEST BOŻY STYL”. ROZMOWA PAPIEŻA Z WĘGIERSKIMI JEZUITAMI
Budapeszt, 29 kwietnia 2023 r.
Drugiego dnia swojej podróży apostolskiej na Węgry, 29 kwietnia, papież Franciszek spotkał się z węgierskimi jezuitami. Około godz. 18 wszedł do sali nuncjatury, gdzie zgromadziło się 32 jezuitów, w tym prowincjał o. Attila András. Następnie przywitał się z wieloma z nich, jeden po drugim. Spotkanie rozpoczęło się od powitania o. Andrása, który przedstawił także sytuację prowincji. Na zakończenie Papież podziękował i powiedział: „Teraz zadawajcie pytania, jakie chcecie. Dziękuję!” Jezuici chcieli dać prezent za każdą udzieloną odpowiedź: „grę”, powiedział współpracownik prowincjała, o. Koronkai Zoltán. Franciszek roześmiał się serdecznie, ale poprosił, aby najpierw zadać wszystkie pytania, a dopiero na końcu rozdać prezenty, ponieważ obawiał się, że potem nie będzie czasu.
Pierwsze pytanie dotyczy duszpasterstwa młodzieży: jak postępować z młodymi ludźmi?
Dla mnie słowem kluczowym jest „świadectwo”. Bez świadectwa nie można nic zrobić. Kończysz jak w tej pięknej piosence Miny: „parole, parole, parole…”. Bez świadectwa nie można nic zrobić. A świadectwo w istocie oznacza spójność życia.
Drogi Papieżu Franciszku, cieszę się, że jesteś z nami. Co skłoniło Cię do powrotu na Węgry po podróży w 2021 roku?
Powodem jest to, że za pierwszym razem musiałem pojechać na Słowację, ale w Budapeszcie odbywał się Kongres Eucharystyczny. Przyjechałem więc tutaj na kilka godzin. Lecz obiecałem, że wrócę i wróciłem.
Jak radzić sobie z młodymi ludźmi w formacji w Towarzystwie Jezusowym i z młodymi ludźmi w ogóle? Jakich rad może nam Ojciec udzielić?
Mówić jasno. Ktoś kiedyś powiedział, że aby być dobrym jezuitą, trzeba myśleć jasno i mówić niejasno. Ale z młodymi ludźmi nie musi tak być: trzeba mówić jasno, pokazywać im spójność. Młodzi ludzie mają nosa do rozpoznania, gdy nie ma spójności. A z młodymi ludźmi w formacji trzeba rozmawiać jak z dorosłymi, jak z mężczyznami, a nie z dziećmi. I wprowadzać ich w doświadczenie duchowe, przygotowywać ich do wielkiego doświadczenia duchowego, jakim są Ćwiczenia. Młodzi ludzie nie tolerują podwójnego języka, to jest dla mnie jasne. Ale bycie konkretnym wcale nie oznacza bycia agresywnym. Jasność musi być zawsze połączona z życzliwością, braterstwem, ojcostwem.
Kluczowym słowem jest „autentyczność”. Niech młodzi ludzie mówią to, co czują. Dla mnie ważny jest dialog między osobą młodą a starszą: rozmowa, dyskusja. Oczekuję autentyczności, aby mówili o rzeczach takimi, jakimi są, o trudnościach, grzechach… A ty, jako formator, musisz nauczyć młodych ludzi konsekwencji. Ważne jest, aby młodzi prowadzili dialog ze starszymi. Starzy nie mogą pozostać sami w szpitalu: muszą być we wspólnocie, aby możliwa była wymiana między nimi a młodymi. Pamiętajmy o proroctwie Joela: starzy będą mieli sny, a młodzi będą prorokami. Proroctwo młodego człowieka wynika z czułej relacji ze starszymi. „Czułość” to jedno z kluczowych słów Boga: bliskość, współczucie i czułość. Na tej ścieżce nigdy nie zbłądzimy. To jest Boży styl.
Chciałbym zadać pytanie na temat chrześcijańskiej miłości wobec sprawców nadużyć seksualnych. Ewangelia prosi nas, abyśmy kochali, ale jak kochać ludzi, którzy doświadczyli nadużyć oraz ich oprawców w tym samym czasie? Bóg kocha wszystkich. Ich też kocha. Ale my? Oczywiście bez ukrywania czegokolwiek, jak mamy kochać sprawców? Chciałbym ofiarować współczucie i miłość, o które Ewangelia prosi wobec każdego, nawet wroga. Ale jak to jest możliwe?
To wcale nie jest łatwe. Zrozumieliśmy dziś, że rzeczywistość nadużyć jest bardzo szeroka: istnieją nadużycia seksualne, psychologiczne, ekonomiczne, wobec migrantów… Mówisz o nadużyciach seksualnych. Jak podchodzimy, jak rozmawiamy ze sprawcami, do których czujemy odrazę? Tak, oni też są dziećmi Bożymi. Ale jak można ich kochać? Twoje pytanie jest bardzo mocne. Sprawcę należy potępić, ale jako brata. Potępienie go należy rozumieć jako akt miłosierdzia. Istnieje logika, sposób kochania wroga, która również wyraża się w ten sposób. Nie jest łatwo ją zrozumieć i według niej żyć. Sprawca jest wrogiem. Każdy z nas to czuje, ponieważ wczuwamy się w cierpienie krzywdzonych. Kiedy czujemy, co przemoc pozostawia w sercach osób krzywdzonych, wrażenie jest ogromne. Nawet rozmowa z krzywdzicielem przyprawia nas o mdłości, nie jest łatwa. Ale oni też są dziećmi Bożymi. I wymagają opieki duszpasterskiej. Zasługują na karę, ale zasługują też na opiekę duszpasterską. Jak to zrobić? Nie, to nie jest łatwe. Masz rację.
Jakie były relacje Ojca z o. Ferencem Jálicsem? Co się wydarzyło? Jak Ojciec, jako prowincjał, doświadczał tej tragicznej sytuacji? Rzucono na Ojca ciężkie oskarżenia…
Ojcowie Ferenc Jálics i Orlando Yorio pracowali w dzielnicy robotniczej i dobrze im się współpracowało. Jálics był moim ojcem duchowym i spowiednikiem na pierwszym i drugim roku teologii. W dzielnicy, w której pracował, działała komórka partyzancka. Ale dwaj jezuici nie mieli z nimi nic wspólnego: byli pasterzami, a nie politykami. Zostali jednak wzięci do niewoli mimo swej niewinności. Nie znaleziono nic, co mogłoby ich oskarżać, ale musieli spędzić dziewięć miesięcy w więzieniu, cierpiąc z powodu gróźb i tortur. Potem zostali zwolnieni, ale takie rzeczy pozostawiają głębokie rany. Jálics przyszedł prosto do mnie i porozmawialiśmy. Poradziłem mu, by udał się do matki w Stanach Zjednoczonych. Sytuacja była zbyt zagmatwana i niepewna. Potem pojawiła się legenda, że to ja wydałem ich do więzienia. Powinieneś wiedzieć, że miesiąc temu Konferencja Episkopatu Argentyny opublikowała dwa z trzech planowanych tomów zawierających wszystkie dokumenty związane z tym, co wydarzyło się między Kościołem a wojskiem w Argentynie. Można tam znaleźć wszystko.
Wróćmy jednak do wydarzeń, które opisywałem. Kiedy wojsko oddało władzę, Jálics poprosił mnie o pozwolenie na przyjazd i przeprowadzenie kursu ćwiczeń duchowych w Argentynie. Zaprosiłem go do przyjazdu, a nawet odprawiliśmy razem Mszę Świętą. Potem zobaczyłem go ponownie jako arcybiskup, a następnie jako papież: przyjechał do Rzymu, aby się ze mną spotkać. Zawsze mieliśmy taką relację. Ale kiedy po raz ostatni przyjechał do mnie do Watykanu, widziałem, że cierpi, ponieważ nie wiedział, jak ze mną rozmawiać. Pojawił się dystans. Rany z tamtych lat pozostały zarówno we mnie, jak i w nim, ponieważ obaj doświadczyliśmy prześladowań.
Niektórzy członkowie nowego rządu chcieli „ściąć mi głowę” i podnosili nie tyle problem Jálicsa, co kwestionowali cały mój sposób działania w czasach dyktatury. Dlatego też zostałem pozwany. Dano mi wybór, gdzie przeprowadzić przesłuchanie. Wybrałem przesłuchanie w siedzibie biskupstwa. Trwało ono cztery godziny i dziesięć minut. Jeden z sędziów natarczywie kontestował moje działania. Zawsze odpowiadałem zgodnie z prawdą. Ale z mojego punktu widzenia jedyne poważne, uzasadnione pytanie pochodziło od prawnika, który należał do partii komunistycznej. I dzięki temu pytaniu wszystko się wyjaśniło. Ostatecznie ustalono moją niewinność. Ale w tym procesie nie było prawie żadnej wzmianki o Jàlicsie, lecz o innych przypadkach ludzi, którzy prosili o pomoc.
Dwóch z tych sędziów zobaczyłem ponownie w Rzymie u papieża. Jednego z grupą Argentyńczyków. Nie rozpoznałem go, ale miałem wrażenie, że go już widziałem. Patrzyłem i patrzyłem na niego. Powiedziałem do siebie: „ależ ja go znam”. Przywitał się ze mną i wyszedł. Potem zobaczyłam go ponownie i wtedy przedstawił się. Powiedziałem mu: „Zasługuję na stokrotną karę, ale nie z tego powodu”. Powiedziałem mu też, żeby to przyjął. Tak, zasługuję na osąd za moje grzechy, ale w tej kwestii chcę by była jasność. Inny z trzech sędziów również przyszedł i powiedział mi wyraźnie, że otrzymali instrukcje od rządu, aby mnie potępić.
Chcę jednak dodać, że kiedy Jálics i Yorio zostali zabrani przez wojsko, sytuacja w Argentynie była zagmatwana i nie było wcale jasne, co należy zrobić. Zrobiłem to, co czułem, że muszę zrobić, aby ich bronić. To była bardzo bolesna sprawa.
Jálics był dobrym człowiekiem, człowiekiem Bożym, człowiekiem, który szukał Boga, ale był ofiarą otoczenia, do którego nie należał. On sam zdawał sobie z tego sprawę. Była to grupa partyzantów działających w miejscu, do którego udał się jako kapelan. W dokumentacji, która została opublikowana w dwóch tomach, można znaleźć prawdę o tej sprawie.
Sobór Watykański II mówi o relacji między Kościołem a współczesnym światem. Jak możemy pogodzić Kościół z rzeczywistością, która stała się już po-nowoczesnością? Jak odnaleźć głos Boga, kochając nasze czasy?
Nie wiem, jak teoretycznie odpowiedzieć na to pytanie, ale z pewnością wiem, że Sobór jest wciąż w toku. Mówi się, że potrzeba stulecia, aby Sobór został zasymilowany. I wiem, że istnieje niewiarygodny opór. To, co nazywam „indietryzmem” (wstecznością), jak mówi List do Hebrajczyków 10,39: „Lecz my nie jesteśmy z tych, którzy się cofają i giną”. Strumień historii i łaski płynie od dołu ku górze, jak soki drzewa przynoszącego owoce. Bez tego przepływu pozostaniesz mumią. Cofanie się nigdy nie chroni życia.
Musisz się zmieniać, jak pisze św. Wincenty z Lerynu w Commonitórium primum, kiedy stwierdza, że nawet dogmaty religii chrześcijańskiej wzrastają, umacniając się z biegiem lat, rozwijając się z czasem, pogłębiając się z wiekiem. Ale jest to zmiana od dołu ku górze. Dzisiejszym niebezpieczeństwem jest „indietryzm”, reakcja przeciwko nowoczesności. To nostalgiczna choroba. Dlatego zdecydowałem, że teraz obowiązkowe będzie uzyskanie zgody na celebrację według Mszału Rzymskiego z 1962 roku dla wszystkich nowo wyświęconych kapłanów. Po wszystkich niezbędnych konsultacjach podjąłem tę decyzję, ponieważ widziałem, że działania duszpasterske słusznie podjęte przez Jana Pawła II i Benedykta XVI były wykorzystywane w sposób ideologiczny, aby się cofać. Konieczne było powstrzymanie tego „indietryzmu”, którego nie było w duszpasterskiej wizji moich poprzedników.
Za trzy tygodnie otrzymam święcenia kapłańskie. Czy pamięta Ojciec jak wyglądały święcenia jego kapłańskie? Czy chciałby Ojciec udzielić jakiejś rady nowo wyświęconemu kapłanowi?
Było nas pięciu. Przy życiu zostało nas dwóch. Mam dobrą pamięć. I jestem wdzięczny przełożonym, którzy dobrze nas przygotowali i zorganizowali piękną, prostą uroczystość, bez przepychu i ostentacji w ogrodzie Wydziału. Piękne chwile. I było mi też miło, że była obecna grupa moich towarzyszy z laboratorium chemicznego, w którym pracowałem, wszyscy ateiści i komuniści. Byli obecni! Jeden z nich został potem porwany, a następnie zabity przez wojsko. Chcesz mojej rady: nie odchodź od ludzi starszych!
Na koniec Franciszek wstał i powiedział: „Dziękuję bardzo za tę wizytę. Możemy pomodlić się do Matki Bożej, a potem udzielę błogosławieństwa”. Zaraz potem papież otrzymał różne prezenty, które każdy przedstawił ze szczegółowymi wyjaśnieniami. Następnie Franciszek przywitał się indywidualnie z tymi, z którymi nie przywitał się przy wejściu, po czym zrobiono zdjęcie grupowe.
Tłumaczenie: okm
Za: www.laciviltacattolica.it
Copyright © La Civiltà Cattolica 2023