Franciszek
DIALOG PAPIEŻA Z KAPŁANAMI I OSOBAMI KONSEKROWANYMI W KATEDRZE MEDIOLAŃSKIEJ
25 marca 2017 r. – Mediolan. Katedra
Papież Franciszek odwiedził w sobotę 25 marca 2017 r. Mediolan. W katedrze spotkał się z przedstawicielami kapłanów, zakonników i zakonnic diecezji mediolańskiej. Spotkanie to, podobnie do innych tego typu, miało charakter dialogu. Franciszek odpowiadał na zadane mu pytania.
TEKST PAPIESKIEGO DIALOGU
Pytanie 1 – ks. Gabriele Gioia, kapłan
Podczas gdy wiele energii i czasu kapłanów pochłania to, czego wymaga się od nas, aby kontynuować tradycyjne formy naszej posługi, doświadczamy wyzwań zeświecczenia i przemiany społeczeństwa mediolańskiego, społeczeństwa pluralistycznego, wieloetnicznego, wieloreligijnego i wielokulturowego.
Jakich oczyszczeń i jakich decyzji priorytetowych mamy dokonywać, aby nie zagubić radości ewangelizacji i nie utracić radości bycia ludem wierzącym w sercu historii?
a) Jedną z pierwszych rzeczy, jakie przychodzą mi do głowy, jest słowo „wyzwanie”. Każda epoka historyczna, od pierwszych wieków chrześcijaństwa, stawała nieustannie w obliczu wielorakich wyzwań. Wyzwań w łonie wspólnoty kościelnej a zarazem w stosunku do społeczeństwa, w którym wiara się ucieleśniała. Przypomnijmy sobie epizod z Piotrem w domu Korneliusza w Cezarei (por. Dz 10, 24-35) lub kontrowersje w Antiochii a następnie w Jerozolimie, czy należy dokonywać obrzezania pogan czy też nie (por. Dz 15, 1-6).
Dlatego nie powinniśmy się obawiać wyzwań i dobrze, że są. Są one znakiem żywej wiary, żywej wspólnoty, szukającej swego Pana, mającej otwarte oczy i serca. Powinniśmy raczej obawiać się wiary bez wyzwań, wiary, która uważa się za pełną, jakby wszystko zostało powiedziane i dokonane. Wyzwania pomagają nam w tym, aby nasza wiara nie stała się ideologiczna. Ratują nas od myśli zamkniętej i zdefiniowanej oraz otwierają nas na pełniejsze zrozumienie objawionego dziedzictwa. Konstytucja dogmatyczna „Dei Verbum” stwierdza: „Tak właśnie w ciągu wieków Kościół nieustannie zdąża ku pełni Bożej prawdy, aż w nim samym wypełnią się słowa Bożej obietnicy” (8b). I pod tym względem wyzwania pomagają nam otwierać się na objawioną tajemnicę.
b) Wspomniał ksiądz o społeczeństwie „wielo-” – wielokulturowym, wieloreligijnym, wieloetnicznym. Sądzę, że Kościół przez cale swoje dzieje, wiele razy – nie zawsze jesteśmy tego świadomi – może nas wiele nauczyć i pomóc nam w zakresie budowania kultury różności. Duch Święty jest Nauczycielem różnorodności. Spójrzmy na nasze diecezje, naszych kapłanów, na nasze wspólnoty.
Jakże wiele charyzmatów, ileż sposobów urzeczywistniania doświadczenia człowieka wierzącego. Kościół jest Jeden w wielorakim doświadczeniu; chociaż jest jeden, jest różnorodny. Ewangelia jest jedna w swej poczwórnej postaci. Nadaje to naszym wspólnotom bogactwo, które jest przejawem działania Ducha Świętego.
Tradycja kościelna ma wielkie doświadczenie „zarządzania” wielorakością w ciągu swych dziejów i w jej życiu. Widzieliśmy i widzimy wiele bogactw oraz wiele błędów i okrucieństw. I znajdujemy tu dobry klucz, który pomaga nam odczytać świat współczesny, bez potępiania, ale też bez uświęcenia go, uznając aspekty światłe i aspekty mroczne. A także pomagając sobie w rozeznaniu nadmiaru uniformizmu i relatywizmu: dwóch tendencji, które próbują usunąć jedność z różności, współzależność.
Ileż to razy myliliśmy jedność z jednolitością? Lub ileż to razy myliliśmy wielość z pluralizmem? W obu przypadkach dąży się do zmniejszenia napięcia i do usunięcia konfliktu lub dwuznaczności, której podlegamy jako istoty ludzkie. Próba zlikwidowania jednego z biegunów napięcia oznacza usunięcie sposobu, w jaki Bóg zechciał objawić się w człowieczeństwie swego Syna.
Wszystko to, co nie zawiera w sobie dramatu ludzkiego, może być teorią bardzo jasną i wyrazistą, która jednak nie jest spójna z Objawieniem i tym samym jest ideologiczna. Aby wiara była chrześcijańską a nie iluzoryczną, musi kształtować się w toku procesów ludzkich, nie sprowadzając się do nich samych. Jest to piękne i wymagające zadanie, które pozostawił nam nasz Pan, „już a nie jeszcze” Zbawienia.
c) Jest taka decyzja, której jako duszpasterze nie możemy uniknąć: kształtować do rozeznania. Na ile zrozumiałem pytanie, różnorodność ofiarowuje scenariusz bardzo zdradliwy. Kultura obfitości, której zostaliśmy poddani, proponuje perspektywę licznych możliwości, przedstawiając je wszystkie jako cenne i dobre. Nasza młodzież jest narażona na nieustanny „zapping”. Mogą żeglować jednocześnie na dwóch lub trzech ekranach, mogą współdziałać ze sobą równocześnie w różnych scenariuszach wirtualnych. Czy nam się to podoba, czy nie, taki jest świat, w który zostaliśmy wpisani i naszym obowiązkiem jako duszpasterzy jest pomaganie im w przemierzaniu tego świata.
Dlatego uważam, że dobrze jest uczyć ich rozeznawania, aby mieli narzędzia i elementy, które pomogą im kroczyć drogą życia tak, aby nie zagasł Duch Święty, który w nich jest. W świecie bez możliwości wyboru lub z niewielkimi możliwościami, sprawy te wydawałyby się, być może, bardziej wyraziste – nie wiem.
Dziś nasi wierni – i my sami – jesteśmy narażeni na tę rzeczywistość, toteż jestem przekonany, że jako wspólnota kościelna musimy umacniać „habitus” [sprawność] rozeznawania, i to od małych dzieci aż po dorosłych. Gdy jesteśmy dziećmi, łatwo jest, gdy tata i mama mówią nam, co mamy robić i to jest dobre. W miarę jednak, gdy dorastamy, pośród mnóstwa głosów, z których pozornie wszystkie są słuszne, rozeznanie tego, co prowadzi nas do Zmartwychwstania, do Życia a nie do kultury śmierci, ma kluczowe znaczenie.
W tej sprawie polecam wam także tę część adhortacji „Evangelii gaudium”, która nosi tytuł „Misja wpisująca się w ludzkie ograniczenia” (40-45).
Pytanie 2 – Roberto Crespi, diakon stały
W szeregach duchowieństwa archidiecezji mediolańskiej diakoni stali są obecni od 1990 roku i jest ich 143. Jesteśmy dorosłymi mężczyznami, którzy przeżyli swe powołanie do małżeństwa lub do celibatu, zdobywszy i praktykując kompetencje zawodowe oraz wnosimy do duchowieństwa piękno i trud, doświadczenia i rany życia rodzinnego i zawodowego.
Do wnoszenia jakiego wkładu jesteśmy powołani, jako diakoni stali, aby kształtować oblicze Kościoła błogosławionego, bezinteresownego i pokornego, o którym mówi Wasza Świątobliwość?
Wy, diakoni, macie wiele do dania. Pomyślmy o wartości rozeznania. W łonie prezbiterium możecie być autorytatywnym głosem, ukazującym napięcie istniejące między obowiązkiem a chęciami, napięcia obecne w życiu rodzinnym, jak również jego błogosławieństwa.
Musimy jednak uważać, aby nie postrzegać diakonów jako w połowie księży i w połowie świeckich. Nie są oni przecież ani jednymi, ani drugimi. Nie. Takie ich postrzeganie szkodzi i nam, i im. Ten sposób ich postrzegania osłabia silę charyzmatu właściwego diakonatowi w życiu Kościoła. A tym bardziej wizerunek diakona jako swego rodzaju pośrednika między wiernymi a duszpasterzami.
Diakonat jest szczególnym powołaniem, powołaniem rodzinnym, które odwołuje się do służby jako jednego z charakterystycznych darów ludu Bożego. Diakon jest, jeśli można tak powiedzieć, strażnikiem służby w Kościele, służby Słowu, służby Ołtarzowi, służby Ubogim. A jego misja, jego siła i jego wkład na tym polegają: na przypominaniu nam wszystkim, że wiara w swych różnych przejawach – liturgii wspólnotowej, modlitwy osobistej, różnych form miłosierdzia – i w swych różnych stanach życia – świeckiego, kapłańskiego, rodzinnego – ma zasadniczy wymiar służby, służby Bogu i braciom. I jakże wiele można zdziałać na tej drodze w tym znaczeniu!
Na tym polega wartość charyzmatów w Kościele, które są przypomnieniem i darem, aby pomagać całemu ludowi Bożemu, aby nie stracił on perspektywy i bogactw działania Bożego. Nie jesteście pół-księżmi i pół-świeckimi – oznaczałoby to „funkcjonalizację” diakonatu – jesteście sakramentem służby Bogu i braciom. Jest to powołanie, które – jak wiele innych powołań – nie jest tylko indywidualne, ale przeżywa się je w łonie rodziny i z rodzinami; w łonie ludu Bożego i z ludem Bożym.
Podsumowując:
– Nie ma służby ołtarza ani liturgii, która nie otwiera się na służbę ubogim i nie ma służby ubogim, która nie prowadzi do liturgii;
– Nie ma powołania kościelnego, które nie jest rodzinne.
Pomaga nam to docenić diakonat jako powołanie kościelne.
I wreszcie – wydaje się, że dziś wszystko powinno „nam służyć”, jak gdyby wszystko mogło mieć na celu jednostkę: modlitwa „jest mi potrzebna”, wspólnota „jest mi potrzebna”, miłość „jest mi potrzebna”.
Jesteście darem, którym obdarza nas Duch Święty, abyśmy zobaczyli, że słuszna droga prowadzi w przeciwnym kierunku: w modlitwie służę, we wspólnocie służę, swą solidarnością służę Bogu i bliźniemu.
Pytanie 3 – matka M. Paola Paganoni OSC
Ojcze Święty, dziękuję za Twoją obecność wśród nas i za Twoje świadectwo życia. Od czasów świętej Marceliny – siostry Ambrożego – życie konsekrowane zawsze było żywą i znaczącą obecnością w tym Kościele lokalnym aż do naszych czasów, w formach dawnych i nowych.
Jak być znakami proroctwa i „strażnikami zdumienia” w społeczeństwie „płynnym”, aby świadczyć dzisiejszemu człowiekowi o życiu ubogim, dziewiczym, posłusznym i braterskim? Jakie peryferie egzystencjalne i jakie środowiska wybierać naszymi skromnymi siłami, mając świadomość bycia mniejszością w naszych czasach?
Chciałbym zacząć od ostatniego słowa Siostry: mniejszość. Normalnie, ale nie twierdzę, że tak jest w Siostry przypadku, jest to słowo, które towarzyszy pewnemu uczuciu: rezygnacji. Nie zdając sobie z tego sprawy, za każdym razem, gdy myślimy lub stwierdzamy, że jest nas mało lub często jesteśmy starzy, że doświadczamy brzemienia, bardziej kruchości niż wspaniałości, duch nasz zaczyna być nadgryzany przez rezygnację. A ta rezygnacja prowadzi do następnie do zgnuśnienia…
Myślę, że to tu rodzi się pierwsze działanie, na które musimy zwracać uwagę: niewielu tak, w mniejszości tak, starzy tak, ale zrezygnowani nie! Jesteście dziećmi bardzo delikatnymi, które rozpoznają się tylko przed Panem, badając swoje wnętrze.
Gdy ulegamy rezygnacji, żyjemy obrazami chwalebnej przeszłości, która – wcale nie rozbudzając pierwotnego charyzmatu – wciąga nas coraz bardziej w spiralę ociężałości egzystencjalnej. Wszystko to staje się jeszcze cięższe i trudniejsze do uniesienia.
Dlatego warto, abyśmy wszyscy ponowne przeanalizowali początki, sięgnęli do pamięci, która chroni nas od wszelkich chwalebnych lecz nierzeczywistych wyobrażeń z przeszłości.
„Ponadto, spojrzenie wiary zdolne jest rozpoznać światło, które Duch Święty zawsze wnosi pośród mroków, nie zapominając, że «gdzie […] wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska» (Rz 5, 2). Nasza wiara wezwana jest, by dostrzec wino, w które może być przemieniona woda, i odkryć ziarno rosnące pośród kąkolu” (adh. „Evangelii gaudium”, 84).
Większość naszych ojców i matek założycieli nigdy nie myślała, że będą mnóstwem lub wielką większością. Nasi założyciele czuli się pobudzeni Duchem Świętym w konkretnej chwili historycznej, aby być radosną obecnością Ewangelii dla barci, oraz aby odnawiać i budować Kościół jako zaczyn w cieście, jako sól i światło świata.
Sądzę, że jeden z powodów, które nas powstrzymują lub pozbawiają nas radości, na tym właśnie polega. Nasze zgromadzenia zakonne narodziły się nie po to, aby tworzyć ciasto, ale aby być trochę solą i trochę zaczynem, które wniosłyby swój wkład, aby to ciasto wzrastało; aby lud Boży miał ową „przyprawę”, której mu brakowało.
Przez wiele lat uważaliśmy i wzrastaliśmy z myślą, że rodziny zakonne winny bardziej zajmować miejsce niż wdrażać procesy; zważywszy na to, że było nas wielu, myśleliśmy, że konflikt mógłby przeważyć nad jednością; że idee (lub nasza niemożność zmiany) są ważniejsze niż rzeczywistość; albo że część (nasza mała część lub wizja świata) może być większa niż całość kościelna (por. tamże, 222-237).
Dziś rzeczywistość stawia nam wyzwanie, dziś rzeczywistość zachęca nas byśmy byli na nowo po trosze zaczynem i po trosze solą. Czy wyobrażacie sobie makaron z dużą ilością soli? Lub ciasto całkowicie zakwaszone? Nikt tego nie zje, nikt nie mógłby tego strawić. Dzisiejsza rzeczywistość – z wielu powodów, nad którymi nie możemy się teraz zatrzymywać, aby je analizować – wzywa nas bardziej do uruchamiania procesów niż do zajmowania miejsc, bardziej do walki o jedność niż przywiązywania się do minionych konfliktów, do wsłuchiwania się w rzeczywistość, do otwierania się na „ciasto”, na święty ludu Boży, na kościelną całość.
Błogosławiona mniejszość, która jest ponownie wezwana wzrastania, wzrastania zgodnie z tym, czym Duch Święty zainspirował serca waszych założycieli i serca was samych.
Nie odważyłbym się mówić wam, na jakie peryferie egzystencjalne winna kierować się misja, gdyż normalnie to Duch Święty inspirował charyzmaty dla peryferii, aby iść w różne miejsca, do zakątków zwykle opuszczonych.
Nie myślę, że papież mógłby wam powiedzieć: zajmujcie się tym czy owym. Papież może wam powiedzieć tylko to: jest was niewielu i niewiele, takim, jakimi jesteście, idźcie na obrzeża, idźcie do zakątków, aby spotkać się z Panem, aby odnowić misję początków, do Galilei pierwszego spotkania.
Wybierzcie obrzeża, rozbudzajcie procesy, rozpalajcie na nowo nadzieję zgaszoną i stłumioną przez społeczeństwo, które stało się niewrażliwe na ból innych. W swej kruchości jako zgromadzenia zakonne możemy stawać się bardziej wyczulonymi na tak wiele kruchości, które nas otaczają i przemieniać je w przestrzeń błogosławieństwa. Idźcie i nieście „namaszczenie” Chrystusa, idźcie.
Nie zapominajmy, że „Kiedy umieszcza się Jezusa pośród swego ludu, odnajduje On radość. Tak, tylko to może nam przywrócić radość i nadzieję, tylko to nas ocali od życia w postawie przetrwania [i rezygnacji]. Tylko to uczyni nasze życie owocnym i utrzyma nasze serce przy życiu. Umieszczenie Jezusa tam, gdzie powinien przebywać: pośród swego ludu” (Homilia podczas Mszy św. w uroczystość Ofiarowania Pańskiego; XXI Światowy Dzień Życia Konsekrowanego – 2 lutego 2017).
Za: www.vatican.va
Copyright © Dicastero per la Comunicazione – Libreria Editrice Vaticana