O granicach posłuszeństwa,przypadkach nadużyć w żeńskich zgromadzeniach zakonnych, niewidocznym dobru i budowaniu dojrzałej wspólnoty z s. Jolantą Olech USJK, sekretarz generalną Konferencji Przełożonych Wyższych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych w Polsce rozmawia Hubert Ossowski
W ubiegłym roku papież Franciszek przyznał w rozmowie z dziennikarzami, że wykorzystywanie seksualne sióstr zakonnych przez księży to zjawisko istniejące w Kościele. Niedługo po tym Międzynarodowa Unia Przełożonych Generalnych zwróciła się do zgromadzeń z całego świata o zgłaszanie tego typu przypadków. Co udało się zmienić w ciągu tego roku?
– Przyznam szczerze, że nie wiem. Nie prowadziłam na ten temat badań, ani też nie szukałam wiadomości, więc nie potrafię odpowiedzieć w sposób zobowiązujący. Natomiast chcę powiedzieć, że sprawa, o której wspomniał papież Franciszek, jest przedmiotem zainteresowania instytucji zakonnych od kilku, a nawet kilkunastu lat. Nie godzimy się, żeby w dzisiejszych czasach spokojnie patrzeć na to, że są osoby, które dokonują przemocy wobec innych także i w naszych środowiskach. Z drugiej strony – to nie jest problem tylko naszych czasów. Nasze czasy różnią się jednak tym, że nareszcie mamy odwagę, żeby o tym mówić i rozpocząć jakieś formy walki z samym zjawiskiem.
Gdzie należy szukać źródeł tych nadużyć? To wyłączny problem konkretnych osób i zaburzeń ich osobowości?
– Nie potrafię odpowiedzieć. Może jest to kwestia mentalności, kwestia zaburzeń lub kwestia poczucia pewnej bezkarności. Być może źródłem jest przekonanie, szczególnie w niektórych krajach, że mężczyźnie wolno wszystko, a kobieta jest po to, by mężczyźnie służyć. Pewnie wszystkiego po trochu. Chcę tylko powtórzyć, że to nie jest sprawa, która pojawiła się dopiero w dzisiejszych czasach. Czasach trudnych, skomplikowanych i w których panuje duża wolność seksualna. W zakonach zawsze zdarzały się takie zjawiska. Są też i dzisiaj. Nie wiem, czy będą w przyszłości. Może cała walka, którą prowadzimy przeciwko pedofilii i przeciwko przemocy coś zmieni w ludzkich głowach.
Wobec tego tematu wcześniej panowała cisza.
– To temat wstydliwy i trudny. Gdzie taka zakonnica zgwałcona przez księdza ma pójść, komu się poskarżyć? We wspólnocie albo się wstydzi, albo nie ma nadziei na to, że ktokolwiek jej pomoże. Dzisiaj na szczęście i w tej dziedzinie następują zmiany, przede wszystkim mentalnościowe. Mówimy sobie o tym, że to we wspólnocie, u przełożonych powinna znaleźć pierwszą pomoc. Odwagi też jest więcej, ale przez całe dziesiątki lat sprawy trudne starano się ukrywać możliwie głęboko. Nie trzeba się temu dziwić. Szczególnie w przypadku młodej kobiety, bo przecież nie dotyczyło to staruszek, jest to ogromne przeżycie. Musiałaby mieć albo bardzo silny charakter, albo silne przekonanie, że ktoś się tym poważnie i dyskretnie zajmie. Sama, jako przełożona generalna, poszłam w pewnej sprawie do przełożonego człowieka, który skrzywdził naszą siostrę. Oczywiście otrzymałam wyrazy współczucia i na tym się skończyło.
Dzisiejsze czasy na pewno są inne. Papież Franciszek jest „winny” temu, że ten problem molestowania zakonnic zaistniał publicznie w Kościele. Na jego prośbę Kongregacja ds. Życia Konsekrowanego wraz z Międzynarodową Unią Przełożonych Generalnych rozpoczęły kwerendę na temat tego, jak szerokie jest to zjawisko. Wysłano do przełożonych generalnych we wszystkich krajach kwestionariusz. Do Polski jednak, a przynajmniej do Konferencji Przełożonych Wyższych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych, kwestionariusz nie dotarł. Dowiedziałyśmy się o nim dopiero po kilku miesiącach, więc sądzę, że z Polski żadnych odpowiedzi na ten temat nie było. Zebrano pewną liczbę świadectw, które zostały przekazane papieżowi. O ile wiem, świadectwa napływają nadal wprost do Kongregacji. W wychodzącym od kilku lat dodatku do „L’Osservatore Romano”, który nazywa się „Donne Chiesa Mondo”, ukazał się wywiad z prefektem Kongregacji Instytutów Życia Konsekrowanego, kard. João Braz de Aviz, w którym mówi o tym, że napływają świadectwa od sióstr zakonnych o przemocy seksualnej i przemocy, która wynika z nadużywania władzy.
Kwestionariusz do Polski nie dotarł, ale czy mimo wszystko takie świadectwa są rejestrowane?
– Zastanawiałyśmy się nad tym i szukałyśmy sposobów, by to zrobić, ale czas pandemii uniemożliwił spotkania i decyzje.
Ma Siostra wiedzę o tego typu nadużyciach w Polsce?
– To jest wiedza na zasadzie: jedna pani drugiej pani coś powiedziała. Nie chciałabym o tym rozmawiać, bo to łączy się z konkretnymi wskazaniami konkretnych winnych. A ja nie mam dowodów na to, by komuś powiedzieć „ty nadużyłeś”. Z pewnością takie nadużycia się zdarzały.
W takim razie dlaczego nie były zgłaszane? Przez wstyd lub źle pojmowane posłuszeństwo?
– To nie jest kwestia posłuszeństwa wobec władzy. Tak jak mówiłam, to jest bardzo trudny temat dla młodej kobiety i zakonnicy. Nie zawsze ma do kogo pójść. Nie zawsze też ma przekonanie, że zostanie wysłuchana. Myślę, że wiele takich faktów pozostaje bolesną tajemnicą samej zainteresowanej. Raz czy drugi, jako Konferencja, miałyśmy zgłoszenia. Nawiązałyśmy więc kontakty z tymi, którzy mogliby pomóc.
W ostatnich latach Kościół głównie zajmował się nadużyciami seksualnymi, które popełniali księża wobec małoletnich. Czy w żeńskich zgromadzeniach wdrażane są w życie procedury reagowania na przypadki nadużyć wobec dzieci i wobec samych zakonnic?
– Tak, nasze zgromadzenia przyjęły dokumenty, odnoszące się do ochrony nieletnich i bezbronnych dorosłych. Te dokumenty zostały dostosowane do potrzeb naszych zgromadzeń i prowadzonych dzieł. Odpowiadamy za dużą liczbę dzieci i młodzieży z niepełnosprawnością, a przede wszystkim za dużą liczbę dzieci w naszych przedszkolach, szkołach czy domach dziecka. Niemożliwe było, żebyśmy tych procedur nie znały. Co więcej, nalegamy na to, by siostry były z nimi dobrze zaznajomione. Duża grupa sióstr brała udział w kursach w Centrum Ochrony Dziecka w Krakowie. Wydaje mi się, że jesteśmy dosyć dobrze przygotowane do tego, żeby przeciwdziałać tego rodzaju zjawiskom w naszych wspólnotach i dziełach i chronić dzieci.
Natomiast nie mamy dokumentów własnych o problemie nadużyć, wynikającym z władzy. Oczywiście jest obowiązek zgłaszania przypadków przemocy, ale – jak już powiedziałam – nie jest to prosta sprawa.
Niektóre z nich wymienione zostały w artykule „La Civiltà Cattolica”. Autor przytacza przykłady nadużyć w żeńskich zakonach, m.in. nepotyzm, nieograniczona władza sióstr przełożonych, szantażowanie podwładnych, traktowanie klasztoru jak swojej własności czy przemoc seksualna.
– Bardzo cenię to pismo, ale ten artykuł jest w moim przekonaniu powierzchowny. Autor powyciągał z różnych publikacji smakowite kąski i stworzył wizję żeńskiego życia zakonnego, które przypomina więzienie albo obóz ciężkiej pracy. To swoisty zabieg, gdzie z przypadków robi się, przynajmniej w podtekście, uogól- nienie na całość. Na końcu pada zdanie, że to, o czym pisze, nie odnosi się do wszystkich, bo są też zakonnice, które robią dużo dobrego. To trochę jak policzek. Tylko w Europie jest ćwierć miliona zakonnic, a na całym świecie ponad 600 tys. I zapewniam – a jestem 50 lat w klasztorze – że ogromna większość z nich, również przełożonych, przeżyła życie, naprawdę służąc uczciwie swoim wspólnotom i ludziom, do których jesteśmy posyłane. Tak jak wszędzie, również i u nas, zdarzają się trudne osoby, trudne sprawy, ale jest to margines. W przypadku nadużyć przełożonych wiąże się to często z problemami osobowościowymi, brakiem przygotowania i ignorancją, z nieznajomością prawa kanonicznego i prawa własnego zgromadzenia. Pewnie też z przekonaniem o bezkarności. Niemniej, tworzenie wizji życia zakonnego żeńskiego w oparciu o te przypadki nie jest uczciwe. Au- tor przytacza wypowiedzi kard. Braz de Aviza, który mówił o tych sprawach we wspomnianym wywiadzie, ale prefekt mówił o przypadkach zgłaszanych do Kongregacji, a nie że jest to sposób na życie w zgromadzeniach żeńskich. Z drugiej strony nie pisze się do Kongregacji, jak wiele dobrego zakony robią każdego dnia i gdy wszystko idzie dobrze. To normalna i potrzebna droga, bo gdzie indziej mają się skarżyć osoby, które zostały źle potraktowane albo źle czują się w swoich zgromadzeniach?
Warto wspomnieć, że sama Kongregacja bardzo uczciwie od wielu lat zwraca uwagę na nieprawidłowości. Kilka lat temu ukazał się dokument „Młode wino, nowe bukłaki”, który podsumowując okres odnowy posoborowej, wskazywał na to, co udało się dokonać, jeśli chodzi o reformę życia konsekrowanego w ciągu tych 50 lat, i co pozostaje nadal do zrobienia. Zwrócił też uwagę, że sam proces był niejednolity i niejednakowy we wszystkich zgromadzeniach zakonnych. Były takie, które w swych działaniach poszły może za daleko i dziś wiele z nich przestało istnieć. Były takie, które kurczowo starały się zachować „wierność tradycji” według własnych koncepcji i też mają problemy, ale większość podjęła trudną pracę reformy w duchu wskazań Soboru. Tyle tylko, że nasze życie wymaga stałej reformy, bo zmieniają się czasy i ludzie. W tym okresie powstało też wiele nowych zgromadzeń, ale i one mają swoje problemy.
Wiele zależy od ludzi, od konkretnych osób i ich dojrzałości. Wcześniej jeszcze od formacji, a także od rozeznania powołania; po co idzie się do klasztoru i czego oczekuje się od niego. W tym artykule podkreślona jest też różnica między męskimi a żeńskimi zgromadzeniami. Niewątpliwie istnieje, ale to nie jest tak, że męskie są świetnie wykształcone i doskonale radzące sobie we współczesnym świecie, a żeńskie to właśnie same problemy, struktury przemocy i niewolniczy styl życia. Wszyscy mamy swoje trudności. Autor przytacza informację prefekta Kongregacji o tym, że zgłoszono w pewnym zgromadzeniu fakt wykorzystania seksualnego nowicjuszek przez mistrzynię, ale przecież molestowanie nowicjuszy w zgroma- dzeniach męskich też się zdarza, tak jak zdarzają się przypadki nadużycia władzy. Dlatego trzeba powiedzieć, że to nie jest kwestia wyłącznie struktur i różnic, ale przede wszystkim kwestia ludzi i atmosfery, która panuje we wspólnocie. Jeśli wspólnota dba o to, żeby jej poziom życia był wysoki, pod każdym względem, to wówczas, gdy zdarzają się sprawy trudne, znajduje się sposób wyjścia z nich i troszczy się o to, by nie krzywdzić bezbronnych. A przecież o ochronę bezbronnych chodzi przede wszystkim.
Jak wygląda droga reagowania w takim przypadku?
– Pierwszą sprawą jest sprawdzenie, na ile to, o czym się mówi, jest prawdą. A nie ma na to innego sposobu niż szczera rozmowa. I to rozmowa z tymi, którzy zostali skrzywdzeni, jak i z osobą krzywdzącą. Druga rzecz, jeśli ta osoba chce zostać w klasztorze, absolutnie nie może mieć do czynienia z młodzieżą. Trzeba dać jej szansę, by zastanowiła się nad sobą, nad własnym życiem, a jeżeli wymaga pomocy psychologicznej lub psychoterapeutycznej, to takiej pomocy trzeba udzielić. Nie można zostawiać jej w warunkach, w których ma konkretną władzę i pewną niezależność w robieniu tego, co jej do głowy przyjdzie. To dotyczy zarów- no zakonów żeńskich, jak i męskich. Tacy jesteśmy: grzeszni. I niezależnie od tego, czy jesteśmy zakonnicami czy zakonnikami. Wtedy, gdy pojawia się grzech, także ten strukturalny, trzeba brać go za głowę i oczyścić pole. A przede wszystkim zatroszczyć się o skrzywdzonych.
Czy posłuszeństwo wobec przełożonych ma jakieś granice? W pewnym momencie obowiązkiem jest poinformowanie o zdarzających się nadużyciach?
– Posłuszeństwo jest niczym więcej – i aż tyle – jak poszukiwaniem woli Bożej. Dla mnie, dzisiaj i teraz. W co- dziennym życiu zakonnym pośrednikiem w poszukiwaniu tej woli Bożej jest aktualna przełożona czy przełożona wyższa. Sposób przeżywania w konkrecie codzienności posłuszeństwa jest regulowany w każdym zgromadzeniu przez konstytucje i zwyczaje i nie chodzi tutaj o infantylną zależność. Mowa o sprawach ważnych.
Jakie są granice tego posłuszeństwa? Trudno tu posłużyć się przykładami, ale przede wszystkim nie mam obo- wiązku słuchać przełożonej, jeśli daje polecenia niezgodne z zasadami moral- ności, przepisami prawa, naruszeniem godności drugiego człowieka, zwykłej uczciwości, a nawet przejrzystości wobec ludzi i prawa; słowem np. każe kraść, kłamać, fałszować, robić jakieś przekręty… Ufam, że takich przypad- ków nie ma, a jeśli się zdarzają, to też są to wypadki marginesowe, gdzieś w jakichś chorych wspólnotach.
Nowicjuszki już na etapie formacji są wyczulane, by reagować w przypadku nadużyć?
– Tak, wchodzi to w skład formacji. Przy czym warto powiedzieć, że dziś, szczególnie w Europie i Ameryce, przychodzące powołania to najczęściej nie są bardzo młode, naiwne i ledwie opierzone dziewczęta. W moim zgromadzeniu od wielu lat nie widziałyśmy 18-latki przychodzącej do klasztoru. Na ogół są to kobiety, które mają jakieś doświadczenie życia, są często dobrze wykształcone, posiadają doświadczenie pracy i troski o siebie oraz innych. To nie są na ogół „owieczki”, o których pisze autor omawianego artykułu, dające się łatwo podporządkować złym czy ograniczonym przełożonym.
W formacji kładzie się nacisk na to, że klasztor jest wspólnotą, w której chcemy razem kochać Pana Boga i służyć innym. Jeżeli to nam nie wychodzi, albo coś nas niepokoi, to istnieje nie tylko prawo, ale i obowiązek to zgłosić. I siostry na ogół wiedzą, jakie są ścieżki i szczeble takich interwencji, do rzymskiej Kongregacji włącznie. Chcę powiedzieć wyraźnie: nie ma rzeczywistości czarno-białej i codzienne życie jest dla każdej z nas od najmłodszych do najstarszych, jak w rodzinie, zmaganiem się o jego kształt, aby coraz bardziej odpowiadał wymaganiom ideału, wizji, dla której przyszłyśmy do klasztoru. I temu służy formacja permanentna. Chodzi też o to, aby każda przeżywała wspólnotę jako swoje miejsce na ziemi i dobrze się w niej czuła, aby dla każdej z nas było to jej miejsce na ziemi. Wzajemne kontakty też są częścią tej formacji i uczą, że nie ma ludzi doskonałych. Wszyscy jesteśmy w drodze, każdy na swoim etapie i pomagając sobie wzajemnie.
Walka z nadużyciami to walka o wiarygodność samego Kościoła i powołania. Da się oczyścić Kościół?
– To, co powiem, jest trochę naiwne. Nie wiem, czy da się oczyścić Kościół. Wiem za to, że ludzie i Kościół oczekują ode mnie osobiście, żebym na miarę moich słabych i grzesznych możliwości starała się żyć zgodnie z moim powołaniem. Kluczowe są w nim dwie rzeczy: to, żebym pozwalała Bogu mnie korygować i oczyszczać oraz to, bym otwierała się na ludzi. Wszystkich ludzi. Niezależnie od wyznania, orientacji czy narodowości. Podstawowa jest wierność Ewangelii, kontakt z drugim człowiekiem i świadomość tego, że jesteśmy sobie potrzebni.
A czy Kościół się oczyści? Powtarzam: nie wiem. Z drugiej strony, jeśli tego nie zrobi, to ściana coraz bliżej… W dzisiejszych czasach nie ma tajemnic. Trochę się martwimy tym, co robią media, ale dzięki Bogu, że istnieją i pokazują to, co może byśmy chcieli spokojnie przeżyć w tajemnicach naszych klauzur.
Przewodnik Katolicki 33/2020