Epidemia ujawnia, że nasze duszpasterstwo skoncentrowane jest na posługach sakramentalnych a mniej na wprowadzeniu w osobiste doświadczenie Boga – stwierdza o. Józef Augustyn. W odpowiedzi na ankietę KAI o Kościele w Polsce wobec epidemii koronawirusa rekolekcjonista ocenił, że swoiste „straszenie Bogiem”, nie zatrzyma wiernych w parafiach.
Publikujemy odpowiedź o. Józefa Augustyna SJ na ankietę KAI:
Czy epidemia COVID-19 pokazała/uświadomiła/ujawniła jakąś prawdę o Kościele w Polsce? Czy pokazała coś ważnego? Czy ten obraz skłania do zadowolenia czy raczej niepokoju?
– Postawy i zachowania duchownych w poszczególnych diecezjach i parafiach w czasie epidemii były zróżnicowane, stąd trudno wyciągać jakieś daleko idące wnioski o całej wspólnocie Kościoła w Polsce. Jako księża raczej dostosowywaliśmy się wiernie do wymagań związanych z epidemią. Tylko nieliczni księża traktowali je jako swoiste „ograniczenie wolności religijnej”, domagając się zniesienia ich w obrębie świątyni. Medialne informacje o pojedynczych zakażeniach w ramach duszpasterstwa oraz nagłaśnianie łamania zasad związanych z epidemią przez niektórych duchownych tonowały ich wojownicze nastroje.
W moim odczuciu, pierwszy najtrudniejszy etap rozwoju epidemii, zdominowany został w duszpasterstwie przez sprawy zewnętrze i formalne: co wolno – czego nie wolno, udzielanie dyspens, znoszenie ich itp. Mało było natomiast działań i inicjatyw na szczeblu krajowym o charakterze duchowym, głęboko modlitewnym. Epidemia ujawnia – jak się zdaje – to, co wielu od lat podkreśla, że nasze duszpasterstwo skoncentrowane jest na posługach sakramentalnych, na nauczaniu moralnym, administracji, mniej natomiast na wprowadzeniu w osobiste doświadczenie Boga, w życie duchowe oraz w osobistą odpowiedzialność moralną. Epidemia niewątpliwie stawia pytanie o duszpasterskie prowadzenie wiernych do dojrzałej wiary, do modlitwy, samodzielnego życia duchowego, dojrzałego sumienia. Czy wówczas, gdy uczestnictwo we Mszy świętej niedzielnej jest niemożliwe z zewnętrznych, obiektywnych racji (jak to miało miejsce w przypadku epidemii) konieczne jest ogłaszanie dyspens, znoszenie ich? Czy dla wiernych nie jest to oczywiste? Mamy – jak się wydaje – za mało zaufania do wiernych, do ich duchowych tęsknot, pragnienia czystości serca.
Nacisk na obowiązki moralne, swoiste „straszenie Bogiem”, lęk przed Jego karą, nie zatrzymają wiernych w parafiach. Zatrzyma ich natomiast pragnienie Boga, kontemplacja Jezusa, rozważanie Jego Ewangelii, tęsknota za prawością sumienia, głód Eucharystii. Niesłusznie wydaje się nam, że musimy ciągle mobilizować wiernych, naciskać na ich kruche sumienia, wzbudzając w nich dodatkowe poczucie winy jakby to, które noszą w sobie im nie wystarczało. Takie „metody duszpasterskie” będą raczej wyganiać ludzi z Kościoła, niż ich do niego przyciągać. Ważniejsze, od przypominania wiernym ich obowiązków, jest nasze kapłańskie świadectwo wiary, szczerej modlitwy, przejrzystość moralna, szacunek do ludzi, wrażliwość na ubogich, postawa pokory.
Nie sprawdzą się – jak sądzę – wróżby pesymistów, że epidemia odzwyczai ludzi od „chodzenia do kościoła”. Osobom, które poważnie traktują życie, rodzinę, więzi przyjacielskie, zaangażowanie zawodowe, epidemia, daje wiele do myślenia. Ona jest wyrazistym znakiem Boga. Przypomina nam, że człowiek nie jest właścicielem swego życia i ono do niego nie należy. „Boże, Ty jesteś Panem wszystkiego i nie ma nikogo, kto by się sprzeciwił Tobie” (Est 4, 17). „W Tobie istnieją przyczyny wszystkiego, co niestałe, trwają niezmienne podstawy wszystkich rzeczy zmiennych, żyją wieczne uzasadnienia wszystkiego, co nieobliczalne i co przemija w czasie” (św. Augustyn).
Józef Augustyn SJ
Za: www.ekai.pl