Na Filipinach święta Bożego Narodzenia w 2019 roku wyglądały nieco inaczej niż zazwyczaj. A właściwie całkowicie inaczej. Najpierw, jak co roku, odprawiliśmy w naszych wspólnotach nowennę prze Bożym Narodzeniem (Simbang Gabi). Uroczyście przeżyliśmy też Pasterkę, którą odprawiliśmy o godz. 20.00.
Następnego dnia, 25 grudnia, w dzień Bożego Narodzenia przyszedł tajfun. Był to jeden z najpoważniejszych tajfunów, jaki do tej pory przeżyłem na Filipinach. Wyludniło się, ani żywej duszy na ulicach. Tajfun szalał cały dzień.
Następnego dnia pojechałem, aby obejrzeć zniszczenia. Wiele prywatnych domów, gospodarstw, miejsc pracy było totalnie zniszczonych. Drzewa i słupy elektryczne poprzewracane. Prądu nie było przez tydzień, a w niektórych wioskach prądu nie ma do dziś. Życie jednak powoli wraca do normy. Ludzie są już przyzwyczajeni do kataklizmów klimatycznych. Praktycznie każdego roku przeżywają tajfuny czy trzęsienia ziemi, które stanowią mniejsze lub większe zagrożenie.
Nasza wspólnota szybko zorganizowała pomoc dla poszkodowanych rodzin. Wielu ludzi zgłosiło się, aby pomagać innym. Dla mnie osobiście było to i jest piękne doświadczenie ducha bezinteresownej pomocy poszkodowanym.
Obserwując to wszystko zrozumiałem, jak wielką siłą jest natura. Z drugiej strony doświadczyłem piękna i mocy ducha, jakie drzemią w każdym człowieku. Ducha, który w obliczu różnych trudności i doświadczeń, nigdy nie poddaje się i nie rezygnuje z nadziei lepszego jutra.
Nowy Rok to przede wszystkim powrót do normalności. Jest jeszcze wiele do zrobienia, szczególnie naprawy i doprowadzenie prądu do każdej wioski. Ludzie jednak wyszli na pola ryżowe, gdyż jest to czas drugiego zasiewu. Pracują i nie poddają się trudnym doświadczeniom.
W niedzielę, 12 stycznia, doświadczyliśmy kolejnego kataklizmu. Na sąsiedniej wyspie wybuchł wulkan Taal. Trwało to zaledwie 10-15 minut, ale zniszczenia sięgają wielu kilometrów. W środę, 15 stycznia, byłem w Tagaytay, gdzie wybuchł wulkan. Wszystko było pokryte pyłem wulkanicznym, a w powietrzu czuć było siarkę. Miasto bez prądu, bez wody. Sklepy pozamykane. Znalazłem jeden kupiłem wodę ale świeczek i zapałek już nie było. Tej atmosfery nie da się opisać.To kolejne trudne doświadczenie dla wielu ludzi tego kraju.
Minął tydzień i znów ogłoszono najwyższy 4 stopień zagrożenia kolejnym wybuchem. Ludzie sprzątają, usuwają zniszczenia i naprawiają, jednak wciąż patrzą z niepokojem i lękiem w kierunku wulkanu.
Módlcie się, aby dar i pragnienie życia, którego dawcą jest sam Boga, nie zagasł w ich sercach i umysłach.
O. Janusz Prud SVD
San Jose, Mindoro, Filipiny
Za: www.werbisci.pl