“Przepaść, wielka przepaść uprzedzenia Rosjan do nas i nienawiści do nas i kościoła katolickiego. Z mojej strony trzeba ogromnej cierpliwości i miłości. Nie mogę wyrazić jak mnie tu ciężko. Ja nie narzekam i wierzę, że – i tu Bóg wiele zrobi, kiedy ja za tę sprawę umrę, to za 20-50-100 lat będzie lepiej ale stwierdzam fakt z którego wy wyciągnijcie wnioski”.
Mariańska misja w Harbinie w Chinach to najbardziej chlubna karta duszpastersko-ewangelizacyjna w dziejach zakonu Marianów. Misja prowadziła pracę w obrządku bizantyjsko-słowiańskim, zwanym inaczej grecko-słowiańskim. Obrządek ten w swej zewnętrznej postaci zbliżony był do prawosławia, a w Rzeczpospolitej tradycjami sięgał Unii Brzeskiej. Geneza misji harbińskiej wiązała się z wydarzeniami rewolucji październikowej w Rosji carskiej, po której nastąpiła kilkuletnia, krwawa, wyniszczająca wojna domowa. Dokonała ona wielkich, nieodwracalnych zmian politycznych, demograficznych, religijnych, społecznych i gospodarczych na terytorium dawnego imperium Rosji. Lęk przed prześladowaniami i utratą życia mobilizowały setki tysięcy mieszkańców Rosji do opuszczenia kraju i szukania przystani życiowej poza jego granicami. Prześladowaniami były najbardziej zagrożone osoby związane z dawnym reżimem tj. arystokracja, szlachta, urzędnicy, duchowieństwo, intelektualiści, ziemianie.
Harbin był miastem bardzo młodym. Początki swoje zawdzięczał budowie rosyjskiej Kolei Transsyberyjskiej, której budowę rozpoczęto w 1898 r. Już przed rewolucją październikową, na mocy specjalnych umów był on zarządzany przez Rosjan i przedstawiał charakter wybitnie rosyjski. Po rewolucji był to największy ośrodek emigrantów rosyjskich masowo tu napływających. Była to w większości elita przedrewolucyjnej Rosji. Ta „biała emigracja” zamieszkała w starej rosyjskiej dzielnicy, znanej w Harbinie jako „twierdza białych Rosjan”. Do Harbina masowo też napływał pewien destrukcyjny element. Byli to katorżnicy, uciekinierzy z Sybiru i rozbitych carskich więzień, niedobitki armii interwencyjnych. Z czasem zaś po umocnieniu komunizmu napływali licznie obywatele sowieccy o przekonaniach komunistycznych. Społeczeństwo Harbina w omawianym okresie to konglomerat narodowości, ras, religii, najróżniejszych sekt, wyznań i orientacji politycznych, skłóconych ze sobą pod względem religijnym, politycznym i narodowościowym.
Spośród tych grup na pierwsze miejsce wysuwało się potężne prawosławie liczące w latach dwudziestych około 100 tys. wyznawców, pięciu biskupów w tym jeden metropolita i jeden arcybiskup. Prawosławni mieli do swej dyspozycji 18 bogatych cerkwi i około 200 kapłanów. Istniały też prawosławne klasztory męskie i żeńskie, świetne chóry złożone z najlepszych śpiewaków operowych dawnej Rosji. Potęgą ideologiczną były liczne periodyki, broszury, dzienniki i liczne wydawnictwa w jęz. rosyjskim. Prawosławie rosyjskie nie było jednolite narodowościowo. Należały do niego także grupy ludów zamieszkujących dawne imperium carskie. Osobną kwestię w życiu prawosławia w Harbinie stanowili Ukraińcy, których było około 50 tys. Część z nich należała do kościoła katolickiego, część do prawosławnego. Pewna grupa Ukraińców prawosławnych, aby uniezależnić się od Rosjan szukała zbliżenia z Rzymem. Swoje świątynie mieli też tu staroobrzędowcy.
Do kościoła katolickiego należało około 4 tys. wiernych (nie licząc dużej parafii chińskiej żyjącej całkowicie odrębnym życiem). Katolicy posiadali dwie świątynie parafialne, niższe seminarium duchowne oraz dwie kaplice; seminaryjną i gimnazjalną oraz dwie szkoły średnie prowadzone przez siostry franciszkanki i urszulanki, Szkoły te po utworzeniu misji bizantyjsko-słowiańskiej przejdą pod jurysdykcję jej ordynariusza i w dziele tej misji podejmą ścisłą współpracę z marianami. Seminarium miało za zadanie przygotowywać kandydatów do stanu duchownego dla nowoutworzonej w 1922 r. diecezji władywostockiej i wikariatu Syberii. Władze kościelne były bowiem przekonane o tymczasowości rządów bolszewickich na Dalekim Wschodzie. Mianowano już w 1923 r. na teren tej prowincji z siedzibą w Irkucku księdza K. Śliwowskiego biskupem ordynariuszem. Władze sowieckie nie tylko, że nie pozwoliły biskupowi spełniać żadnych obowiązków duszpasterskich, ale natychmiast go aresztowały. W tej sytuacji Stolica Apostolska mianowała wikariuszem Apostolskim Syberii i Harbina bernardyna, ks. Gerarda Piotrowskiego.
Stosunki między Rosjanami a kolonią polską były przepełnione wrogością i nie próbowano w żaden sposób ich naprawić, ale jeszcze podtrzymywano izolację między tymi narodami. Pojęcie katolik – dla Rosjanina oznaczało Polak, natomiast pojęcie prawosławny oznaczało Rosjanin. Przejście na katolicyzm, Rosjanie uznawali za hańbę i zdradę kościoła i ojczyzny. O. T. Podziawo dobrze znający harbińskie stosunki stwierdzał, że „niejeden Rosjanin byłby zdziwiony, dowiadując się, że papież nie jest Polakiem”.
Inicjatywy unijne wewnątrz Cerkwi
W latach dwudziestych niektórzy Rosjanie na emigracji rozczarowani postawą swego duchowieństwa doszli do wniosku, że ich trudne położenie i sytuacja religijna mają podłoże „w wiekowej chorobie rozdzielenia kościołów”. Uważali, że prawosławie okazało się za słabe, rozbite i nieprzygotowane do konfrontacji z rewolucją i przemianami po niej następującymi. Wśród pewnej grupy elity emigracyjnej Rosjan w Harbinie pojawiają się tendencje zjednoczeniowe i szukanie oparcia w kościele katolickim. Pierwsi inicjatorzy tego ruchu religijnego to byli ludzie wyjątkowi, nieprzeciętni i przepojeni duchem uniwersalizmu chrześcijańskiego, Ze strony katolickiej grunt dla inicjatywy unijnej przygotowali dwaj wybitni kapłani polscy; ks. prałat Wł. Ostrowski i ks. A. Leszczewicz, proboszcz parafii św. Jozafata. Ks. Ostrowski wygłaszał w parafialnym kościele św. Stanisława nauki dla prawosławnych w jęz. rosyjskim, na które w ciągu roku przychodziło tysiące zainteresowanych Rosjan, ale według świadków najbardziej przybliżał im katolicyzm swoją życzliwą i szlachetną postawą. Idee zjednoczeniowe głoszone przez ks. Ostrowskiego padały na podatny grunt. Ze strony prawosławia pierwszym szermierzem i głosicielem tej prawdy był młody, inteligentny kapłan, wybitny kaznodzieja i teolog Konstanty Koronin, syn kapłana, również prawosławnego Jana Koronina. Ksiądz Konstanty umierając przedwcześnie (17 V 1924), realizację idei zjednoczeniowej przekazał na łożu śmierci swemu sędziwemu ojcu 70-letniemu ks. Janowi. Ksiądz Jan Koronin wstrząśnięty śmiercią swego syna i chcąc być wierny złożonej mu obietnicy, całym sercem zaangażował się w dzieło rozpoczęte przez syna. Po porozumieniu z ks. Ostrowskim, w wigilię Objawienia Pańskiego, 18 I 1925 r. (wg.st.stylu) po poinformowaniu wiernych, wieczorem odprawił on uroczyste nabożeństwo w obrządku bizantyjsko-słowiańskim, w którym uczestniczyła rzesza wiernych prawosławnych i katolików. Natomiast następnego dnia tj. 19 stycznia ksiądz Jan Koronin złożył publicznie wyznanie wiary, które jak twierdzi świadek wydarzenia „wobec nieprzeliczonego tłumu złożył na stopniach ołtarza”. Następnie po raz pierwszy odprawił katolicką liturgię wschodnią. W czasie uroczystości cały kościół wypełnili prawosławni, którzy spontanicznie utworzyli chór i „śpiewem solidaryzowali się z odważnym krokiem powszechnie szanowanego kapłana, a radość niezmierna ogarnęła serca łudzi w nadziei, że zbliża się oczekiwany czas połączenia obu kościołów”. Przy pomocy ks. Ostrowskiego urządzono kaplicę unicką, w której odtąd liturgię sprawował ks. Koronin. Niestety wskutek komplikacji pooperacyjnych 28 VIII 1925 r. umiera ks. Jan Koronin. W międzyczasie obrządek unicki przyjęło kilku duchownych prawosławnych i kilkadziesiąt osób świeckich. Ks. Ostrowski o wszystkim informował Stolicę Apostolską, która w tej sprawie wysłała do Harbina Delegata Apostolskiego ks. Celso Constantiniego. Zaistniałą sytuację ocenił on niebywale optymistycznie pisząc w sprawozdaniu, „Przeżywamy jedyny moment w historii, który prawdopodobnie już więcej się nie powtórzy”.
Według niego był to doskonały moment, aby przygotować liczne grono księży unickich i rozesłać ich do miejsc, gdzie były największe skupiska Rosjan. Constantini uważał, że moment pojednania rozgoryczonego i zagubionego ludu prawosławnego obecnie jest najbliższy w dziejach tych dwóch wyznań. Pisał z przekonaniem „wprost nie do wiary, że lud który żyje w schizmie, nawet nie rozumiejąc co znaczy herezja formalna, zaakceptuje bez wysiłku i problemu księży rytu unickiego i wejdzie całą masą do wnętrza kościoła katolickiego ”.
Była to jednak opinia i ocena zbyt powierzchowna i naiwna. Wielki entuzjazm i ogień, jaki wybuchł wśród prawosławia zgasł szybko, zwłaszcza, gdy do kontrataku przystąpiła potężna, zaniepokojona cerkiew prawosławna. Najpierw uroczyście, już pośmiertnie wyklęto obydwu Koroninów za błędne poglądy, za zdradę Kościoła prawosławnego i ojczyzny. Następnie obłożono klątwą wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób związali się z katolicyzmem wschodniego obrządku i każdego, kto odwiedzałby unicką kaplicę św. Włodzimierza. Jednocześnie rozpoczęto bardzo wrogą, agresywną kampanię przeciw unitom w prasie i w kazaniach. Upomniane społeczeństwo ochłonęło w swoim uniesieniu. Stolica Apostolska zaś działała zbyt powoli.
Sytuacja religijna wśród Rosjan w Harbinie stała się przedmiotem zainteresowania Papieskiej Komisji „Pro Russia”, działającej pod patronatem papieża Piusa XI, któremu na sercu bardzo leżała sprawa zbliżenia się do prawosławia i pozyskania go do katolicyzmu. Np. jednym z zadań, jakie z naciskiem polecał on duchowieństwu do wypełniania było „niesienie duchowej i materialnej pomocy biednym ludziom wschodniej Europy”. Pius XI zaznajomiony z sytuacją w Harbinie polecił „Komisji pro Russia” by kanonicznie erygowała Ordynariat Harbiński dla Rosjan. Komisja na posiedzeniu 20 maja 1928 r. erygowała Ordynariat Harbiński obejmujący teren ziem chińskich. Na siedzibę Ordynariatu wyznaczono miasto Harbin, a w nim kaplicę św. Włodzimierza, która od tego momentu została podniesiona do rangi kościoła parafialnego. Na stanowisko ordynariusza Komisja powołała dekretem z dnia 31 maja 1928 r. ks. Fabiana Abrantowicza (Marianina z klasztoru w Drui). Ks. Fabian był Białorusinem, przedstawicielem narodu, w którym liczba prawosławnych czterokrotnie przewyższała liczbę katolików. Znał dobrze prawosławie i Rosjan z bezpośrednich kontaktów. Studia teologiczne odbył w Petersburgu, gdzie nawiązał kontakty z intelektualną elitą rosyjską. Problematyki prawosławia dotyczył jego doktorat z filozofii, obroniony na uniwersytecie w Louvain, dokąd został wysłany na dalsze studia jako najlepszy absolwent Akademii Duchownej w Petersburgu.
Problem profilu misji
Zanim nastąpiła nominacja ks. Abrantowicza i zanim przybył on do Harbina, władzę nad katolikami wschodniego obrządku sprawował ks. Gerard Piotrowski, Administrator Apostolski dla katolików całej Syberii. Piotrowski nie był lubiany przez Rosjan, uważano go za klasycznego łacinnika, polonizatora gardzącego prawosławiem, co potwierdzało najgorsze przypuszczenia Rosjan i pozbawiało misję jakichkolwiek szans na pozytywną i owocną pracę wśród nich. Piotrowski publicznie twierdził, że ”katolicy rytu wschodniego nie są prawdziwymi katolikami i śmiał się z Rosjan i z krzyży schizmatyckich.
Komisja Pro Russia początkowo nie orientując się w charakterze działalności ks. Piotrowskiego popierała i finansowała niektóre dzieła będące pod jego zarządem. Tymczasem Stolica Święta i Pius XI zaznaczali, że nie chodzi o instytucje mające na celu nawracanie prawosławnych, ale danie prawosławnym możliwości zetknięcia się z autentycznym katolicyzmem, aby go poznali, ocenili jego wartość, bo tylko w ten sposób może udałoby się skruszyć mur uprzedzeń zbudowany za caratu. Ks. Abrantowicz wewnętrznie całkowicie akceptował taką linię postępowania wobec prawosławia. Rozumiał, że trudności leżą najczęściej na płaszczyźnie narodowej, kulturowej i skomplikowanych uprzedzeń historycznych. W swych poglądach był radykalny, uważał, że nie można mówić do prawosławnych o ich nawracaniu, o ich powrocie do prawdziwej wiary lub wyrzeczeniu się błędów, gdyż to ich obrażało i odstraszało ludzi nie pojmujących drobnych różnic teologicznych.
To było prawdziwe, ekumeniczne novum nieakceptowalne przez zdecydowaną większość duchowieństwa. W codziennej praktyce kapłani łacińscy obrządek prawosławny uważali za heretycki i ledwie tolerowali obrządek bizantyjsko-słowiański. Doświadczył tego ks. Abrantowicz natychmiast po przekroczeniu granicy chińskiej i to zarówno ze strony prawosławnych jak i katolików. Pomimo ogłoszenia jego nominacji w AAS i listów polecających ze Stolicy Apostolskiej od pierwszego dnia pobytu spotkał się z olbrzymią nieufnością i trudnościami. Żaden zakon nie chciał udzielić mu gościny i noclegu. Dopiero po interwencji Stolicy Apostolskiej, jezuici pozwolili mu na krótki czas zatrzymać się w Szanghaju. Po przybyciu do Pekinu został natychmiast aresztowany przez Chińczyków. Posądzano go o szpiegostwo – „kto to jest, ani katolik, ani prawosławny, czy Rosjanin może być związany z Watykanem”? Wypuszczony przeżywał gehennę ataków, izolacji i niezrozumienia. W liście do kard. Sincero pisał „Obecnie w naszym położeniu wystawiamy się każdemu na pośmiewisko i na to nic nie mogę poradzić ”. Jeszcze większą wrogość okazywali mu prawosławni. Rozpuszczali o nim nieprzyjemne i ohydne plotki i oszczerstwa chcąc go ośmieszyć w oczach wiernych i sympatyków unii. W liście do ks. Cikoto, napisał Abrantowicz: „byłem ja u nich (biskupów) z wizytą i wszyscy patrzyli na mnie wilkiem”. Rozgłaszali, że ks. Abrantowicz i jego współpracownicy przychodzili „jak wilki w owczym przebraniu, kraść dusze ich wiernych”.
W listach ks. Fabiana z tego okresu przebija cień pesymizmu, co do efektów i sensowności dalszej pracy. Do kard. Sincero pisał, że nie powinno się tej misji rozpoczynać, bo „pozostały tu tylko popioły po wielkim ogniu, który zapłonął przed trzema laty, ale skoro dekret o erekcji Wschodniego Ordynariatu został urzędowo ogłoszony, to już nie ma możliwości wycofania się”. Jako jedyne wyjście ks. Fabian widział możliwość pracy obliczonej na dłuższą metę, której celem byłoby nie nawracanie, ale zbliżenie i zagojenie ran wśród rozdzielonych i skłóconych chrześcijan. Inicjatywa Abrantowicza napotkała na zdecydowany opór ks. G. Piotrowskiego, który godził się na pracę wśród Rosjan obliczoną tylko na liczne nawrócenia. W takiej sytuacji obydwaj napisali sprawozdanie do Stolicy Apostolskiej, a ks. Piotrowski zażądał kategorycznej odpowiedzi, kto ma pozostać w Harbinie, gdyż nie widzi możliwości współpracy z księdzem Abrantowiczem. Rzym odpowiedział, że w Harbinie ma pozostać ks. Abrantowicz. Do swojej dyspozycji otrzymał on też gmach zakupiony na Niższe Seminarium Duchowne dla Syberii w 1925 roku przez ks. Piotrowskiego. Miał on służyć na potrzeby Ordynariatu. Jurysdykcji ks. Abrantowicza poddano też obydwie polskie parafie oraz szkoły franciszkanek i urszulanek, które w szczególny sposób w przyszłości miały być związane z pracą misji w obrządku bizantyjsko-słowiańskiego.
Działalność oświatowo-wychowawcza
Stolica Apostolska wysyłając ks. Abrantowicza do Harbina poleciła jego szczególnej trosce „wychowanie sierot, dzieci i podrzutków”. Abrantowicz obejmując stanowisko ordynariusza nastawiał się na pracę długodystansową. Dla rozwoju planowanych instytucji poprosił Komisję pro Russia o przeznaczenie jednorazowo kwoty 25 tys. dolarów amerykańskich na zakup placu wraz z domem oraz dodatkowo o stały budżet roczny. Komisja przyznała stały budżet w wysokości 10 tys. dolarów rocznie, a zamiast funduszy na zakup placu i domu przekazała na cele ordynariatu dawne seminarium św. Karola Boromeusza. W niewielkim gmachu poseminaryjnym, ks. Abrantowicz organizuje zakład wychowawczy dla chłopców, w przeważającej większości sierot, ofiar rewolucji bolszewickiej i konfliktów bolszewicko-chińskich. Okazało się, że bez nauki dzieci te są skazane na bezowocną wegetację w schronisku. Dlatego 5 marca 1930 r. posegregowano je na grupy w zależności od zaawansowania szkolnego i utworzono trzy klasy gimnazjalne z myślą o utworzeniu w przyszłości pełnego 8-klasowego gimnazjum. W ten sposób zakład wychowawczy przekształcił się w „szkołę diecezjalną”.
Większość funkcji w szkole ks. Abrantowicz powierzył wojskowym unitom. Początki szkoły były niezmiernie trudne, bowiem większość wychowanków stanowiły sieroty pozbierane z ulicy, fizycznie i moralnie zaniedbane, często już zdemoralizowane. Dla utrzymania ich w ryzach szkoła zatrudniała jako wychowawców dwóch pułkowników kadrowych; byli Własow i Romanowski, którzy wprowadzili dyscyplinę wojskową. Dlatego szkoła na początku nie cieszyła się popularnością i była uważana za surowy „Dom poprawczy” a rotacje spowodowane ucieczkami uczniów wynosiły rocznie ponad 50 procent. Sytuacja w szkole radykalnie zmieniła się w 1932 roku, gdy do Harbina przybył ks. Józef Hermanowicz, marianin. Mianowany jej dyrektorem, przeprowadził reformę systemu nauczania i wychowania. Złagodził wojskową tresurę w szkole i internacie. Dla podniesienia poziomu nauczania i wychowania starannie dobierał wychowawców i nauczycieli. Dzięki ogromnemu wysiłkowi przemienia skromną szkołę diecezjalną na Liceum św. Mikołaja, które już po kilku latach funkcjonowania stanie się prestiżową szkołą w całej Mandżurii. Była ona w stałym rozwoju, bowiem co roku przybywała jedna klasa, co zmuszało Ordynariat do karkołomnych kombinacji i wysiłków, aby przez różne przybudówki i remonty wygospodarować nowe sale do zajęć naukowych i miejsca w internacie dla chłopców.
O jej dynamicznym rozwoju świadczą liczby. W pierwszym roku istnienia przebywało w niej około 30 uczniów, w 1933 – było ich 94, w 1934 – 110, w 1939 – 165. W ostatnim roku jej istnienia, tj. w 1948, było aż 222 uczniów a chętnych było o wiele więcej, tak że szkoła już mogła pozwolić sobie na ostrą selekcje. Nauczyciele – jak pisze ks. Cikoto – „byli doskonale wybrani z najlepszych, wypróbowani, doświadczeni i gorliwie wypełniający swoje obowiązki”. Wszyscy uczniowie uczyli się języków obcych; rosyjskiego, łaciny, angielskiego, chińskiego a od chwili opanowania Mandżurii przez Japonię w 1932 obowiązywał również japoński. Japończycy przeprowadzili dogłębną reformę oświaty w Mandżurii i w Harbinie. Zlikwidowali szkoły o profilu humanistycznym. Wszędzie wyeliminowali naukę religii i wprowadzili własne podręczniki i programy. W latach 1937/8/9 misja żyła zagrożeniem likwidacji jej szkół. Ksiądz Abrantowicz czynił różnorakie starania, aby obronić szkoły, co wywoływało wielką „złość” Japończyków. Przed likwidacją szkół za pomocą siły uchroniła je tylko opinia, według której szkoły te uważano za papieskie, a wówczas Japonii zależało na dobrych stosunkach z Watykanem i Włochami, Liceum św. Mikołaja zyskiwało coraz większe uznanie w społeczeństwie harbińskim.
Jeśli do 1933 r. lekceważono pracę unitów, kpiono ze szkoły i jej uczniów, to pod koniec lat trzydziestych było zaszczytem należeć do grona uczniów Liceum św. Mikołaja. Spacerować z dumą w uniformie i czapce tej szkoły, według świadków wzbudzając zazdrość wśród kolegów. Nawet komuniści wyrażali się pochlebnie o pedagogicznych metodach stosowanych w tej szkole. Po dziesięciu latach istnienia szkoła i misja mariańska osiągnęły taką popularność w Harbinie, że według świadków „nie było w mieście człowieka, który nie słyszałby o ich działalności”. Prawdziwą pochwałę wystawiła liceum komisja japońska, która nb. nie była przychylna misji a w sprawozdaniu napisała, „ze wszystkich szkół harbińskich ta (Liceum św. Mikołaja) jest najbardziej idealna. Dziwić się można, jak tu przepięknie prowadzi się nauczanie i wychowanie dzieci”.
Liceum św. Mikołaja współpracowało z liceum sióstr urszulanek oraz z zakładem sióstr franciszkanek. Cała nadzieja szkół była położona w młodzieży i ta nadzieja nie zawiodła. Pomimo skromnych środków finansowych dla formacji intelektualnej, moralnej i przygotowania młodzieży do życia starano się zapewnić jak najszersze możliwości do jej rozwoju. Tak więc liceum posiadało kółko i obserwatorium astronomiczne z największym teleskopem w Harbinie i jednym z największych w Mandżurii. Przyciągało to młodzież z innych i tak nawiązywały się znajomości a nawet przyjaźnie pomiędzy wyznaniami i narodowościami. Szkoła posiadała w całej Mandżurii najlepiej zorganizowane i wyposażone laboratorium fizykochemiczne, w którym zatrudnieni byli nauczyciele-wykładowcy Politechniki Harbińskiej. Różne drużyny sportowe w zawodach wielokrotnie zajmowały pierwsze miejsca w Mandżurii. Świetna orkiestra oraz chór prowadzony przez wykształconego artystę i śpiewaka operowego uświetniały nie tylko uroczystości szkolne, miejskie, ale i państwowe i często występowały w miejscowym radio. Pod kierownictwem ks. Abrantowicza, trzy zakłady katolickie ordynariatu stały się rosyjskimi szkołami, gdzie młodzież otrzymywała wychowanie pozbawione szowinizmu, wychowanie patriotyczne oparte na katolickim obrządku bizantyjsko-słowiańskim.
Otwarcie domu zakonnego Marianów
Pierwsze lata funkcjonowania placówki harbińskiej były dla ks. Abrantowicza niezwykle ciężkie. Pisze o tym w sprawozdaniu wysłanym do Rzymu. „Ubóstwo, głód, łachy na co dzień, zło, przykrości od fałszywych i prawdziwych braci w czasie wojny 1929/31 i w czasie powodzi i zarazy w 1932 były częścią mego udziału”. Ks. Fabian był człowiekiem nie tylko roztropnym ale bardzo też operatywnym. Znając skomplikowaną sytuację na tym terenie chciał dla zapewnienia w przyszłości pracy misyjnej stworzyć jakąś skromną bazę materialną. Handluje węglem, zakłada fabrykę serów, otwiera fabrykę wód mineralnych „Sanitas”. Jednak najbardziej efektywnym przedsięwzięciem był zakup gospodarstwa rolnego oraz uruchomienie własnego młyna i piekarni. To uchroniło misję około 800 osób w latach wojny 1939/45, i po wojnie, gdy nastał komunizm i obowiązywały skromne dzienne racje chleba od głodu. Personel misyjny i kadra nauczycielska składała się przeważnie z unitów lub przynajmniej z ludzi sympatyzujących z kościołem wschodnim. W doborze kadry kierowano się wartościami intelektualnymi i moralnymi. Nie brano pod uwagę przynależności narodowej, z wyjątkiem Polaków, których kategorycznie wykluczano z tej pracy. W 1932 r. misja zatrudniała około 50 osób. Ojciec Fabian zakładając, że praca w Harbinie potrwa długie lata starał się o pozyskanie bliższych i jeszcze bardziej oddanych pracowników, jakimi mogliby być współbracia z zakonu marianów.
Wykluczając Polaków, zwrócił się do ks. Cikoto przełożonego w Drui z prośbą o przysłanie kilku współbraci. W odpowiedzi na prośbę do Harbina w 1932 r. zostali wysłani dwaj marianie, narodowości białoruskiej; ks. Józef Hermanowicz i zakonny brat Antoni Aniśkowicz. Podobną prośbę kieruje do prowincji litewskiej marianów, skąd w 1934 r. otrzymuje do współpracy ks. Władysława Mažonasa, a z braci zakonnych przyjeżdża Bronisław Ivanauskas i Antoni Zaremba. Mając poparcie zarządu generalnego w Rzymie, załatwia wysłanie do Rzymu na studia do Russicum dwóch młodych, inteligentnych kapłanów mariańskich tj. Tomasza Podziawę i Kazimierza Najłowicza z myślą o przygotowaniu ich do pracy wśród Rosjan w Harbinie. W 1934 z Drui do Harbina przybywa brat Stanisław Bohowicz.
W styczniu 1934 r. Abrantowicz otrzymuje urlop na wyjazd do Rzymu dla przedstawienia Ojcu Świętemu bieżących spraw swego Ordynariatu. W czasie pobytu w Rzymie dwukrotnie spotkał się on z Piusem XI, bardzo zainteresowanym sprawami misji. W czasie spotkania przedstawił Ojcu Świętemu propozycję otwarcia w Harbinie mariańskiego domu wschodniego Obrządku. Po konsultacjach ks. Abrantowicza z Komisją pro Russia, z zarządem generalnym i z ks. Cikoto, sprawę otwarcia domu uznano za dojrzałą do realizacji i za korzystną dla życia zakonnego i pracy misyjnej wśród Rosjan. Po udzieleniu zezwolenia przez Komisję pro Russia, dnia 24 XII 1934 r. został kanonicznie erygowany mariański dom zakonny, ze wszystkimi łaskami, prawami i przywilejami, jakimi cieszyły inne domy zakonne Zgromadzenia Marianów. Ojciec Święty udzielił błogosławieństwa nowemu domowi i wyraził swoje zadowolenie z dotychczasowej pracy w Harbinie. Jako widomy znak swojej życzliwości i błogosławieństwa podarował ks. Abrantowiczowi swój portret z własnoręcznym podpisem i dedykacją.
Pierwszym mariańskim współpracownikiem ks. Fabiana był ks. J. Hermanowicz. Był niezwykle aktywny na wielu odcinkach, ale głównie pochłaniała go praca pedagogiczno-wychowawcza. Jej poświęcił cały 13-letni okres pobytu w Harbinie. Pracy tej oddawał się całym sercem. Obdarzony zdolnościami literackimi pisał artykuły do unijnych czasopism. Uważano go za swojego człowieka i był łubiany i szanowany przez unitów a także i prawosławnych.
W 1935 roku do pracy w Harbinie, po ukończonych studiach w Russicum przybyli ks. T. Podziawo i ks. K. Najłowicz. Byli to ludzie o szerokich zainteresowaniach i uzdolnieniach oddani bezgranicznie sprawie misji harbińskiej. Jedna z uczennic harbińskich po latach tak napisała o ks. Podziawo: „Widziałam w nim wzór kapłana według serca bożego, który tak wiele wymagał od siebie, że zapominając o sobie służył wiernie Bogu i bliźnim w doli i niedoli, który zapalił do życia według zasad ewangelii liczne szeregi młodzieży i dorosłych”. Był on wszechstronnie uzdolniony. Zajmował się czynnie poezją, malarstwem, rysunkiem i dziennikarstwem. Dzięki temu nawiązał liczne kontakty z osobami prawosławnymi ze świata artystycznego.
Ks. Władysław Mazonas, Litwin, od 1935 r. objął funkcję naczelnego redaktora pisma unijno-katolickiego „Katoliczeskij Wiestnik”. Rolę tę spełniał do 1937 roku, kiedy to został skierowany do Japonii na Sachalin w celu rozpoznania możliwości otwarcia tam placówki mariańskiej. Wśród trzech braci zakonnych przebywających w misji harbińskiej, na wyróżnienie zasługuje Antoni Zaremba z zawodu elektrotechnik, hydraulik i specjalista od urządzeń grzewczych. Uważany był za bardzo dobrego fachowca, tym bardziej potrzebnego, że miasto nie posiadało ani wodociągów ani kanalizacji. Brat Zaremba starał się własnym sposobem zainstalować powyższe urządzenia i zapewnić ich funkcjonalność a także był konserwatorem w zakładach sióstr, a w czasie okupacji japońskiej i sowieckiej świadczył też specjalistyczne usługi Chińczykom i Rosjanom. Ks. Hermanowicz podaje, że za swą usłużność był ceniony nie tylko przez współbraci, ale i przez prawosławnych i przez „pogan”. Po zakończeniu II wojny światowej, w Harbinie zapanował surowy reżim komunistyczny. W obozach w nieludzkich warunkach przebywało tysiące japońskich jeńców. Według świadków brat Zaremba, niejednokrotnie z narażeniem życia, niósł im pomoc w miarę możliwości, czy to w żywności, czy w lekarstwach. Japończycy wyrażali się o nim z najwyższym szacunkiem. Brat Zaremba i brat Bohowicz najdłużej przebywali w Harbinie, bo jeszcze po kasacie misji w 1948 r., przebywali w tym mieście do 1951 roku, kiedy to z wielkimi trudnościami opuścili miasto. Misję harbińską zasiliło jeszcze dwóch kapłanów diecezjalnych, byli to; ks. Paweł Portniagin, konwertyta narodowości rosyjskiej, wysłany przez ks. Fabiana na studia do Russicum. Po ich zakończeniu przybył w 1937 r. do Harbina i gorliwie pracował aż do aresztowania w 1948. Drugim był Francuz, również absolwent Russicum ks. Paweł Chaleil. Były to wszystkie osoby wchodzące skład Misji Katolickiej dla Rosjan w Harbinie.
Dzięki utworzeniu domu zakonnego, praca marianów nabrała nowych cech. Wytworzyły się nowe formy coraz skuteczniejszego oddziaływania na społeczeństwo rosyjskie w Harbinie i różne formy wzajemnego zbliżania się i nawiązywania nawet życzliwych kontaktów, co było niemożliwe w początkach funkcjonowania placówki misyjnej.
Działalność duszpasterska
Praca marianów w Harbinie miała charakter nietypowy. Nie prowadzono tu w ścisłym sensie pracy parafialnej, ponieważ brakowało parafian, jeśli się nie weźmie pod uwagę stu kilkudziesięciu osób (wraz z uczniami), należących do placówki św. Mikołaja. Nie prowadzono tu też pracy stricte misyjnej, unikano bowiem prozelityzmu. Pod opieką duchową marianów znajdowały się trzy zakłady naukowe; Liceum św. Mikołaja, Kolegium Urszulanek oraz Progimnazjum Franciszkanek. W każdym z tych zakładów znajdowała się publiczna kaplica obrządku wschodniego dostępna nie tylko dla uczącej się młodzieży i unitów, ale dla wszystkich zainteresowanych Harbińczyków.
Największą i najlepiej przystosowaną kaplicę do sprawowania liturgii posiadało Liceum św. Mikołaja. Po rozbudowie i kilku remontach, mieściła ona swobodnie 500 osób. Już w 1928 r. w dniu erekcji ordynariatu została ona podniesiona do rangi kościoła parafialnego. W trzech kaplicach ordynariatu odprawiano liturgię wschodnią dla wiernych. W kaplicy księży marianów odprawiano dwie Msze święte w niedzielę i jedną w dni robocze. U sióstr urszulanek i franciszkanek sprawowano liturgię raz dziennie, zarówno w dni robocze jak i świąteczne. We wszystkich kaplicach księża słuchali spowiedzi przynajmniej w dziesięciu językach. Były to główne języki Rosji carskiej: rosyjski, polski, litewski, białoruski, ukraiński oraz zachodnie; włoski, francuski, angielski, niemiecki, chiński a od 1932 r. ojcowie i bracia musieli uczyć się japońskiego.
Przyciągało to do kaplic katolików różnych narodowości, którzy byli w Harbinie a z powodu bariery językowej nie zawsze mogli skorzystać z sakramentu pokuty w kościołach łacińskich. W każdą więc niedzielę w kaplicach ordynariatu odprawiano cztery Msze święte, w których ogólnie uczestniczyło około tysiąca osób. Według opinii świadków kaplica marianów mieszcząca 500 osób z zasady była wypełniona a nawet często brakowało w niej miejsca. Oprócz młodzieży ze szkół ordynariatu do kaplic przychodzili rodzice, nauczycielstwo wraz z rodzinami, około 30 osób prawosławnych stale je odwiedzających oraz różne przypadkowe osoby z ciekawości lub z zainteresowania. W ten sposób krąg oddziaływania misji zwiększał się i zyskiwał sobie nowych sympatyków.
Z pewnością ludzie przychodzący do cerkwi katolickich wyzbywali się w większości krzywdzących uprzedzeń opieranych przeważnie na plotkach i oszczerstwach. Rosjan do cerkwi katolickich przyciągały też okazałe, uroczyste nabożeństwa archimandryty ks. Abrantowicza i jego kazania utrzymane zawsze na wysokim poziomie, wygłaszane z kulturą i pięknym literackim językiem rosyjskim. Po aresztowaniu w 1939 roku przez bolszewików, ks. Abrantowicza w Harbinie zastąpił niemniej godny kapłan i wybitny kaznodzieja ks. Andrzej Cikoto (proces beatyfikacyjny obu kapłanów jest w toku). Wielu prawosławnych przychodziło do kaplicy, aby posłuchać wspaniałego chóru złożonego z parafian i opłacanych zawodowych śpiewaków operowych. Liturgia wschodnia odprawiana przy udziale takiego chóru sprawiała na uczestnikach silne wrażenie i była magnesem przyciągającym miłośników śpiewu cerkiewnego. Mocnym atutem cerkiewki unickiej były relikwie św. Mikołaja, głównego patrona całej misji. Przekazanie relikwii misji świadczyło o wielkiej przychylności Piusa XI dla sprawy harbińskiej, bowiem wcześniej na prośbę cara Mikołaja II, czyniącego starania o te relikwie dla Rosji, Ojciec Święty odpowiedział odmownie. Św. Mikołaj był bardzo popularny wśród Rosjan, a w Harbinie cieszył się specjalnymi względami i doznawał kultu ze strony prawosławnych i Chińczyków bardziej niż od katolików a jego portret zajmował centralne miejsce na głównym dworcu harbińskim.
Wykorzystując fakt posiadania części relikwii św. Mikołaja misja starała się wykorzystać ten dar w działalności duszpasterskiej na niwie ekumenicznej. Co roku 6-go grudnia urządzano uroczystości religijne z wystawieniem relikwii. Trwały one przez kilka dni a brali w nich udział katolicy i bardzo licznie prawosławni oraz Chińczycy, „którzy przychodzili pokłonić się starykowi wakzała”. W czasie uroczystości księża głosili kazania, słuchali spowiedzi i odprawiali wschodnią liturgię, a w całej tej działalności okazywali serdeczną życzliwość przedstawicielom innych wyznań. Różnorakie akcje duszpasterskie wiązały z misją coraz więcej prawosławnych, co przeszkadzało normalnemu funkcjonowaniu zakładów. Problem ten dostrzegł też wizytator generalny marianów ks. A. Cikoto i po rozmowach z członkami misji w sprawozdaniu do Stolicy Apostolskiej jako jedyne rozwiązanie sytuacji widział konieczność budowy kościoła. Stolica Apostolska ustosunkowała się przychylnie do tej petycji i zaproponowała, aby ksiądz Abrantowicz przesłał plan budowy kościoła, kosztorys a także wskazał inne miejscowości gdzie można by otworzyć nowe placówki wschodniego obrządku. Tragiczna śmierć ks. Abrantowicza oraz wybuch II wojny światowej uniemożliwiły realizację tych planów.
Działalność wydawnicza
Ks. Abrantowicz w pierwszych latach pobytu w Harbinie doświadczał na sobie gwałtownych i złych skutków propagandy prawosławnej skierowanej przeciwko unitom, która rozpowszechniała plotki, oszczerstwa i tendencyjne, wrogie informacje o kościele katolickim. Widział także uprzedzenia Rosjan do katolicyzmu spowodowane przede wszystkim nieznajomością doktryny katolickiej. W takiej sytuacji i atmosferze zrodziła się myśl, wskazująca na konieczność drukowania publikacji, które informowałyby, wyjaśniały, lepiej ukazywały prawdy katolickie, ich genezę i propagując ideę jedności kościelnej, uzupełniały żywe pasterskie słowo. Idea założenia własnego pisma inspirowała Abrantowicza od początku jego pracy w Harbinie, jednak nie mógł jej zrealizować przez długi czas z powodu trudności personalnych i finansowych. Po pewnej stabilizacji i nawiązaniu różnych kontaktów personalnych, w 1931 ks. Abrantowicz rozpoczął redagowanie pisma unijno-katolickiego „Katoliceskij Vestnik” jako urzędowego organu Rosyjskiego Ordynariatu Bizantyjsko-Słowiańskiego Obrządku w Chinach. Pomimo przeciążenia wielorakimi pracami, z braku ludzi przygotowanych do prowadzenia czasopisma ks. Fabian osobiście kierował wydawnictwem. Dopiero po przybyciu ks. Mazonasa przekazał mu w 1935 r. funkcję naczelnego redaktora. Trzecią osobą, która piastowała funkcję naczelnego redaktora był ks. P. Portniagin, który tę funkcję spełniał najdłużej, bo od 1938 do 1945 roku, czyli do momentu zamknięcia pisma.
Czasopismo (z pewnymi wyjątkami), ukazywało się jako miesięcznik w nakładzie niskim 500 egz. Było to pismo elitarne. Ks. Abrantowicz rozumiejąc znaczenie własnego drukowanego organu, pismo to ustawił na wysokim poziomie. Było ono kolportowane do znaczniejszych ośrodków w Chinach, Japonii, Europy i Ameryki. Fachowo redagowane służyło redakcjom innych pism jako materiał informacyjny, źródłowy i fachowy. W samym Harbinie wszyscy księża prawosławni otrzymywali systematycznie, bezpłatnie po jednym egzemplarzu czasopisma. Dla wzbogacenia tematyki i poszerzenia spectrum pisma utrzymywano kontakty z innymi podobnymi ośrodkami w Paryżu, Lille, w Rzymie. Do Biuletynu liczne artykuły pisali księża z Russicum. W piśmie ks. Abrantowicz starał się trzymać z dala od wszelkiej polityki. Wiele artykułów poświęcano kwestiom spornym między wyznaniami, kontrowersyjnym soborom, które pogłębiały „rozdarcie jedności” lub broniły jej, problemom mariologicznym. Wyjaśniano wszystkie aktualne zarzuty, jakie prawosławni stawiali katolikom. Biuletyn Katolicki był dowodem realnej siły, z którą prawosławni musieli się liczyć. Posiadał on też wielkie znaczenie dla katolików, podtrzymywał ich na duchu i dawał do ręki pierwszorzędną broń ideologiczną.
Oprócz powyższego pisma mariańska misja w Harbinie wydawała inne pozycje; kalendarze, broszury i książki, które rzucały wiele światła na niejasną sprawę unii. Początkowo niechętnie czytane i uważane przez prawosławnych za propagandę, z biegiem czasu zyskiwały coraz większe znaczenie i uznanie i tym samym służyły sprawie pojednania i ważnej sprawie ekumenizmu. Z powodu izolacji Harbina od 1939 r. wiele druków zaginęło (udało się nam dotrzeć do wydanych przez misję 4 książek i 21 broszur).
Próba podsumowania
W uroczystość Niepokalanego Poczęcia 1948 roku – święto patronalne marianów – cała katolicka misja Wschodnia w Harbinie została rozgromiona. Księża zostali aresztowani przez chińskich komunistów, wydani Sowietom i zesłani na Sybir.
Praca prowadzona przez nich miała za zadanie ukazać Rosjanom prawdziwe oblicze Kościoła katolickiego, rozwiać uprzedzenia prawosławia a także znieść pewne stereotypy utarte wśród Rosjan, że „katolik nawet rosyjski jest Polakiem”. Chciano też ukazać Rosjanom, że Kościół katolicki może być w pełni rosyjski.
Na ile te zadania zostały zrealizowane i czy praca marianów w Harbinie miała sens? Historia ukazuje, że praca unijna powstała w tak trudnych warunkach i z tak nikłymi początkami zataczała coraz szersze kręgi i swym zasięgiem obejmowała coraz więcej osób. Żyjący jeszcze świadkowie tej misji (uczniowie i uczennice), w ustnych relacjach podkreślają „świętość, heroizm i bezkompromisowość” ks. Abrantowicza – zamęczonego w więzieniu w Butyrkach 2 stycznia 1946, ks. T. Podziawo – zesłanego do łagrów i ks. A. Cikoto, od 1939 r. administratora apostolskiego w Harbinie – zamęczonego w syberyjskich łagrach w 1952 r. Świadkowie podkreślają też „nieprzeciętność” pozostałych członków misji mariańskiej.
Uprzedzenia prawosławnych do katolicyzmu ustępowały powoli i trzeba było długich lat żmudnej i roztropnej pracy. O jej efektach najlepsze świadectwo dają dwa wprost niewiarygodne wydarzenia. W liście z 6 III 1928 roku ks. Abrantowicz informuje ks. Kard. Luigi Sincero”, że w swej pracy napotyka na same trudności, nikt nie odwiedza kaplicy, na jego 7-iu oficjalnych nabożeństwach było ogółem 46 osób, raz go aresztowano, zwalczają go zarówno prawosławni jak i katolicy”. Natomiast 20 lat później, w grudniu 1948 roku w czasie uroczystości urodzinowych archimandryty ks. A. Cikoto, około czterech tysięcy osób odwiedziło jubilata składając mu życzenia, przynosząc podarunki i wyrażając swoją życzliwość dla misji.
Jeszcze bardziej wymowne wydarzenie miało miejsce przed Wielkanocą w 1948 roku. Był to trzeci rok bardzo aktywnej i agresywnej walki komunistów z religią. W szkołach prowadzono ostrą propagandę antyreligijną połączoną z prześladowaniami. Właśnie w tym czasie 70-ciu studentów i studentek Politechniki Harbińskiej, byłych wychowanków Liceum św. Mikołaja i Konwentu Urszulanek, porozumiało się nawzajem i poprosiło ostatniego biskupa harbińskiego Nikanora o odprawienie z nimi jednodniowych, publicznych rekolekcji wielkopostnych, które mieli dawniej zwyczaj odprawiać w szkołach katolickich. Był to fakt nie mający precedensu w dziejach społeczeństwa harbińskiego i wywarł ogromne wrażenie na całym społeczeństwie prawosławnym. Według ks. Podziawo w Harbinie „mówiono otwarcie, że tylko Liceum wychowuje ludzi naprawdę wierzących”. Zaś biskup Nikanor wcześniej wrogo nastawiony do wschodniego katolicyzmu, po tym wydarzeniu stał się życzliwy i mówił do młodzieży „Bądźcie posłuszni swoim wychowawcom katolickim, bo oprócz dobrego, złego was nie nauczą”.
Działalność marianów w Harbinie była bezinteresownie oddana miłości bliźniego, którym w tym wypadku był prawosławny Rosjanin. Ta bezinteresowna, ciężka praca, utrudniana ze strony katolików i prawosławnych, na serio ukazywała drogę życia chrześcijańskiego i z czasem wytwarzała klimat wzajemnego poszanowania, a nawet wzajemnej życzliwości pomiędzy wyznawcami katolicyzmu i prawosławia. Dzięki tej pracy prawosławni uświadamiali sobie, że ich prawowierność nie jest ekskluzywna zaś łacinnicy nabierali przekonania, że kościół katolicki nie jest tylko łaciński.
Ks. Jan Kosmowski
Za: www.marianie.pl