Kard. Stefan Wyszyński, Prymas Polski
“MÓDL SIĘ I PRACUJ”.
KAZANIE Z OKAZJI 800 ROCZNICY KLASZTORU CYSTERSÓW W WĄCHOCKU
Wąchock, 07 października 1979 r.
Cella Mariae – to znaczy: mieszkanie Matki Bożej. Tak zostało nazwane to miejsce w chwili, gdy – według przekazów historycznych – osiem wieków temu przybyli do tej krainy lasów i wód słudzy Boga Żywego, aby zgodnie z poleceniem Chrystusa przepowiadać Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Ojcowie cystersi zatrzymali się tu nad wodą, nad rzeką, zgodnie z charakterem, jaki ten zakon posiadał w odróżnieniu od innych, które osadzały się w górach lub w miejscach zalesionych.
HISTORYCZNE ZASŁUGI ZAKONU CYSTERSÓW
Dzieci Boże, pragniemy dzisiaj dziękować Bogu za wszystko, czego przez osiem trudnych wieków synowie zakonu cystersów dokonali zarówno dla tej ziemi, jak i dla osady – z czasem miasta – pomimo mnóstwa najrozmaitszych trudności, przykrości i prześladowań, których nigdy nie brakło. Początki bowiem były bardzo trudne, zwłaszcza z powodu najazdu Tatarów. Ale Bóg jest mocniejszy od wszystkich swoich nieprzyjaciół – daremną jest więc rzeczą wierzgać przeciwko ościeniowi! (Dz 16,14). Minęły burze, jak przeszły hordy tatarskie, a zakon jak pochodnia gorejąca poprzez pokorną służbę Dobrej Nowinie Jezusa Chrystusa ostał się przez całe wieki.
Nikt nie umiałby odtworzyć szczegółowych trudności i bólów, przez jakie przeszli słudzy Matki Najświętszej, wytrwale pracując w tym “Jej mieszkaniu”. Historycy zakonu cystersów w Polsce najchętniej podkreślają ich pracę na rzecz kultury tej ziemi, kultury rolnej oraz zasługi w dziedzinie organizowania przemysłu, sadownictwa, ogrodnictwa, lecznictwa, a nawet wychowania, bo pierwsze szkoły na tym terenie były dziełem ojców cystersów.
To, czego dokonali, ziarno, które wsiali, pozostało zakorzenione i rozwijane później poprzez wieki przez tych, co przyszli po nich. Utrzymało się w tym wymiarze, w jakim dzisiaj miasto, klasztor i bodaj cała Polska korzystają z pracy ojców cystersów w najwybitniejszych, znanych do dziś dnia klasztorach i zabytkach architektury chrześcijańskiej. Są to rzeczy na ogół znane i przypisywane zakonowi, jako główna jego zasługa w dziedzinie kultury chrześcijańskiej i narodowej naszej ojczyzny.
To, czego Bóg przez nich dokonał w zmiennych sytuacjach naszego życia, historii i rozwoju ludzkiej pracy – pozostało. Najważniejsze co przetrwało, to doświadczenie historyczne powiązania dwóch założeń: Módl się i pracuj! – Ora et labora! – jak tu już dwukrotnie powtórzyli młodzi i starsi, wypowiadając słowa powitania dla uczestników uroczystości. I chociaż zdawałoby się, że sprawy ludzkie i Boże są na dwóch krańcach, jednakże doświadczenie wskazuje na to, że trzeba je łączyć tak, aby wartości duchowe szły niekiedy przed wartościami materialnymi, bo skuteczność osiągnięć materialnych zależy w dużym stopniu od użyźniania ich wartościami duchowymi.
Pozwólcie, dzieci Boże, że wspomnę na osobiste doświadczenia z pierwszych dni II wojny światowej. Znajdowałem się wtedy niedaleko Dęblina, na polach, w miejscowości zwanej Irena. Tak się złożyło, że spowiadałem żołnierzy w okopie. Prosili mnie o to. Jeden z nich płakał jak dziecko i mówił mi: proszę księdza, co ci Niemcy z nami zrobili! Pocieszałem go, jak umiałem. W pewnej odległości widziałem rolnika, który obsiewał pole zbożem. Myślałem sobie: wszyscy uciekają, wszyscy się boją, ubezpieczają, samoloty bombowe nad drogą, a ten spokojnie sieje… Gdy wyspowiadałem żołnierzy podszedłem do niego. Spytał mnie: Ksiądz się boi? – Odpowiedziałem: A pan się boi? Dziwię się, że pan się nie boi, bo ja się boję. Ale zastanawia mnie to, że pan wsiewa zboże w ziemię, gdy wszyscy uciekają. – A on na to: Proszę księdza, jak to zboże zostawię w spichlerzu, spłonie. A gdy je wrzucę w ziemię, wpierw czy później ktoś z niego chleb będzie jadł. Zapadła mi głęboko w pamięć przedziwna mądrość tego siewcy.
Można ją porównać z mądrością sług Bożych, którzy według przykładu Chrystusa wsiewają ziarno Boże, nie patrząc co będzie, jaki ono wyda owoc – stokrotny, trzydziestokrotny czy dziesięciokrotny. Zawsze, wpierw czy później, ktoś z tego siewu będzie się pożywiał. Dzisiaj, po ośmiu wiekach bolesnych dziejów – zwłaszcza tego prawie półtorawiecznego okresu, gdy stąd zostali usunięci zakonnicy – widzimy, że coś zostało, że jest do czego nawiązywać, że nauka płynąca z tego krótkiego hasła: Módl się i pracuj! – do dziś dnia ma znaczenie.
AKTUALNOŚĆ ZASADY «ORA ET LABORA» W CZASACH WSPÓŁCZESNYCH
Żyjemy w okresie wielkiego wysiłku zdobywania materii. Wszyscy tak są tym zajęci, iż wy dawałoby się, że na nic innego nie ma już czasu. Ludzie przykładają tak wielką wagę do tego wysiłku, że niekiedy i świątek i piątek zamieniają na trud fizyczny. Gdy dziś tu jechałem, widziałem na polach traktory. Coraz częściej zapomina się o Bożym przykazaniu: Pamiętaj, abyś dzień święty święcił.
Niedawno w Polsce można było widzieć całe rzesze ludzi, którzy umęczeni całotygodniową pracą wezwani zostali do pracy w niedzielę pod pozorem czynu społecznego. I musieli pracować. Jak ta praca wygląda, ile jest warta, ile się na nią wydaje, jak skromny jest rezultat, jak wielkie straty, bo zmęczony człowiek nie ma możności ani się pomodlić, ani wypocząć – dobrze to wiemy. Jednakże takie inicjatywy są podejmowane. Niekiedy są one tak dręczące, pośpieszne, że nie pozostawiają nawet czasu na to, aby się zastanowić, co i jak robić. Wyniki tego są niekiedy żałosne.
Kilka dni temu byłem w miejscowości Wapno, aby konsekrować kościół w parafii Srebrna Góra. O miejscowości Wapno, w której była kopalnia soli równie bogata jak Wieliczka, nic się w Polsce nie mówi. Ale ponieważ szło tam na gwałt o to, aby tylko wydobywać, aby produkcja była jak największa, bez dostatecznych studiów i rozeznania podziemia, doszło do tego, że kopalnia dzisiaj jest zamknięta, ludzi trzeba usunąć, bo cała ta pięknie rozwijająca się osada przedstawia księżycowy krajobraz. Byłem tam kiedyś jako biskup gnieźnieński, gdy wizytowałem tworzącą się parafię w dopiero powstającej osadzie. Teraz domy pozapadały się w ziemię, niektórych kilkupiętrowych nie ma w ogóle, inne porozpadały się. Ludzie potracili wszystko, chociaż w części wynagrodzono im straty. Ale kto nagrodzi ból i mękę człowieka, który niekiedy przez długie życie pracował na stworzenie kąta dla swej rodziny i nagle wszystko stracił? Dlatego tylko, że ktoś chce jak najprędzej, jak najszybciej! A o tym, aby się pomodlić, aby Boga wezwać na pomoc, aby pamiętać, że są to dary Boże, które trzeba uszanować, że istnieje tajemnica ziemi i jej urodzajności – o tym nie ma czasu pomyśleć. I takie są rezultaty. Można mówić o grzechach, które płyną nie tylko z naruszania przykazań Bożych, ale z nadużycia. Można nadużyć i ziemi, i pracy ludzkiej, i darów, które dobry Bóg nagromadził obficie na terenie naszej ojczyzny. Jak mało myśli się o tym, że dary nagromadzone w ziemi – sól, węgiel i inne minerały – są nie tylko dla naszego pokolenia, ale także dla pokoleń, które po nas przyjdą.
Kiedyś, gdy wydałem książkę: Duch pracy ludzkiej, jeden z recenzentów napisał: Wiele mi się w niej podoba. Ale nie podoba mi się to, że autor wzywa do długomyślności w pracy. Po łacinie nazywa się tolonganimitas i nie jest moim wynalazkiem. Użyłem terminu wybitnego filozofa i moralisty, świętego Tomasza z Akwinu. Ale redaktor się złościł. Mówił: W Polsce trzeba dużo pracować, jak najwięcej pracować.Nie ma czasu na namyślanie się. Nie chciałem mu odpowiadać. A jednak zawsze zanim człowiek przystąpi do pracy, zanim rolnik zaplanuje nowy obsiew jesienny, siada i zastanawia się – co, gdzie i w jakim wymiarze będzie siał. Każdy, kto chce coś mądrego powiedzieć, naprzód się zastanawia, co ma powiedzieć. Dziecko, które chodzi do szkoły, musi najpierw posiedzieć nad książkami w domu, aby jego praca przyniosła jakieś korzyści. Dlatego teza: Módl się i pracuj – jest tak słuszna i uzasadniona. Trzeba naprzód zebrać myśli i wszystkie swoje uczucia. Wszelkie planowanie, nawet materialne, trzeba uprzedzać atmosferą głębokiego namyślenia i modlitwy.
«HUMANIS DIVINA…»
Słusznie czynili cystersi, gdy tutaj myśleli i modlili się, chociaż zajmowali się też wydobywaniem soli i przemysłem hutniczym, chociaż uprawiali rolnictwo, pielęgnowali zioła lecznicze, którymi leczyli chorych. Uczyli ludzi pracy na roli, ale także zakładali dla nich szkoły i zachęcali do modlitwy. Prowadzili pracę duszpasterską, by w ten sposób sprawy ludzkie łączyć z Bożymi.
W ten sposób unika się grzechu nadużycia stworzenia, nadużycia człowieka i jego pracy fizycznej. Kościół zawsze strzegł przykazania: Pamiętaj, abyś dzień święty święcił. Gdy jeszcze nie było ustawodawstwa społecznego i opieki społecznej, zadanie to spełniał Kościół, przypominając: Sześć dni pracujesz, siódmy przeznaczasz na modlitwę i wypoczynek. Tak powstała duchowość, która usposabiała człowieka pogodniej do pracy, uzdalniała do przezwyciężania trudności, chociażby nawet bardzo bolesnych, które przyczyniały się również do większej wydajności pracy.
Czytając List świętego Pawła do Rzymian, zwróćmy uwagę na słowa z rozdziału ósmego. Ten myśliciel i apostoł miał wielką wrażliwość na niedolę człowieka pracującego. Patrzył na świat stworzony i wmyślał się w jego działanie. I oto mówi: Wszelkie stworzenie oczekuje z gorącym upragnieniem ukazania się chwały dzieci Bożych. Całe stworzenie bowiem poddane zostało marności bez swojego przyczynienia, lecz z woli Tego, który je poddał, który dał mu jednak nadzieję, że także samo stworzenie z niewoli uwolnione zostanie, aby uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych. Wiemy bowiem, że aż po chwilę obecną jeden jęk przenika wszelkie stworzenie i że cierpi ono bóle porodu. Lecz nie ono samo; i my także, którzy już posiadamy pierwsze dary Ducha, wzdychamy całym jestestwem swoim, oczekując przybrania za synów Bożych i odkupienia ciał naszych (Rz 8,19-23).
Mogłoby się wydawać, że odnosi się to głównie do naszego życia duchowego. Na pewno tak, ale ponieważ mamy nosić Boga w ciałach i w duszach naszych, dlatego życie człowieka jest jednością: czy jesz, czy pijesz, czy cokolwiek innego czynisz, na chwałę Bożą masz czynić – upomina nas Pismo święte (por. 1 Kor 10,31). Stąd nie można oddać się całkowicie tylko pracy fizycznej tak, aby zapomnieć o swoim wyższym przeznaczeniu. Patrzymy na fantastyczny rozwój życia współczesnego i niezwykłe ludzkie osiągnięcia; jednak, chociaż mamy szanować ludzi ciężko pracujących, mężów nauki, organizatorów życia gospodarczego i produkcji, inżynierów budujących wielkie maszyny i ułatwiających pracę człowiekowi, zawsze musimy pamiętać o jednym z pierwszych przykazań Bożych: Czyńcie sobie ziemię poddaną(Rdz 1,28).
Człowiek pracujący nie może stać się niewolnikiem ziemi, materii, produkcji, bo jego celem nie jest tylko praca, odmiana i poprawa wyglądu świata, ale także dobro człowieka. Pisał o tym ongiś papież Leon XIII, a powtórzył później papież Pius XI, iż błędem jest, gdy materia wychodzi z warsztatu pracy udoskonalona, a człowiek staje się w nim gorszy. Jeżeli człowiek będzie aż tak zapędzony, tak zajęty życiem czysto gospodarczym, służbą materii, ziemi, to sam zniszczeje. Zmarnieje duchowo i fizycznie, jak to nieraz widzimy. I przedwcześnie utraci swoje życie. Musi być harmonia w planie Bożym. Duch ma być również wykorzystany do tego, aby czynić sobie ziemię poddaną. Jeżeli prowadzi się szaleńczą produkcję, wyniszcza się owoce ludzkiej pracy. Nieraz jesteśmy świadkami niszczycielstwa i marnotrawstwa. Ludzie wiele pracują, ale czy rzeczywiście wiele mają?
Pozwólcie, że znowu odwołam się raz jeszcze do Pisma świętego i przytoczę zdanie zapisane bardzo dawno – jeszcze na kilka wieków przed narodzeniem Chrystusa Pana – przez proroka Aggeusza, który patrzył na pracę niewolniczą swoich braci. Wiele pracowali, a jaki był rezultat ich pracy?
Pomyślcie, jak jego słowa są aktualne. Rozważcie tylko, jak się wam wiedzie. Siejecie wiele, lecz plon macie lichy; przyjmujecie pokarm, lecz nie ma go do sytości; pijecie, lecz nie gasicie pragnienia; okrywacie się, lecz się nie rozgrzewacie; ten kto pracuje, aby zarobić, pracuje odkładając do dziurawego mieszka (Ag 1,5-6).
To pisał prorok Aggeusz, gdy patrzył na swoich rodaków, żyjących w ciężkiej niedoli. Jak to jest przedziwnie aktualne! – Siejecie wiele, lecz plon macie lichy – sprowadzamy przecież z zagranicy zboże! Przyjmujecie pokarm, lecz go nie macie do sytości – bo są kolejki. Pijecie – pijaków w Polsce jest bardzo dużo; mówią, że każdego dnia upija się około 3 milionów – lecz nie gasicie pragnienia. Ale nie tędy droga! Może jeszcze najlepiej okrywacie się, lecz nie rozgrzewacie się, bo często braknie wam węgla. A jakże prawdziwe jest to ostatnie spostrzeżenie: Ten, kto pracuje, aby zarobić, pracuje odkładając do dziurawego mieszka. “Dziurawy mieszek” to człowiek chciwy, któremu zawsze mało. Oczywiście, nie chcę przypisywać tych braków jedynie rozbieżności między ładem moralnym a materialnym. Jednak w dużym stopniu tak jest, że gdy człowiek nie ma pobudek wyższego rzędu, może się na śmierć zapracować i zawsze mu mało, zawsze jest głodny, zawsze jest nietrzeźwy, zawsze ma pusto w mieszku i tak upływa jego życie w straszliwej pogoni za lepszym bytowaniem, bez możności osiągnięcia dosytu.
UŚWIĘCENIE STWORZENIA PRZEZ PRACĘ
Jeżeli sobie przypomnimy, czego nas uczyli przez wiele wieków słudzy Boży w tej Cella Mariae, w mieszkaniu Matki Bożej, zrozumiemy, że sama praca i człowiek poprzez pracę mają być też uświęcani. Nie wystarczy pracować, trzeba dobrze używać dóbr stworzonych. Trzeba pamiętać, że nie wolno nadmiernie wyzyskiwać ani ziemi, ani darów przyrody, które Bóg dał narodowi na całe pokolenia. Nie wolno też wyzyskiwać człowieka, bo cóż z tego, że będzie wyższa produkcja, jeżeli będzie coraz więcej kalek, coraz więcej przedwczesnych emerytów; jeżeli szpitale nie będą zdolne ogarnąć wszystkich ofiar nieszczęśliwych wypadków. Niedawno czytaliśmy o wypadku w kopalni – nie powiem gdzie. To także owoc braku skupienia, czyjejś rozwagi, należytego przemyślenia, po prostu braku wyższej atmosfery duchowej, która budzi świadomość: Pańska jest ziemia i napełnienie jej, okrąg ziemi i wszyscy którzy na niej mieszkają (Ps 24,1). Trzeba patrzeć na ziemię daną nam do użytku z głębokim zrozumieniem, że nie przestaje ona być darem Bożym i dla nas i dla tych pokoleń, które po nas przyjdą. Nie można więc wszystkiego z Polski wywieźć, aby tylko zdobyć dewizy, bo ekonomia Boża na tym polega, że naprzód mamy zaspokoić potrzeby rodzin żyjących w naszej ojczyźnie i zaspokoić te potrzeby, które składają się na całość znośnego, przyzwoitego życia dzieci własnego narodu.
W Ewangeliach możemy wyczytać przypowieść o gospodarzu, który najmował do winnicy swojej pracowników i przed zachodem słońca wypłacał im całą należność, bo z tego musiał żyć nie tylko robotnik, ale i jego rodzina. Oczywiście, inne są teraz układy społeczne i ekonomiczne, stosownie do potrzeb dzisiejszych, jednakże ważną jest rzeczą, aby człowiek pracujący mógł tak zarobić, by naprzód wypełnił swoje obowiązki wobec własnej rodziny i własnych dzieci. Nie wolno też tym, co człowiek zapracuje, rozporządzać według własnych zachcianek, niszcząc niekiedy owoce swej pracy przez pijaństwo, rozrzutność, brak ładu moralnego w życiu osobistym i domowym. Człowiek ma obowiązek pracować, ale z rąk jego pracy ma żyć cała rodzina.
Dzisiaj bardzo często mówi się tak: sam nie wypracuję dla wszystkich, niech do pracy idzie żona. Uważa się to nawet za wielkie osiągnięcie, że coraz więcej kobiet pracuje w przemyśle, w fabrykach, w instytucjach naukowych. Dobrze, ale gdzie są matki? Jak one spełniają swoje główne zadania? Jak dzisiaj wygląda rodzina? Kto ją wychowuje? Kto odpowiada za dzieci? Kto wprowadza je do normalnego życia społecznego? Cóż z tego, że będziemy mieli wiele pracowitych matek, jeżeli nie będziemy mieli wychowawczyń dla naszych dzieci? A przecież największą wartością narodu jest właśnie rodzina. I pierwszą wartością w narodzie jest człowiek. Dlatego wychowywanie człowieka jest pierwszą i najszczytniejszą powinnością rodziców. Tak więc powinni pracować, aby owoc ich pracy wystarczył dla utrzymania rodziny.
W tej Cella Mariae, w mieszkaniu Matki Bożej, postawiono na czele Matkę i chociaż dziś jest wyrównanie społeczne między mężem a żoną, jednakże potrzebne jest zrozumienie doniosłości zadania matki w rodzinie. Gdy przyszli tutaj ojcowie cystersi, mogli to miejsce nazwać różnie. Powiedzieli: tu będzie Matka! Tu będzie mieszkanie Matki. Trzeba tutaj ukazać Matkę, Jej wysoką godność i zaszczytne powołanie. I czcili w tym “Mieszkaniu Matki” obraz Łaski Pełnej, Tej, która modliła się i pracowała.
Mam przed sobą w tej chwili wiele naszych sióstr i braci oddanych pracy rolnej. Przyszliście tutaj, aby rozważać, co się tu działo przed ośmioma wiekami i przez te osiem wieków. Może myślicie: no tak, dawniej do Wąchocka przyjeżdżali ludzie ze wszystkich stron, aby tutaj nabyć kamień młyński, wypracowany przez zakonników, albo osełkę do ostrzenia kos, z których Wąchock kiedyś słynął. Wyrabiane były tutaj z dobrego kamienia, który gdzieś w okolicy odnaleźli zakonnicy. Dzisiaj ogromnie trudno o taki prosty sprzęt jak kosa, a tym bardziej osełka do kosy. Za to mamy wspaniałe, potężne maszyny, które zapadają się po osie w ziemię. Ale pomyślcie, ci ludzie oddani modlitwie byli wrażliwi na sprawy, które dotyczą chleba naszego powszedniego.
MIŁOŚĆ DO OJCZYSTYCH ZAGONÓW
Dzisiaj bardzo często naszej młodzieży wydaje się ponętnym celem, aby tylko skończyła jakieś technikum i zaczepiła się w mieście. Pytam was: a ziemia, ta, która wykarmiła twojego ojca i matkę, twoich dziadów i pradziadów, co z nią będzie? Ten najwspanialszy dar Boży jest w pogardzie, idzie w niepamięć. Nieraz się ludziom wydaje, że Polsce potrzeba dużo wielkich miast. Ale co z tego, że będą wielkie miasta, a pola będą opuszczone i wsie znikną? Wspomnijcie wy, ludzie starsi – przepraszam was, że takie wspomnienia w tym jubileuszowym dniu czynię – ale był czas, gdy rozlegało się wołanie: nam Polacy nie są potrzebni, tylko ich ziemia!
Niedawno czytałem sprawozdanie, jak Niemcy wysiedlali rolników z Zamojszczyzny. To było straszne! Im były potrzebne nasze ziemie. Często dzisiaj nie myślimy o tym, że Polska nie może być pustkowiem, na którym od czasu do czasu spotka się wielkie miasto. Przecież to miasto musi mieć chleb i trudno, aby Polska ciągle kupowała chleb za granicą! Uprawa ziemi należy do nas, do naszych braci, do tych, do których mówił już dawno Ojciec niebieski: Czyńcie sobie ziemię poddaną.
Gdy to wszystko rozważamy, coraz bardziej przekonujemy się, że w tym ośmiowieczu Wąchocka praca, którą tu zaczęli ongiś zakonnicy w myśl hasła: Módl się i pracuj! – ma swoje wielkie znaczenie, wymowę i niezwykłą mądrość. Wiekowa mądrość i doświadczenie uczy, jak naród dalej ma postępować. Zapewne, wielu z was, zwłaszcza ty, droga młodzieży, czytaliście książkę Reymonta: Chłopi. Jest tam opis śmierci starego gospodarza Boryny. Nie wiem, czy się kiedyś wczytaliście w ten wstrząsający opis. Stary rolnik, który służył swojej ziemi przez kilkadziesiąt lat, już zmorzony chorobą, w omamiającej go gorączce, wstał w nocy, nieświadom tego co czyni i wyszedł na podwórze. Łasił się do niego pies, Łapa. Wtedy ten człowiek, przyzwyczajony przez dziesiątki lat chodzić po swym podwórzu, wszedł w obejście, potem minął stodołę i wyszedł w pole, jak gdyby po to, aby siać. Pochylił się, nabrał w koszulę ziemi i idąc, ruchem siewcy ziemię obsiewał. Przeszedł wzdłuż zagonu raz, drugi i znużony upadł, rozkrzyżowawszy ręce ku swojej żywicielce. Konając słyszał tylko poświst wiatru szepczący doń: Gospodarzu, gospodarzu! Nie odchodź! Nie odchodź! Gospodarzu, zostań! Szept wiatru tak do niego przemawiał. Ale nie wstał już, pozostał ogarniając ramionami ziemię, którą tak ukochał. Słuszną jest rzeczą, drodzy moi, abyście tutaj, na jubileuszu zakonników, którzy uczyli Polaków rolnictwa i ogrodnictwa, mówili o tej sprawie. Pragnę, aby Polacy zrozumieli, że polska ziemia nie może zostać pustynią, musi mieć swoich miłośników, swoich oraczy i siewców. Tych, którzy sobie i narodowi dadzą chleb, bez potrzeby wypraszania u innych całych setek tysięcy ton pszenicy. Nasza ziemia może ją wypielęgnować. Pamiętam przed wojną w roku 1933-1934 w warszawskiej prasie pisano o “klęsce urodzaju”, bo tak dużo wszystkiego było. Kto słyszał przed wojną, aby nasi kupcy jeździli za granicę, by kontraktować zboże dla Polski? Dlaczego dzisiaj, gdy się powszechnie mówi o lepszym ustroju, trzeba tak czynić? Coś jest w tym mechaniźmie błędnego. I chociaż niewątpliwie, jak wszystkie kraje tak i Polska idzie naprzód w swym rozwoju ekonomicznym, ale nie wolno zapomnieć o tym, że naród trzeba wyżywić.
Jest takie powiedzenie, że robotnik pierwszy pożywa z owoców swej pracy. I jeszcze starsze: Nie zawiążesz gęby wołowi młócącemu (Pwt 25,4). Jest to przepis Mojżeszowego Powtórzonego Prawa. Dawniej młócono przy pomocy wołów, które chodziły po klepisku i nieraz zwierzęta pochylały łby i czasami uszczknęły jakiś kłos. Mojżesz to widział, ówcześni rolnicy także. Aby więc ten poczciwy wół nie sięgał po kłosy, zawiązywali mu “gębusię”. Mojżesz tego zabronił. Pracuje, więc ma prawo do pożywienia. To samo mniej więcej czytamy we wszystkich przypowieściach Chrystusa. Godzien jest pracownik zapłaty swojej (Łk 10,7). Tak ma pracować, aby starczyło z owoców jego pracy dla niego, dla jego żony i dzieci, dla całej rodziny. W wymiarze narodowym – tak ma pracować naród, aby mu starczyło na wyżywienie swoich obywateli, bez łaski. Stać Polaków na to bo umieją pracować. Ale też niech lepiej pracują, niech mniej piją, a dobrze byłoby, aby wcale nie pili. Na pewno by się to przydało dla lepszego wychowania dzieci, dla lepszego urządzenia życie domowego i rodzinnego, dla podniesienia możliwości gospodarczych, społecznych i moralnych.
W tym rozważaniu zapuściliśmy się w powiązania roku 1179 z 1979. I w tę rozpiętość czasu staraliśmy się wszczepić przeszłość i teraźniejszość. Od przeszłości można się wiele nauczyć. Nie wolno nią gardzić, bo wiele daje. Przeszłość, o której mówimy, łączy to, co Boże i ludzkie. Nie szczędźcie Panu Bogu modlitwy i wierności w służbie Bożej.
SZACUNEK DLA CHLEBA I OWOCÓW PRACY CZŁOWIEKA
Jestem wnukiem rolnika znad Bugu z Liwca koło Kamieńczyka, który niedawno był zalany przez powódź. Tak się wam legitymuję, drodzy moi, abyście nie myśleli, że mówię do was bez doświadczenia. Nie przechwalam się nim, bo jestem kapłanem. Ale pamiętam z dawnych lat, gdy byłem małym chłopcem, że moja matka nie zaczęła dzielić chleba między swoje dzieci, a było nas pięcioro, jeśli przedtem nie zrobiła znaku krzyża na bochnie. A jeżeli mi się zdarzyło, że upuściłem na podłogę kromkę chleba, musiałem podnieść i pocałować. Taki był szacunek dla chleba. Niedawno jechałem z Gniezna samochodem, przede mną – dwa ciężarowe wozy załadowane chlebem. Bochny rozsypywały się po drodze, spadały na ziemię. Myślicie, że ktoś zatrzymał się i podniósł? Nikt! A potem się mówi, że brak chleba. Konieczny jest szacunek dla chleba, bo to jest dar Boży. Przecież sam wyraz “zboże” – rozważcie – mówi, że jest ono Boże, “z Bożego”, “z Boga”. Gdyby wrócił szacunek dla darów Bożych, dla ziemi i dla pracy rolnej; gdyby wrócił szacunek dla wysiłku, pracy, dla kawałka chleba, na pewno nie brakłoby go w naszej ojczyźnie. Polacy pracują dużo, nawet bardzo dużo, ale idzie o to, by z tą pracą połączyli szacunek dla jej owoców i nie marnowali ich.
Kiedyś wracając do Warszawy zająłem się liczeniem pijaków po drodze. Było ich kilkunastu. Trzeba było uważać, aby któregoś za wcześnie, w tym nietrzeźwym stanie, nie wyprawić przed tron Boży. Na szczęście nam się to udało. Ale myślałem: oto jak człowiek umie zapominać o swojej wysokiej godności dziecięcia Bożego.
Lepiej, jeżeli z buraka powstanie cukier, a ze zboża chleb aniżeli wódka czy spirytus. Ma on swoje przeznaczenie w przemyśle, ale nie w człowieku. Napisano niedawno w prasie, że na jednego statystycznego Polaka, nie wyłączając z tego niemowląt, przypada w Polsce 9 litrów czystego spirytusu. Chyba nasi rodacy za bardzo sobie pozwalają i nic dziwnego, że potem wpadają w różne nieszczęścia i są sprawcami niedoli. Nie wystarczy, że kierowca jest uważny i sprawny, jeżeli przechodnie są pijani. Cóż on wtedy poradzi? Tak samo jest w fabryce, w warsztacie, w wojsku, w biurze, w urzędzie i gdziekolwiek. Nie chcę zamieniać tego jubileuszowego przemówienia na kazanie antyalkoholowe. Ale idzie o to że ziemia jako dar Boży nie może być dla nas nieszczęściem, a praca nie może być karą. Ona ma być błogosławieństwem. Człowiek również przez pracę ma się doskonalić. Będzie to możliwe wtedy, gdy z pracą połączy się modlitwę. Ongiś niemal każdy okres pracy rolnej zaczynano od modlitwy. Dziś ten zwyczaj zanika. Warto by, drodzy duszpasterze, aby ten nasz wspaniały rytuał, w którym Kościół w Polsce błogosławił wszystko, ożył na nowo w naszej pracy duszpasterskiej.
Na zakończenie przypomnę, że dar Boży musi być dobrze użyty, że nie może być wyzysku człowieka, stworzenia i ziemi. Przypomnijmy sobie raz jeszcze słowa proroka: Siejecie wiele, lecz plon macie lichy; przyjmujecie pokarm, lecz nie ma go do sytości; pijecie, lecz nie gasicie pragnienia; okrywacie się, lecz się nie rozgrzewacie; ten, kto pracuje, aby zarobić, pracuje odkładając do dziurawego mieszka (Ag 1,5-6). Nie chcę charakteryzować współczesności, przytaczam tylko proroka, który żył na kilka wieków przed narodzeniem Chrystusa. Ale jeżeli zasady moralne są pogwałcone, skutek tego pogwałcenia jest taki sam dziś jak przed wiekami. Dlatego też tę dewizę: Módl się i pracuj! sprzed ośmiu wieków, z 1179 roku, gdy przybyli tutaj ojcowie cystersi i założyli najpotężniejsze klasztory w Polsce, trzeba na czasy dzisiejsze zachować. Pracowali, uczyli pracy rolnej, technicznej i rzemieślniczej, uczyli pracy zawodowej i fizycznej, wychowywali, leczyli i modlili się. Życzymy wam, drodzy ojcowie, ojcze opacie Wąchocka, aby te wspaniałe tradycje waszego klasztoru, które się rozeszły na całą Polskę, zostały ożywione. Wtedy odnowi się oblicze ziemi naszej.
Zapewne nie wszystko będzie zależało od was, umiłowane dzieci Boże. Ale naprzód muszą iść zasady moralne, duchowe, aby się charakter waszej pracy i duchowości waszego trudu odnowił; ażeby nastąpiło właściwe uświęcenie doczesności. I abyście nie zapominali, że Pańska jest ziemia i napełnienie jej. Okrąg ziemi i wszyscy, którzy na niej mieszkają!
Archiwum KWPZM