Znakami rozpoznawczymi zakonników są habity i składane śluby zakonne – posłuszeństwa, ubóstwa i czystości. Jak je wypełniają na co dzień w życiu zakonnym zdradza Ksiądz Biskup, który równocześnie jest paulinem.
Ksiądz Biskup ma ponad 25-letnie doświadczenie życia w Zakonie Świętego Pawła Pierwszego Pustelnika, czyli u paulinów. Jak zaczęła się ta droga?
Ks. bp Łukasz Buzun: Ten zamysł Boży odczytałem właściwie na trzy miesiące przed wstąpieniem do zakonu. Pomogło mi w tym kilka wydarzeń, ale przede wszystkim usłyszałem propozycję wstąpienia do seminarium z ust kapłana i to bardzo mnie poruszyło. Ktoś musi być tym narzędziem w ręku Boga i najczęściej są to osoby duchowne, chociaż nie zawsze. Próbowałem studiować teologię dla świeckich, ale ten ksiądz po prostu powiedział mi, że jeśli już to trzeba iść drogą życia kapłańskiego, ja natomiast nigdy przedtem o tym nie myślałem, dlatego było to duże zaskoczenie, zresztą nie tylko dla mnie. Wstąpiłem do zakonu dokładnie 7 stycznia 1989 roku. Zresztą wtedy oprócz mnie do paulinów przyszedł także kolega z Ukrainy, który obecnie pracuje w Kamieńcu Podolskim. To było trochę spóźnione przyjęcie, ale później okazało się opatrznościowe.
Po wielu latach życia zakonnego, od 2014 roku posługuje Ksiądz Biskup jako biskup pomocniczy w naszej diecezji. Jakie są różnice między byciem ojcem w zakonie a księdzem?
Myślę że ludzie dostrzegają różnicę przede wszystkim w wyglądzie, bo zakonnicy noszą habity i to jest ich znak rozpoznawczy. Poza tym jest ważne, że w zakonie nie ma własności prywatnej, czyli wszystko jest wspólne. Natomiast ksiądz diecezjalny to człowiek, który prowadzi inny tryb życia, dlatego musi dysponować pewnymi środkami. Jednocześnie nie ma tak mocnego oparcia we wspólnocie i o większość tak spraw duszpasterskich, jak i materialnych związanych z funkcjonowaniem parafii musi zabiegać sam. Życie we wspólnocie zakonnej zwalnia z wielu obciążeń, które są udziałem kapłana diecezjalnego. Obowiązki są podzielone, co stwarza przestrzeń na sprawy duchowe. Więcej czasu można poświęcić na modlitwę, refleksję, na zajmowanie się życiem duszpasterskim, sakramentalnym i rekolekcyjnym. To na pewno jest wielkie dobrodziejstwo wspólnoty. Łatwiej się też modlić, kiedy inni się modlą, łatwiej odmawiać Brewiarz we wspólnocie ojców i braci. Poza tym wspólnota motywuje do zachowania dyscypliny i jeśli trzeba wymusza pewne korekty. W tym przypadku kapłan diecezjalny ma o wiele więcej do zrobienia, dlatego tak ważna jest formacja kapłańska i wspólnota dekanalna oraz diecezjalna.
To były na razie pozytywy życia we wspólnocie.
Wspólnota nie tylko zakonna, ale też parafialna, diecezjalna, w której budujemy relacje, katechizuje nas, prowadzi poprzez życie, uspołecznia nas i kształtuje osobowość. Są oczywiście trudności i na tym polega droga do doskonałości. Jezus powiedział, abyśmy jedni drugich brzemiona nosili, brali swój krzyż. W ten sposób stajemy się Jego uczniami. Wspólnota jest zadaniem, druga osoba jest zadaniem. Między innymi z powodu różnic, każdy jest indywidualnością, poza tym do wielu rzeczy dorastamy powoli, nie tak łatwo zaczynamy rozumieć siebie i ten proces zachodzi u jednych szybciej, natomiast u innych wolniej. Wiele spraw zauważamy dopiero po dłuższym czasie, niekiedy gdy już ktoś odejdzie i Pan powoła go do siebie. Dlatego potrzebujemy przebaczenia i miłosierdzia, bez którego żadna wspólnota nie przetrwa. Potrzebujemy ludzi miłosiernych i Bożego miłosierdzia, żeby samemu stawać się człowiekiem miłosierdzia i przebaczenia dla innych. To dokonuje się na drodze nawrócenia. O czym mówi Pan Jezus nawołując do nawrócenia i wiary w Ewangelię.
Na czele każdej wspólnoty zakonnej jest przełożony. Na ile może on ingerować w życie zakonnika, który składa ślub posłuszeństwa?
W posłuszeństwie zakonnym nie chodzi o ingerencję przełożonego w życie zakonnika. Składamy śluby zakonne, a z nich najważniejszy jest ślub posłuszeństwa przełożonemu według konstytucji zakonnych. Poza tym dany przełożony jest wybierany przez wspólnotę na określony czas i sam staje się zależny od kogoś. Posłuszeństwo jest wolną odpowiedzią człowieka na powołanie dane przez Boga w konkretnym zakonie posiadającym, taki, a nie inny charyzmat założyciela i w duchu tego charyzmatu jest się wezwanym do naśladowania Chrystusowego posłuszeństwa woli Ojca. Każda wspólnota ma swoją charakterystykę, w każdej wygląda to w pewnym zakresie inaczej, inaczej w zakonie kamedułów, jezuitów, czy paulinów.
Na Jasnej Górze chyba trudno prowadzić życie zakonne przy tysiącach pielgrzymów, którzy ciągle odwiedzają sanktuarium.
Na Jasnej Górze życie wewnątrz klasztoru jest uregulowane, chociaż to jest wielkie sanktuarium. Codziennie, jak widzimy podczas Apelu Jasnogórskiego, przewija się tam dużo ludzi, szczególnie w okresie wakacyjnym. Kiedy byłem na Jasnej Górze jeszcze w latach 90. XX wieku to wrzesień był już tzw. okresem „martwym”, tylko w sobotę i niedzielę przybywali pielgrzymi. Obecnie na Jasną Górę w ciągu roku przybywa ponad 3,5 miliona pielgrzymów, a mówimy tylko o tych, którzy są w jakiś sposób rejestrowani. Jednak wewnątrz klasztoru życie płynie innym rytmem, chociaż pracuje w sanktuarium ponad 100 ojców i braci, to system posługi jasnogórskiej wypracowany od wielu lat działa w sposób uporządkowany. Każdy zakonnik wie, co i o której godzinie ma robić, jutro, za tydzień i miesiąc, oczywiście nie obejmuje to wszystkich zajęć i jest przestrzeń do zmian i indywidualnych potrzeb, ale w tak dużej wspólnocie musi być program i dba o to przeor oraz kustosz.
Wracając do ślubów zakonnych. Paulini składają między innymi ślub ubóstwa.
Ubóstwo jest czymś trudnym dla osób, które mają w sobie naturalną potrzebę indywidualizmu i posiadania. W zakonie oprócz tego, że są jasno postawione granice, których nie można przekroczyć, to w sferze posiadania jest także zależność od zdania przełożonego. Na przykład – ktoś wyjeżdża trzeba poprosić o samochód, pieniądze na paliwo, o pieniądze na urlop, buty, ubranie lub na cokolwiek innego. W tym wszystkim chodzi przede wszystkim o wewnętrzną wolność, ponieważ każde posiadanie nie jest tylko czymś na zewnątrz nas, rzecz, którą posiadam, czy pieniądze, którymi dysponuję, zawsze przenikają mój umysł, przywiązują do siebie moje serce. Ubóstwo uwalnia nas od przywiązań, zabiera nam oczywiście możliwości dysponowania pewnymi środkami, ale daje nam w zamian coś o wiele cenniejszego, daje nam czas i przestrzeń na to, żeby poświęcić się temu, do czego jesteśmy powołani. Poza tym mieszkając w klasztorze nie ma nawet miejsca na przechowywanie czy gromadzenie rzeczy. Natomiast jeśli zakonnik piastuje godność biskupa prawo kanoniczne reguluje tę kwestię, ale zasadniczo powinno się pozostawać przy pierwotnej „linii”.
Niedawno ktoś zapytał mnie, jak to możliwe, że znana mu z widzenia siostra mogła wystąpić z zakonu? Co ze ślubami, które składała?
W każdym zakonie są konkretne etapy formacji zakonnej. Kiedy zacząłem życie zakonne w nowicjacie, a wiec w pierwszym roku formacji, otrzymaliśmy habit zakonny podczas obłóczyn. Na zakończenie nowicjatu składaliśmy pierwsze, czasowe śluby na trzy lata. Po tym czasie one wygasały i je ponawialiśmy. Zdarza się, że ktoś ich nie ponawia, ponieważ sam zrezygnuje, albo nie zostaje dopuszczony przez przełożonych do ponowienia ślubów. Przy dopuszczeniu do ślubów bierze się między innymi pod uwagę dojrzałość człowieka w sensie osobowościowym. Teraz najczęściej śluby czasowe składane są co roku, dlatego że zmieniła się przede wszystkim sytuacja psychiczna, mentalna i duchowa osoby młodej. Będąc w seminarium ponawia się śluby, a przed diakonatem składa się śluby wieczyste, czyli obowiązujące do końca życia. Niestety, człowiek w swojej wolności może z różnych powodów zmienić swoją decyzję dopóki żyje, to też jest jakiś dramat ludzkiej wolności, ale dlatego nie ma procesów beatyfikacyjnych ani kanonizacyjnych za życia.
W ramach Konferencji Episkopatu Polski został Ks. Biskup członkiem Komisji Mieszanej Biskupi – Wyżsi Przełożeni Życia Konsekrowanego. Czym zajmuje się ta komisja?
Trafiłem do tej komisji z racji tego, że jestem zakonnikiem i jednocześnie biskupem pomocniczym. W komisji są też siostry zakonne i przełożeni zakonni. Kieruje nią bp Artur Miziński, który jest bardzo dobrym prawnikiem. Komisja przede wszystkim funkcjonuje w przestrzeni prawa kanonicznego. Na jej spotkaniach omawiane są na przykład sprawy związane z obecnością zakonów na terenie diecezji, z prowadzeniem przez nich różnych dzieł, m.in. posługą sióstr zakonnych w parafiach, i aktualizowane lub opracowywane są na ten temat dokumenty.
W czasie kiedy Ks. Biskup był klerykiem, a potem ojcem, na Jasną Górę pielgrzymował Jan Paweł II.
Wizyty Jana Pawła II na Jasnej Górze były ogromnym przeżyciem, szczególnie dla kleryka przygotowującego się do kapłaństwa. Zawsze pełniłem wtedy funkcję, od której zaczynałem życie zakonne po nowicjacie, mianowicie pracowałem w refektarzu. Tam sprzątałem i podawałem do posiłków. To nie była łatwa posługa, ponieważ pracę rozpoczynano około godziny 6.30, a zakończenie było po 22.00, z przerwą w południe cały dzień trzeba było być obecnym. Czasami na posiłek przychodziło około 200 osób, a obiad był podawany kilka razy. Pomimo trudu bardzo lubiłem tę posługę, m.in. dlatego, że wtedy miałem bezpośredni kontakt z osobami, które przyjeżdżały na Jasną Górę, nie wspominając już o samym Ojcu Świętym Janie Pawle II, któremu jak na złość stałym pracownikom refektarza jasnogórskiego każdy chciał podawać do stołu.
Jakie wspomnienia pozostały w pamięci z tamtych pielgrzymek, między innymi ze Światowych Dni Młodzieży na Jasnej Górze?
Podczas spotkania z młodzieżą, już po Apelu Jasnogórskim papież zszedł do wewnętrznej kaplicy zakonnej, która znajduje się za obrazem Matki Bożej. Tam Ojciec Święty najpierw odmówił Brewiarz i Różaniec, potem z każdym się przywitał i powiedział do każdego kilka słów. Pamiętam też, że podczas kolacji papież zjadł troszeczkę, potem jeszcze sernik i wyszedł. Wszyscy zorientowali się w momencie, gdy był już w drzwiach. Przypominam sobie pielgrzymkę, podczas której księża pallotyni od razu wydali książkę z homiliami Ojca Świętego i jeden z moich współbraci ją otrzymał. Specjalnie rano ustawiliśmy się z nim przed wejściem z zakrystii do kaplicy Matki Bożej, do której miał wchodzić papież. Chodziło o to, by tę książkę podpisał. Jednak Ojciec Święty był tak zmęczony, że spojrzał tylko na mojego współbrata, coś powiedział i nie podpisał. Co prawda pomysłodawca prośby o autograf papieski nie dotarł do ślubów wieczystych i jego droga życiowa poszła w innym kierunku, a powodem bynajmniej nie była historia z papieżem i książką:), to jednak to zmęczenie Ojca Świętego i spokojne głębokie spojrzenie zrobiło na nas ogromne wrażenie. Pamiętam też, że w kaplicy na Jasnej Górze Ojciec Święty długo się modlił i kard. Dziwisz podszedł do niego, dotknął ramienia i po prostu powiedział, że już muszą iść. To są wydarzenia jedne z wielu, ale generalnie, gdy teraz wspominam pielgrzymki Ojca Świętego do Polski, a jest to już historia, to widzę je nie tylko jako historię działania Ducha Świętego w Kościele polskim i w naszym narodzie, ale jako przesłanie, które ciągle trwa i szuka w nas zakorzenienia.
Rozmawiała Renata Jurowicz