Pochodziła z rodziny wielodzietnej. Ojciec był handlowcem. Matka zajmowała się wychowaniem dzieci. Pełne wykształcenie otrzymała w rodzinnym mieście – Warszawie.
Najpierw ukończyła Publiczną szkołę Powszechną 7-mio klasową, następnie Miejską Szkołę Rękodzielniczą, a później trzy-letnie Państwowe Seminarium Nauczycieli Rzemiosł, zakończone Dyplomem Mistrzowskim Izby Rzemieślniczej w Kielcach, oraz drugim dyplomem na Nauczyciela Szkół Zawodowych z zakresu krawiectwa, materiałoznawstwa, nauki o ubiorach i organizacji przedsiębiorstw. Zrobiła jeszcze parę kursów zaraz po szkole lub w czasie pracy zawodowej, np. kurs pracy społeczno-oświatowej, kurs instruktorki organu Przysposobienia Kobiet do Obrony Kraju oraz Akademię Koła Polskiej Macierzy Szkolnej. Okres zdobywania wiedzy był dla niej czasem pełni szczęścia – kochała się uczyć. Wiedza zdobyta w szkole i na kursach była jej radością do końca życia. Wyuczone wtedy wiersze, a nawet całe poematy potrafiła w późnej starości recytować bezbłędnie. Jeszcze parę lat temu wyrecytowała połowę Pana Tadeusza i pewnie posunęłaby się dalej, gdyby słuchaczom się nie spieszyło… Wyrobiona wtedy pamięć wystarczyła do końca życia. Drugą pasją po nauce był dla niej sport: łyżwiarstwo, strzelectwo, a nade wszystko wędrówki po górach. Nic więc dziwnego, że w przyszłości ze swymi uczennicami przemierzała okoliczne góry i kilka razy zaliczyła Giewont, a nawet i w starości tak ją góry wciągały, że w późnym wieku (koło 90 lat) weszła na Turbacz.
Mając 21 lat podjęła pracę zawodową, by finansowo wspomóc rodzinę. Chciała przede wszystkim opłacić szkołę swojej młodszej siostrze. A pracowała w różnych szkołach: w Szkole Przemysłowo-Handlowej, Gimnazjum i Żeńskiej Szkole Zawodowej u Sióstr Zmartwychwstanek w Częstochowie. (Ówczesna reforma szkolnictwa sprawiła, że zmieniały się profile szkół). Równocześnie pracowała w Akcji Katolickiej Młodzieży Żeńskiej i Sodalicji Mariańskiej na Jasnej Górze. W 1941 r. wróciła do Warszawy, „żeby pobyć z rodziną” i pracowała kolejno w Prywatnej Szkole Krawieckiej, Miejskiej Szkole Zawodowej Żeńskiej oraz w Wawrze jako kierowniczka Obowiązkowej Szkoły Zawodowej. Równocześnie brała udział w tajnym nauczaniu, za co została odznaczona Medalem Komisji Edukacji Narodowej.
Do Zgromadzenia Sióstr Niepokalanego Poczęcia NMP wstąpiła w 1944 r. bo – jak mówiła znalazła tu wszystko, co najbardziej ceniła:
– życie głęboko religijne ustawione przez Matkę Marcelinę
– wielki patriotyzm
– pracę nauczycielską, którą bardzo kochała.
W klasztorze kończyła Instytut Wyższej Kultury Religijnej na KUL-u w Lublinie. Pracowała jako wychowawczyni, nauczycielka, dyrektorka w nowosądeckiej szkole gastronomicznej. Miała mocną rękę, ale matczyne serce i ambicje ciągłego podnoszenia poziomu szkoły. Wychowała sobie niemały zastęp dziewcząt, z którymi do końca życia miała kontakty czy to przez zjazdy wychowanek, czy też przez indywidualne odwiedziny w klasztorze. Pisała wiele listów i otrzymywała ich niemało. Każdy list był nie tylko odpisany ale i omodlony, bo też listy do niej zawierały radości i smutki, problemy i prośby o radę.
Mając 90 lat na Sympozjum Trzeciego Wieku w Krakowie, zorganizowanym przez Zmartwychwstańców, złożyła świadectwo, rozpoczynając od wypowiedzi o starości O. Karola van Oost OSB: „Wprowadziła się do mnie, nie prosząc o pozwolenie. Wiedziałem, że pewnego dnia zapuka do moich drzwi – lecz nie zapukała –weszła, o nic nie pytając, i została panią domu. Muszę się teraz z nią liczyć i okazywać jej względy”. I mówiła s. Dominika: „gdy chodzi o mnie, ja nie zauważyłam, kiedy weszła w moje życie. Wsunęła się niepostrzeżenie, przyczaiła się i na razie nie stawia większych wymagań.Jestem Panu Bogu wdzięczna za tę przedziwną delikatną, dobroć, że pozwala mi dotąd pracować, obdarza sprawnością, daje poczucie radości, nie śmiem powiedzieć – młodości”.
Uroczyste obchody 100. rocznicy w październiku 2010r. zgromadziły wiele dawnych wychowanek i gości z różnych stron Polski. Przybył też Prezydent miasta Nowego Sącza ze świtą i całą obstawą dziennikarską, a ona wtedy powiedziała zupełnie na serio: „Nie róbcie ze mnie staruszki”, do dziennikarzy zwróciła się: „Życzę wam bardzo ciekawej pracy oraz pięknych i prawdziwych sprawozdań”.
Odtąd co roku takie zgrupowania się powtarzały. Na ostatnim – 107.rocznicy przyznała: „postarzałam się o parę lat. Teraz już możecie ze mnie robić staruszkę, choć nie czuję się nią. Nie wiem, kiedy będzie „przesiedlenie”. Wszystko zależy od Pana Boga”.
Nikt nie przypuszczał, że nastąpi za pół roku i trochę. Stało się to – jak przystało na wielką patriotkę w roku 100. rocznicy odzyskania Niepodległości. Ona, która pielęgnowała całe życie dwa umiłowania: pracy nauczycielskiej i Ojczyzny i która przeżywszy dwie wojny światowe „nosiła rany tej Ojczyzny” , modliła się za nią codziennie… ona, która mając 8 lat cieszyła się wraz z rodzicami i rodzeństwem z odzyskanej wolności – doczekała się „przesiedlenia” właśnie w 100-lecie Niepodległości.
Niedziela Zesłania Ducha Świętego była tym dniem „przesiedlenia” !
W czwartek 24 maja rodzina, przyjaciele, wielka rzesza dawnych wychowanek, obecnych uczennic sadeckich i mieszkańcy Nowego Sącza, przedstawiciele władz miejskich… kapłani i oczywiście siostry odprowadzili Siostrę Dominikę na miejsce wiecznego spoczynku.
Rozpisały się gazety: Sądeczanin, MIASTO NS, Gazeta Krakowska, KAI, Gość Niedzielny, Nasz Dziennik, Wiadomości Tarnowskie …. Wszystkie nagłówki sprowadziły się do tego samego: Zmarła Siostra Dominika – miała 107 lat. Jeszcze więcej informacji dostarczył internet – stąd nie tylko w kraj dowiedział się o jej „przesiedleniu”, ale i zagranica.
s. Macieja – niepokalanka
Za: Redakcja.