Od 23 stycznia 2017 r. w księgarniach można nabyć nową książkę misjonarza krakowskiej prowincji franciszkanów, który pracuje w Ugandzie.
O swojej pracy i pomyśle na książkę opowiada autor – o. Bogusław Dąbrowski OFMConv.
Co skłoniło Ojca do napisania nowej książki?
Tytuł mojej nowej książki to „Spalić paszport”. Napisałem ją przynajmniej z kilku powodów. Po pierwsze chciałem podzielić się moimi misyjnymi doświadczeniami. 15 lat pobytu na misji to sporo. Przez te lata zdarzyło się mnóstwo ciekawych sytuacji. Niektóre z nich są bardzo tragiczne, inne komiczne… Zebrałem je zatem w książkę jako opowieści misjonarza z Ugandy.
Drugim powodem była myśl, że dochód ze sprzedaży tej książki może być przeznaczony na misje, a konkretnie na szkołę techniczną im. św. Jana Pawła II – Technical Institute. To szkoła zawodowa na terenie naszej parafii, w której chcemy szkolić młodzież pod kątem pracy w prostych profesjach, takich jak rolnicy, stolarze, sekretarki, krawcowe, kucharki czy ślusarze, tak aby młodzież miała później jakiś konkretny fach i mogła się z niego utrzymać. W Ugandzie jest bardzo wielu młodych ludzi, którzy kończą nawet jakieś uniwersytety, ale później nie mają żadnej pracy. Powodem wydania książki było więc szukanie źródeł finansowania tej szkoły, bo wielu młodych nie ma po prostu pieniędzy, żeby zapłacić czesne. Koszt wynosi około sto dolarów za semestr, a nauka trwa trzy semestry.. Wielu z nich nie ma nawet możliwości uzbierania tej sumy, bo na terenach, z których pochodzą toczy się wojna między plemionami…
Gdy pozna się sytuację tych ludzi, to rozumie się, jak ważne jest szukanie środków na rozwój tego typu działań. Właśnie dlatego dochód z tej książki przeznaczony będzie na finansowanie dzieł, które tworzymy w naszej położonej w buszu misji w Kakooge.
Skąd pomysł na tytuł? Bo trzeba przyznać, że jest dość intrygujący.
Tak… Było wiele dyskusji na temat tytułu i kilka propozycji. Najpierw myślałem o takim dość romantycznym tytule… Pomysł powstał po mojej wyprawie na Ruwenzori, gdzie padał śnieg i latały komary, które żyją na wysokości ponad czterech tysięcy metrów. Wyprawa ta była dla mnie bardzo ważna również od strony duchowej i w kwestii mojego istnienia na tej misji (tę historię również opisuję w książce), dlatego myślałem najpierw o tytule nawiązującym do wyprawy: „Komar pomiędzy płatkami śniegu”.
Później myślałem też o innym tytule… Inspiracją był pogrzeb, który kiedyś prowadziłem. Znaleziono ciało pewnej osoby, które znajdowało się już w znacznym rozkładzie… Na co dzień nie palę, ale wtedy, prowadząc te modlitwy nad ciałem, które zakopywaliśmy pod naszym drzewem, paliłem papierosa, żeby nie czuć odoru… Myślałem więc o nieco szokującym tytule „Pogrzeb z papierosem w ustach”. W końcu jednak zrodził się pomysł na trzeci tytuł, pod którym została wydana książka, czyli „Spalić paszport”. Odnosi się on do kryzysu, który przechodzi każdy misjonarz znajdując się w obcej kulturze.
Do kryzysu?
Tak. Sto pięćdziesiąt lat temu, Ojcowie Biali założyli w Ugandzie misję. Dużo wcześniej przed nimi próbowali to zrobić franciszkanie i jezuici, a więc mocne zakony, mimo to im się nie udało. Prawie wszyscy pomarli na choroby afrykańskie – malarię, febrę, tyfus, co zakończyło ich plany. Później powstało Zgromadzenie Ojców Białych nazywanych dzisiaj misjonarzami Afryki, założone przez Karola Lavigerie, profesora Sorbony, który bardzo dobrze opracował jak misjonarze mają się przygotować do wyjazdu na misje. Podkreślał między innymi, że mają się dobrze nauczyć języka, aby mieli jak najmniej stresów… Kładł nacisk na ich przygotowanie od strony zdrowotnej.
W tamtym czasie w całej Europie panował wielki zapał misyjny. Wszyscy chcieli jechać do Afryki głosić Chrystusa, więc przyjeżdżali pełni zapału, ale później zaczęły się kryzysy. Zupełnie nie radzili sobie w innej kulturze. Gdy już wracali do Europy, to z wielkim rozczarowaniem i smutkiem. Nie mogli się odnaleźć w Europie, po powrocie ludzie też patrzyli na nich krzywo…Dlatego niektórzy z nich decydując się na wyjazd na misje, od razu po przyjeździe palili paszporty. Na wszelki wypadek, żeby przy kryzysie, przy problemach, nie mieli już możliwości powrotu. Większość z nich – czy im się ta praca udała czy nie – umierała w Ugandzie. Zostawali tam już do końca życia.
Kryzys jest na stałe wpisany w pracę misjonarza. Ja mniej więcej co pięć lat przeżywam taki poważniejszy kryzys, gdy jest mi bardzo ciężko… Jakoś je pokonuje, a z każdego wychodzę mocniejszy. Również to chciałem opisać w tej książce. Wspomniałem tam o przynajmniej jednym z tych poważniejszych kryzysie i dlatego, nawiązując do historii Ojców Białych, pozostał tytuł „Spalić paszport”. W książce można znaleźć jeszcze inne odniesienia do tego tytułu.
Wspomniał Ojciec o tych dziełach prowadzonych w parafii Kakooge. Proszę opowiedzieć o nich coś więcej.
Już od początku zakładania misji w Kakooge mieliśmy taką główną myśl, żeby być z tymi biednymi ludźmi, aby im pomagać. Chcieliśmy zbudować taką praktyczną misję, czyli kościół, szkołę, szpital…To są dzieła, które pomagają się nam tam zaadaptować i zyskać zaufanie u tamtejszych ludzi. Pierwszą i najważniejszą dla nas sprawą była pomoc dzieciom biednym, a tej biedy tam jest cała masa…
Chcieliśmy, aby dzieci miały możliwość nauki w szkole. W Ugandzie za szkołę się płaci, a rodziny mają nieraz po sześcioro, siedmioro dzieci, więc w ogóle nie mają pieniędzy na opłaty za naukę. Na terenie misji w Kakooge stworzyliśmy trzy szkoły: podstawową, zawodową i liceum, które są jednymi z najlepszych szkół w naszym dystrykcie. W szkole podstawowej uczy się 800 dzieci i jest to w ogóle jedna z najlepszych w Ugandzie. Może to wydawać się dziwne, bo to szkoła w buszu, daleko od stolicy, a ma tak wysokie miejsce w rankingach. Mimo że ekonomicznie wypada dość blado, to pod względem poziomu po prostu wygrywa z wieloma lepiej wyposażonymi placówkami.
Postanowiliśmy zatem wspomagać dobrze rokujące dzieci i wspierać je finansowo. Znaleźliśmy wielu takich uczniów i utworzyliśmy akcję „Adopcja na odległość”. W jej ramach wielu dobrodziejów z Polski, ze Stanów Zjednoczonych i z Niemiec wspiera uczniów finansowo. Mamy już kilku podopiecznych, którzy dzięki takiej pomocy, zdobyli zawód czy nawet skończyli studia i pracują w różnych organizacjach. Można więc mówić już o małych sukcesach, a na pewno cieszyć się, że udało się zrobić coś dobrego.
Jak już wspomniałem, na terenie naszej misji istnieje szpital. Założyliśmy go również dzięki radom pani doktor Wandy Błeńskiej, którą poznałem w czasie, gdy przygotowywałem się w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie. Radziła mi wówczas, że jeśli chcę stworzyć taką klasyczną misję, trzeba by w buszu zbudować mały szpital. Poinformowała mnie również, które siostry mógłbym zaprosić do współpracy, wyjaśniła jak zacząć i dawała mi różne wskazówki. Opisałem to także w mojej książce, w której można znaleźć kopię listu, który do mnie napisała.
Najnowszym projektem jest technikum, o którym wspominałem. Szkoła funkcjonuje dopiero trzeci rok, stale coś w niej zmieniamy, badając, jakich zawodów najlepiej uczyć, żeby młodzież miała zapewnioną przyszłość. Największe problemy związane są z finansami, bo młodzież nie ma pieniędzy na czesne, szukamy zatem rozwiązań, jak temu zaradzić, żeby szkoła mogła funkcjonować. Z tych pieniędzy musimy opłacić przede wszystkim pensje nauczycielom, ale trzeba też kupić niezbędne materiały, dzięki którym młodzież może odbywać praktyki i uczyć się.
Czym różni się praca w Kakooge od pracy w Matugga czy Munyonyo?
Kakooge to misja w buszu. Na szczęście mieszkamy przy głównej drodze i dla nas, misjonarzy jest łatwiej, bo możemy podjechać co jakiś czas do stolicy i zrobić zakupy oraz spotkać się z innymi braćmi z Matugga czy Munyonyo. Generalnie pracujemy z prostymi ludźmi w misji, która jest słabo rozwinięta. Ludzie nie mają pracy, nie ma tam żadnego przemysłu. Mieszkańcy z trudem wiążą koniec z końcem. Misyjne życie w Kakooge opisuję właśnie w mojej książce… Piszę o codziennym życiu, o naszych codziennych zmaganiach. O tym, jak pomagamy ludziom i co przeżywamy w naszej misyjnej pracy. To książka przede wszystkim o Kakooge.
Gdzie będzie można ją kupić?
Myślę, że przede wszystkim internetowo oraz w księgarniach, gdzie będzie dystrybuować ją wydawnictwo Zysk i S-ka. Poza tym ma znaleźć się w sklepiku przy Franciszkańskiej w Krakowie oraz nabyć na stronie www.sklep.fraternus.pl
Czy planowane są jakieś spotkania autorskie w związku z promocją książki?
Mam nadzieję. O kilku już wiem. W najbliższym czasie jadę do I LO w Nowym Sączu, które jest jednym z lepszych w Polsce. Później, 22 stycznia, w niedzielę będę w Zielonej Górze, gdzie w jednej z diecezjalnych parafii będę głosił kazania i też mówił o swojej książce. Następnie będę miał spotkanie w Poznaniu. Tam również planowana jest audycja w radiu Emaus. Jest też coraz więcej telefonów i propozycji kolejnych spotkań. To też jakaś oznaka tego, że ludzie są zainteresowani. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będzie sporo audycji i spotkań poświęconych książce, dzięki której będzie można nie tylko poznać realia misyjnej pracy w Ugandzie, ale i wspomóc nasze technikum zawodowe w Kakooge.
Rozmawiała Agnieszka Kozłowska