"Ten dzień wydawał się jak każdy inny. Wyszedłem z domu o 5.20, aby odprawić Mszę św. u sióstr. Wprawdzie trochę padało, ale nie dużo.
Mszy odmówiliśmy wspólnie Jutrznię, zjadłem śniadanie i jak co dzień
wracałem do domu. Teraz padało mniej niż jak wychodziłem. Wydawało się,
że burza już przeszła.
Wydawało się, że burza już
przeszła. Gdy przyszedłem do domu spotkałem juniorów, którzy, jak w
każdą sobotę, przygotowywali się do wyjścia do naszego kościoła w
Novaliches, był to dla nich dzień katechezy. Była 9 przed południem,
gdy zaczęło lać na dobre. Ulice zmieniły się w rzeki. Prąd porwał ze
sobą niektóre kosze na śmieci. Tak padało i padało przez całe
przedpołudnie. W końcu przerwano dostawę elektryczności a wiadomości,
jakie zaczęły dochodzić nie były zbyt optymistyczne.
juniorzy musieli przerwać zajęcia katechetyczne i zaczęli pomagać
osobom, które znalazły się w niebezpieczeństwie przez rwące wody.
Kościół
zmienił się w schronisko dla poszkodowanych, więc nasi juniorzy nie
mogli wrócić do domu i spędzili całą noc na miejscu. Kościół był
wypełniony ludźmi. Wielu z nich modliło się na różańcu, inni
rozmawiali, a dzieci biegały i niewinnie się bawiły. Kościół był
bardziej przepełniony nić normalnie w niedzielę. I chociaż następnego
dnia rzeczywiście wypadała niedziela proboszcz odwołał wszystkie Msze,
bo kościół, w takich okolicznościach, nie nadawał się do tego. Juniorzy
wrócili do domu aż o siódmej rano i od razu poszliśmy, by pomóc w
sprzątaniu. Trzeba było sprzątnąć wszystkie śmieci, jakie pozostały po
ludziach i wszystko wyszorować. Była to dosyć ciężka praca, ale na 11
przed południem było już czysto i świątynia była przygotowana na
odprawienie Mszy niedzielnej o 4 po południu.
Nasi juniorzy
przygotowali posiłek dla wszystkich osób, które spędziły noc w
kościele, a niektórzy, ponieważ stracili wszystko, nawet swoje domy,
musieli zatrzymać się w innym budynku aż do znalezienia jakiegoś innego
rozwiązania. Wielu z naszej parafii straciło życie. Między innymi, a
mamy nadzieje, że to koniec tragedii, jeden z naszych ministrantów.
Niektóre z naszych kaplic całkowicie przestały istnieć. Jak powiedział
jeden z juniorów, nie pozostało nic, poza „murem” Świątyni
Jerozolimskiej. Oczywiście ten tropikalny huragan, zwany Ketsana lub
Ondoy, pozostawił nie tylko zniszczenia materialne, ale pozostawił też
niezatarty ślad u wielu Filipińczyków.
Niech nas Chrystus nadal wspomaga".
o. Jesús Lacarra