445
Od kilkunastu już lat obecny jestem na różnych forach internetowych, na których staram się odpowiadać na liczne przychodzące zapytania. Ostatnio na www.jezuici.pl/rozmawiamy. Zauważam, że bardzo wiele pytań dotyczy kwestii, czy coś jest, czy też nie jest grzechem. Niekiedy mam wrażenie, że internauci raczą sobie w tych sprawach żartować. Taka myśl naszła mnie na przykład przy pytaniu, czy oglądanie komedii romantycznych może być grzechem. Doświadczenie uczy jednak, że tego rodzaju wpisy na forach katolickich wcale nie muszą być żartem. Dziwne na pierwszy rzut zapytanie może skrywać jakiś realny problem.
Niekiedy ma się do czynienia z internautą cierpiącym na skrupuły. Problem z takimi osobami polega na tym, że nawet precyzyjna odpowiedź na przedstawione wątpliwości jest jedynie okazją do zadawania kolejnych pytań. Przekonuję się, że internet nie jest dobrym miejscem na pomaganie skrupulatom, choć właśnie w wirtualnej przestrzeni bardzo często szukają oni pomocy. Przy poważnych skrupułach potrzeba bezpośredniego kontaktu z odpowiednim psychologiem, a ponadto ze stałym spowiednikiem, aby mieć nadzieję, że da się zatrzymać pogrążanie w wirze coraz to nowych lęków, iż jest się czemuś winnym.
Większość jednak pytań, czy już się zgrzeszyło, czy jeszcze nie, bierze się – moim zdaniem – ze źle rozumianej moralności. I nie chodzi mi o to, że jednej strony mamy ludzi o tzw. szerokim sumieniu, którzy nawet w oczywistych popełnianych przez siebie draństwach nie dostrzegają problemu, a z drugiej tych, którzy dzielą włos na czworo i nie potrafią wziąć osobistej odpowiedzialności w dość prostych życiowych sprawach. Problem, na który chcę wskazać, polega na tym, że redukujemy moralność do kwestii, co nam wolno robić, aby nie przekroczyć jakiegoś nakazu lub zakazu. Takie pytania mogą być oczywiście zasadne, ale moralność chrześcijańska ma dużo szersze horyzonty.
Tak to już jest w życiu, że pewne działania są przez takie czy inne prawo zakazane lub nakazane. Obywatel musi dostosować się do wielu przepisów prawa państwowego. Człowiek wierzący, katolik, powinien stosować się do zasad podawanych w nauczaniu Kościoła. Istnieje na przykład nakaz uczestniczenia we Mszy Świętej w niedziele i zakaz jedzenia mięsa w piątki. Ale przecież znakomita większość naszych codziennych wyborów nie jest regulowana zakazami lub nakazami. Obok sfery zakazów i sfery nakazów mamy trzecią, największą sferę, a mianowicie przestrzeń naszych wolnych decyzji dotyczących realizacji takiego czy innego dobra. Możemy pójść do kina i obejrzeć wartościowy film albo naprawić cieknący kran, albo zrobić jeszcze coś innego. Dokonujemy wyboru pomiędzy różnymi dobrymi dziełami, które w danym czasie możemy podjąć.
Na forach często można się spotkać z pytaniem, czy granie w jakąś komputerową grę (gdzie trup ściele się gęsto) jest grzechem. Może jest, a może nie jest… To zależy od różnych okoliczności. Uważam jednak, że amator wirtualnych rzezi, zanim zapyta się o to, czy grzeszy, powinien zastanowić się nad tym, jak zagospodarowuje tę przestrzeń osobistej wolności, którą ma do dyspozycji. Czy czas spędzony przed komputerem pomaga mu wzrastać w relacjach do innych, do siebie samego, do Boga. Wszak nawet jeśli coś nie jest grzechem, to wcale nie znaczy, że nie można by zrobić w tym czasie czegoś innego, bardziej pożytecznego.
Ojciec Wojciech Giertych OP, teolog Domu Papieskiego, zauważa, że św. Tomasz nie buduje teologii moralnej w oparciu o przykazania – co wolno, a czego nie wolno – ale omawia cnoty. Cnoty są u niego przejawem twórczości. „Cnota to nie jest – twierdzi dominikanin – katalog powinności. Cnota to umiejętność podjęcia dobra, umiejętność podjęcia wartości”. Dojrzały chrześcijanin nie zastanawia się ciągle, co jest grzechem, ale stara się być cnotliwym, czyli dobrze wykorzystywać sferę wolnych decyzji.
Za: www.idziemy.pl