Alfred Bessette przyszedł na świat 9 sierpnia 1845 r. i był tak wątły, że od razu go ochrzczono, przewidując jego rychłą śmierć. Kiedy miał 9 lat, zginął jego ojciec, a 3 lata później stracił matkę. Porzucił szkołę i zaczął zarabiać na życie, podejmując się przeróżnych zajęć. Już wtedy zwracał na siebie uwagę żarliwą wiarą i szczególnym umiłowaniem, którym darzył św. Józefa. Pamiętał, jak wraz z rodzicami każdego wieczoru klękali do modlitwy różańcowej i polecali się Świętej Rodzinie. Za namową znajomego księdza niepiśmienny jeszcze wówczas Alfred postanowił wstąpić do Zgromadzenia Świętego Krzyża. Przyjęto go dzięki wstawiennictwu o. André Proven?ala, który napisał do przełożonego nowicjatu: "Posyłam do Was świętego". Powierzono mu funkcję furtiana w szkole, co brat André wspominał później: "Przyjmując mnie, pokazano mi drzwi. Poszedłem więc i zostałem tam 40 lat".
Sam cierpiąc całe życie z racji słabego zdrowia, był bardzo wrażliwy na ludzką niedolę i jednocześnie dostrzegał wartość cierpienia. "Ludzie, którzy cierpią, mają coś, co mogą Bogu ofiarować" – powtarzał. Chorzy na ciele i duchu przychodzili do niego tłumnie, a on zachęcał ich do modlitwy, tulił ich w nieszczęściu i wskazywał na św. Józefa jako niezawodnego orędownika: "Ite ad Joseph!". Zdarzały się cudowne uzdrowienia, stąd też nazywano go cudotwórcą. Złościło go to i z mocą przekonywał: "To nie ja leczę, to Pan Bóg i św. Józef". Całe życie poświęcił na mówienie Bogu o ludziach i na mówienie ludziom o Bogu. Żywił szczególne umiłowanie Eucharystii i zachęcał ludzi do częstego przyjmowania Pana Jezusa w Komunii Świętej. Mawiał: "Czy gdybyś jadał tylko jeden posiłek w tygodniu, przeżyłbyś? To samo tyczy się twojej duszy".
Za jego staraniem, a w zasadzie dzięki jego wytrwałej modlitwie zgromadzeniu udało się nabyć ziemię w Mont-Royal (co w owym czasie graniczyło z cudem) i rozpocząć budowę małego oratorium św. Józefa. Ze względu jednak na ogromne rzesze ludzi, które ściągały do brata André z prośbą o pomoc w życiowych trudnościach, kaplicę zaczęto powiększać. Każdego dnia do skromnego zakonnika przychodziło po 200-300 listów z prośbą o modlitwę. Ów wątły braciszek dożył sędziwego wieku 91 lat i w uroczystość Objawienia Pańskiego AD 1937 odszedł do domu Ojca. W tygodniu, w którym wystawione było jego ciało, do konfesjonałów w całym Montrealu ustawiały się niekończące się kolejki penitentów. Ludzie, poruszeni świadectwem prostej wiary brata André i dotknięci łaską jego modlitwy, niejednokrotnie po latach oddalenia powracali do Boga. Pomimo paskudnej pogody, by pożegnać tego – jak mówiono – świętego za życia człowieka, przyszło ponad milion osób. Na kamieniu nagrobnym umieszczono napis: "Pauper servus et humilis" (Sługa ubogi i pokorny). W trzy lata później otwarto jego proces beatyfikacyjny, a 23 maja 1982 r. Jan Paweł II ogłosił go błogosławionym.
AP/Nasz Dziennik