S. Ambrozja Stelmach, alb
BRAT ALBERT, JAKO ZAŁOŻYCIEL ZGROMADZEŃ
Założenie dwóch zgromadzeń zakonnych, Braci Albertynów i Sióstr Albertynek Posługujących Ubogim, oraz tworzenie dzieł społeczno-charytatywnych, które są całkowitą i jedyną podstawą ich powstania, to dwa aspekty działania tej samej osoby — św. Brata Alberta.
Pierwsi bracia i siostry blisko trzydzieści lat pracowali u boku swego założyciela, nosili habity zakonne, prowadzili życie wspólne o określonym porządku dnia, pod jego kierunkiem i za jego przykładem wypracowywali właściwą zgromadzeniu ascezę, będącą wynikiem religijnego przeżywania służby bezdomnym nędzarzom, ale nie byli zakonnikami w kanonicznym tego słowa znaczeniu, gdyż dopiero w dziesięć lat po śmierci Brata Alberta otrzymali dekrety erekcyjne i osobowość prawną w Kościele.
Wiele wskazuje na to, że jak ongiś św. Franciszek, tak Brat Albert na przełomie XIX i XX w. zainspirował ruch charyzmatyczny, któremu normy prawne nadano już po jego śmierci. Ruch ten — a jego podstawy ascetyczne sięgają średniowiecza — nosi na sobie wyraźny rys profetyczny i, podobnie jak ruch zainspirowany przez współczesnego mu Karola de Foucauld, o sto lat wyprzedza działania Heldera Camary, Dorothy Day i Matki Teresy z Kalkuty. Profetyzm ten odnosi się zarówno do dzieła posługi, jak i do stworzonej przez niego formy życia zakonnego.
Na bogatą treść Albertowego charyzmatu składał się przede wszystkim heroiczny czyn służby człowiekowi w jego wielorakich potrzebach, współuczestnictwo w jego trudnym życiu poprzez ubóstwo posunięte do ogołocenia z majątku, wygód, sławy, z wszelkiego rodzaju dóbr materialnych i intelektualnych, troska o moralną i zawodową edukację człowieka z marginesu w nadziei na uratowanie jego ludzkiej godności. A jako konsekwencja tych podstawowych założeń pojawiają się klasztory-przytuliska, obok nich pustelnie i domy wiejskie ze wszystkim, co je zwykle otacza, wychowujące ludzi do pracy W czasie procesu kanonizacyjnego Brata Alberta stwierdzono, że jest on najwierniejszym wcieleniem św. Franciszka w ciągu wieków. Przypomnijmy tu tylko, że podstawą przyjętą przez obu była prawda mówiąca o miłości Chrystusa do Człowieka i o obowiązku człowieka odwzajemnienia tej miłości, a więc dyspozycyjność względem Chrystusa, dyspozycyjność względem człowieka z uwagi na Chrystusa, miłość pełna dawania siebie, Ewangelia jako jedyne źródło wszelkiego prawa.
To legło u podstaw wszystkiego, co robił Adam Chmielowski jako Brat Albert. Z tej pozycji dojrzał sponiewierane człowieczeństwo bezdomnego i wydziedziczonego, który z różnych powodów znalazł się na marginesie życia. I jak niegdyś św. Franciszek przeżył swoje wielkie nawrócenie, gdy pocałował trędowatego, tak Brat Albert przeżył je w ogrzewalni dla bezdomnych, gdzie zamieszkał, będąc przez całe jedno pokolenie żywym wyrzutem sumienia, wskazującym na niesprawiedliwość i krzywdę społeczną.
Krok ten, który może dzisiaj nazwano by rewolucją miłości, ludziom jego pokolenia zdawał się krokiem, w nicość. Przez Kościół został jednak uznany za głęboko chrześcijański i jako taki zyskał jego pełną aprobatę. 25 sierpnia 1888 r. Brat Albert złożył na ręce ks. bpa Albina Dunajewskiego ślub dozgonnej czystości według obowiązujących norm prawnych i aktem tym przypieczętował na całe życie swą niecodzienną decyzję. W 1891 r. przyłączyły się do Brata Alberta pierwsze kobiety i 15 stycznia tego roku ks. kard. Dunajewski w swojej kaplicy domowej dał im habity zakonne, wzorowane na habicie Brata Alberta.
Historycy stawiają pytanie, czy św. Franciszek miał zamiar zakładać nowy zakon, gdy z kilku towarzyszami, przybyłymi za nim do Porcjunkuli, tworzył bractwo pokutników z Asyżu. My również możemy zapytać, czy z wymienionymi datami wiąże się założenie przez Brata Alberta nowych zgromadzeń. Odpowiedź jest raczej trudna. Twierdząco odpowiada na nie historiografia albertyńska, przyjmując 25 sierpnia 1888 r. jako datę założenia zgromadzenia męskiego, a 15 stycznia 1891 r. — żeńskiego. Zgromadzenia te uważał św. Brat Albert za „zakon z ludu i dla ludu”. Oparł je na pierwotnej regule św. Franciszka jako jedynej podstawie prawnej. Nie skrępował ich dodatkowymi paragrafami i kanonami tradycyjnego życia zakonnego, ale pozostawił pełną swobodę działania takimi metodami, jakie uznają za najlepsze, byłe były one oparte na Ewangelii. Ogrzewalnię krakowską w przytulisko przemieniał sam, ale już wtedy zdał sobie w pełni sprawę z tego, że jeden człowiek nie zaradzi potrzebom setek ludzi oczekujących pomocy i że do swojej miłości trzeba dodać miłość innych. Jako charyzmatyk potrafił zarówno w mężczyznach, jak i w kobietach rozpalić miłość, jaka płonęła w nim samym, i wyzwolić heroizm w drugich, gdyż sam żył heroiczną miłością. Zgromadzenia powstały tylko dzięki temu, że Brat Albert od samego początku miał w nich oparcie i pomoc.
Styl życia i apostolstwa grup albertyńskich spotkał się z przychylnym przyjęciem władz kościelnych, państwowych i samego społeczeństwa, choć Galicja z całą swoją atmosferą z końca XIX w. nie stanowiła dogodnego pola dla eksperymentów społecznych. To jednak, co robił Brat Albert, zostało przyjęte przez wszystkich. Krytykowano go i osądzano, ale szanowano i wspomagano w wysiłkach podejmowanych na rzecz najbiedniejszych.
Zewnętrzne ramy organizacyjne grupom, współpracującym z Bratem Albertem nadawał „dom zakonny”, czyli przytulisko, którego właścicielem było miasto, stowarzyszenie, osoba prywatna, później instytucje kościelne.
Wewnętrzne ramy ustrojowe kształtowały się według reguły tercjarskiej. Dotyczyła ona jednak wyłącznie pozycji prawnej, bo w praktyce codziennego życia — jak wspomniano — stosowana była ściśle pierwotna reguła św. Franciszka. W dziejach zgromadzeń albertyńskich, z pierwszego dziesięciolecia ich istnienia uderzają, wiadomości o bardzo surowym stylu życia i wielkich umartwieniach. Ani bracia, ani sio1stry nie składali ślubów zakonnych czy przyrzeczeń, ale praktykowali je z daleko posuniętą konsekwencją. Brat Albert, znając niesłychanie trudne warunki życia i pracy w przytuliskach, każdemu zostawił swobodę wyboru: pozostać lub odejść, gdy się okaże, iż rzeczywistość przerasta jego siły. Odchodzili więc jedni, a przychodzili inni.
Brat Albert chciał, by bracia i siostry podjęli służbę społeczną w szerokim zakresie. Widział ich nie tylko w przytuliskach, ale na wsiach wśród najbiedniejszych chłopów, w dużych skupiskach robotników, mieli się opiekować aresztami miejskimi i tymi wszystkimi miejscami, które w czasach krytycznych gromadzą najbiedniejszych. Oczywiście, skromna liczba braci i sióstr nie pozwoliła mu zrealizować tych zamierzeń. Dojrzałym owocem jego wysiłków stały się wielkomiejskie przytuliska dla bezdomnych i bezrobotnych oraz zakłady dla kalek i nieuleczalnie chorych, dla starców i umysłowo upośledzonych.
Przytuliska w rozumieniu Brata Alberta były „domami, gdzie najniższy proletariat, a więc bezdomni ludzie, nędzarze, niedołężni, żebracy, wyrobnicy bez zajęcia znajdują ratunek w swych ostatecznych potrzebach, a w dalszym celu mogą mieć poprawę stanu materialnego przez dobrowolną pracę zarobkową. Ogólnie mówiąc, są to domy w równej mierze chwilowego schronienia, stałego przytułku i pracy dobrowolnej”. Swoją obecnością i pracą w przytulisku począł mu nadawać wieloraki sens, przede wszystkim społeczny i religijny. Usiłował przemienić je, w dom rodzinny, gdzie ludzie odnajdywaliby wiarę w siebie, dzisiaj powiedzielibyśmy — mógłby się dokonać proces ich resocjalizacji.
Pod względem religijnym Brat Albert zmierzał do tego, by ubodzy w przytuliskach, pod wpływem pracujących z nimi braci czy sióstr powracali na drogę wierności zasadom moralnym. Dokonywać się to miało na zasadzie przykładu, a nie nawracania. Z biegiem lat przytuliska stawały się miniaturowymi samowystarczalnymi koloniami, w których ubodzy wraz z członkami albertyńskich zgromadzeń wspólnie pracowali na własne utrzymanie.
Inercja gospodarcza Galicji i ogólna pauperyzacja polskiego społeczeństwa w tym okresie sprawiły, że mimo nadludzkich wysiłków Brata Alberta i jego zgromadzeń przytuliska do końca swego istnienia walczyły z nędzą. Na zdobycie chleba dla ubogich skierowane były niemal wszystkie wysiłki tego niezwykle czynnego i pracowitego człowieka.
Prócz przytulisk zakładał Brat Albert domy dla bezdomnych dzieci i młodzieży, zakłady dla kalek i starców, w czasie I wojny światowej otoczył opieką szpitale wojskowe i epidemiczne. W sumie powstało dwadzieścia placówek heroicznej walki z nędzą.
„Krańcowe ubóstwo, nędza odrażająca, obawa zarazy i wszystko, co wstrętem przejmuje ludzi, na święcie”, miały stać się murem i kratą dla członków, zgromadzenia pracujących w przytuliskach.. Warownia ta jednak okazywała się niewystarczająca. Chroniła przed światem, ale wyczerpywała psychicznie i moralnie. Tak bracia, jak i siostry musieli mieć odpowiednią formację, aby móc wykonywać swoje zadania. Pracę tę Brat Albert prowadził w tak zwanych domach pustelniczych. „Potrzebujemy ludzi zahartowanych wyjątkowo i fizycznie, i moralnie. Dlatego ich nowicjat musi być twardy i surowy, aby wcześniej cofnęły się miększe natury i słabsze dusze; dlatego i odpoczynek dla pracujących w mieście jest niezbędny od czasu do czasu, ale oczywiście taki, który by nie osłabił zakonnego ducha. To jest myśl przewodnia, którą mieliśmy, osiedlając się w Werchracie i Prusiu przed 7 laty, a obecnie w Zakopanem”. I dalej: „o to właśnie chodzi, żeby życie braci było twarde. Dlatego tworząc osadę, nie szukaliśmy jej w pobliżu kościoła, ale przeciwnie, woleliśmy być od niego dalej, aby spełnienie obowiązków religijnych połączone było z pewną ofiarą (…)”. Brat Albert mocno podkreślał konieczność istnienia i funkcjonowania pustelni, bo „wtedy będzie ścisła karność i zakorzeni się prawdziwe życie zakonne w zgromadzeniach z wielką chwałą Bożą, a po przytuliskach i innych domach będzie się we wszystkim dobrze działo. Jeżeli zaś domów pustelniczych zabraknie, to nie będzie można nawet przytulisk dla ubogich urządzać, bo zabraknie wytrwałości, poświęcenia i sił do ich obsługi”.
Najwybitniejszą rolę jako pustelnia odegrał dom w Zakopanem na Kalatówkach, który istnieje dotąd.
Charakter zbliżony do pustelni miały domy wiejskie. Bracia i siostry na wzór wschodniego „anawim” mieli być pełni miłosierdzia, gościnności i wychodzić naprzeciw ludziom, wśród których mieszkali. Mieli prowadzić katechizację dzieci i dorosłych, służyć radą, pomocą pielęgniarską, uczyć szyć, haftować itp. Domy te zakładane były we wschodniej Galicji, głównie we wsiach ruskich obrządku greckokatolickiego. Utrzymywały się z pracy i jałmużny, a urządzane były na stałe łub czasowo według aktualnych potrzeb zgromadzeń. W tych domach miały się gromadzić osoby rezerwowe, zawsze gotowe zastąpić kogoś wyczerpanego czy załamującego się w przytulisku.
Pustelnie i domy wiejskie zrodziły specyficznie albertyńską ascezę zakonną. To tu uczono się, jak urzeczywistniać na co dzień maksymalizm chrześcijańskiej miłości Boga i bliźniego, rozumieć i uwierzyć, że trud całego życia braci i sióstr to troska o to, by życie powierzonych im ludzi uczynić godnym człowieka, i to pod każdym względem. Dom zakonny był utożsamiony z przytuliskiem, w którym bracia lub siostry przebywają z ludźmi bezdomnymi na tych samych prawach, swoiste „vita comunis”, a to wszystko z myślą, by przez obecność i przykład zmobilizować nędzarza do podejmowania wysiłków skierowanych do przełamania własnej niedoli.
Za życia św. Brata Alberta powstało dwadzieścia placówek, w których pracowało wśród tysięcy nędzarzy ponad czterdziestu braci i sto dwadzieścia sióstr. Ta wielka liczba ludzi i metoda pracy albertyńskiej sprawiają, że wszystko, co robił Brat Albert, wykraczało poza zwykły charytatywny czyn zakonny, nabierało wymiaru społecznego.
Działalność społeczno-charytatywna od początku interesowała biografów, natomiast działalność założycielska zgromadzeń traktowana była zawsze jako temat marginalny. Na pytanie, czy Brat Albert zakładał zgromadzenie, odpowiedział on sam: „Wy tylko dlatego istniejecie, ponieważ istnieją ubodzy, gdyby nie było ubogich, to by i was nie było potrzeba”.
S. Ambrozja Stelmach
Archiwum KWPZM