spotkaliśmy się w Taczowie Małym w stajni „Oksza” u Igora Oksińskiego –
jednego z komandorów. Po oporządzeniu koni, odświętnie ubrani,
wyruszyliśmy na uroczyste rozpoczęcie naszej pielgrzymki do malowniczo
położonego kościółka w Bukowym Lesie. Powitani przez Burmistrza
Trzebnicy – Marka Długozimę i pobłogosławieni przez ks. proboszcza
Jerzego Olszówkę SDS rozpoczęliśmy nasze konne wędrowanie do Lichenia.
Pielgrzymka trwała 7
dni. Jej program duchowy obejmował rozważanie Dekalogu. Każdy dzień
rozpoczynał się swoistym rytuałem. O poranku na pierwszym miejscu były
konie: ich karmienie, pojenie, czyszczenie i siodłanie.
Codziennie w siodle pokonywaliśmy ok. 50 km , często śpiewając, a Matka
Boża Licheńska dodawała nam sił i czuwała nad nami i naszymi
wierzchowcami. Oprócz jazdy czas wypełniały nam także: modlitwa, Msza
święta, postoje na odpoczynek , popasy i pojenie koni. Mimo olbrzymiego
wysiłku humor wszystkim dopisywał. Gdy wieczorem po nabożeństwie
zasiadaliśmy przy ognisku i po trudach minionego dnia wspominaliśmy
przygody, dzięki którym żaden z etapów pielgrzymki nie był monotonny.
W bazach noclegowych i
na postojach korzystaliśmy z uprzejmości gospodarzy, którzy podejmowali
nas z wielką gościnnością i życzliwością, za co jesteśmy im bardzo
wdzięczni.
Dzięki doskonałej organizacji, pielgrzymka przebiegła bez zakłóceń.
Byliśmy podzieleni na dwie grupy; gościnnie dołączyła do nas grupa
milicka. Dla wygody i bezpieczeństwa każda z grup miała swoich
komandorów. W czasie drogi obowiązywały zasady ustalone na spotkaniach
pielgrzymkowych oraz dyżury np. porządkowy, liturgiczny, wachty nocne,
przygotowanie posiłków czy karmienie koni.
Po raz pierwszy
towarzyszyła nam grupa ratowników medycznych z OSP LAZARUS z
Wrocławia, w osobach ks. proboszcza Jacka Tomaszewskiego z Czeszowa i
pani dr Ewy Maczugowskiej, którzy nie tylko udzielali pomocy, ale brali
udział w zabezpieczaniu naszego przejazdu przez główne drogi asfaltowe i
trasy szybkiego ruchu. Warto też wspomnieć o zaangażowaniu państwa
Zając. Dzięki przyczepie campingowej i przyczepie dla koni mieliśmy
zaplecze socjalne.
Zbliżając się do
Bazyliki Licheńskiej wszyscy byliśmy ogromnie wzruszeni. Trudno to
opisać słowami, trzeba przeżyć samemu. Za księdzem kapelanem powtórzę:
„są rzeczy, których nie da się kupić” i nasza konna pielgrzymka na pewno
do takich należy…
http://www.kp.sds.pl/index.php?content=203&j=1