na dobre zadomowiła się na amerykańskiej ziemi. Świadectwem tego była
reakcja wielu mijanych Amerykanów, którzy nie pytali, jak bywało przed
laty, w jakim celu zorganizowano tę manifestację, lecz na widok
pielgrzymującego tłumu nierzadko przyklękali, pozdrawiali, często
trzymając w dłoniach różańce. Tegoroczna pielgrzymka cieszyła się
również większym niż dotąd zainteresowaniem mediów.
Aby
maszerować wraz z pątnikami, abp Thomas Wenski, przełożył zaplanowaną
wcześniej podróż na Kubę. W homilii wygłoszonej w języku polskim podczas
Mszy kończącej pielgrzymkę w sanktuarium w Merrillville, pytał: „Co to
znaczy być Amerykaninem polskiego pochodzenia? Musi się on kojarzyć z
człowiekiem, który broni wiary, moralności i chrześcijańskiego stylu
życia. To ktoś, kto jest nosicielem światła w amerykańskiej mozaice
etnicznej”.
W pielgrzymce, tradycyjnie już uczestniczyła Polonia z
Michigan i grupa polskich Romów mieszkających w Chicago. Trasa
dwudniowej drogi wynosiła przeszło pięćdziesiąt kilometrów.
A. Pożywio, Chicago