1. Od ostatniego pobytu Księdza Kardynała w Polsce nastąpiła znacząca zmiana. Ojciec Święty Franciszek potwierdził Eminencję na urzędzie Prefekta Kongregacji Nauki Wiary. Jak Eminencja przyjął tę nominację?
Urząd kardynalski nie został ustanowiony ani dla dobrego samopoczucia tych, którzy go sprawują, ani dla obnoszenia się w jego blasku. Jest on raczej odzwierciedleniem pewnej funkcji w Kościele rzymskim, na czele którego stoi Papież wyposażony w przywilej prymatu. Najważniejsi jego współpracownicy zwani są kardynałami. Moim zadaniem, jako przewodniczącego Kongregacji Nauki Wiary, jest służyć Ojcu św. w jego misji nauczania. A urząd prefekta zawsze łączy się z tytułem kardynała. W tym wszystkim zaś najważniejsza jest gotowość służenia Ojcu Świętemu w przekazanym mu przez Jezusa Chrystusa i wspieranym przez Ducha Świętego urzędzie umacniania braci i sióstr w wierze. W wierze w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego, Słowo Odwiecznego Ojca, który w Duchu Świętym jest nam zawsze bliski. Taka jest treść chrześcijańskiego Objawienia, Objawienia Bożego, które niesie w sobie zbawienie dla każdego, kto otworzy się na Boga i kto bezgranicznie Mu zaufa.
2. Jak przebiegają przygotowania do Synodu? Czy istnieje konieczność wprowadzenia korekty w zakresie doktryny, czy też praktyki pastoralnej Kościoła dotyczącej małżeństwa, rodziny i seksualności?
Konieczność korekty pewnych tendencji dotyczy społeczeństw, które są skierowane przeciwko małżeństwu i rodzinie. Chodzi tu więc na pewno o kraje zachodnie, ale również o te północnoamerykańskie. Niektóre tendencje rozwijające się w tych krajach noszą znamiona rewolucji seksualnej. Polegają one na zatarciu znaczenia różnicy pomiędzy mężczyzną a kobietą, na niedocenianiu znaczenia rodziny w kontekście samych małżonków oraz duchowego i fizycznego rozwoju dzieci. W tym epokowym wysiłku Kościół musi rozpoznać swe epokowe wyzwanie, którym jest konieczność przeciwdziałania takim tendencjom. Trudności, na jakie napotyka tu Kościół, są porównywalne z tymi z czasów rzymskich, gdy rozpoczynano dzieło ewangelizacji, bądź z działalnością misyjną wśród ludów germańskich czy słowiańskich. Tamten świat także nie był światem idealnym. W nim również panowało zamieszanie w dziedzinie seksualności, pojmowaniu rodziny, godności mężczyzny i kobiety, w uznawaniu dzieci jako pełnoprawnych, umiłowanych przez Boga osób.
Świadomość tych wartości nie była wtedy jeszcze tak wysoko rozwinięta. Dziś, z Bożą pomocą, musimy próbować głosić pełną prawdę o małżeństwie, o mężczyźnie i kobiecie czy wreszcie o rodzinie, ponieważ tylko małżeństwo i rodzina jest podstawową komórką wszelkiego zdrowego rozwoju organizmu społeczeństwa, państwa, wspólnoty, a także Kościoła. Kościół nazywamy przecież określeniem famiglia chiesa domestica – Kościołem domowym. To w nim doświadczamy w pewnym sensie tego, czym jest Kościół, a mianowicie tego, iż szczęście oraz wspólnota z Bogiem możliwe są jedynie dzięki doświadczeniu tych wartości we wspólnocie rodziny. Jeśli nie zrozumiemy, że rodzina jest Kościołem w zarodku, nie zrozumiemy też, czym jest Kościół na płaszczyźnie parafii, diecezji, świata. To zaś niesie ze sobą niebezpieczeństwo, iż Kościół będzie postrzegany jedynie jako potężna organizacja, a nie jako Rodzina Boża.
Kościół jest rodziną podobną do tej, w której są ojciec i matka, dzieci i dziadkowie. To zaś jest najważniejszym wymogiem dla dobrego rozwoju całego społeczeństwa, narodu, do którego przynależymy. Jeszcze radykalniej dostrzegamy to w obrazie negatywnym: jeśli małżeństwo i rodzina nie funkcjonują, wtedy wymierają narody, wtedy nie ma równowagi pomiędzy ludźmi młodymi i starszymi, wtedy zagrożone jest dobro duchowe i kulturalne, my zaś sami jesteśmy tańczącym na wulkanie społeczeństwem dobrobytu, bez nadziei na jutro. Dlatego musimy powiedzieć „tak” małżeństwu, rodzinie i dzieciom, a poprzez to nadziei na ufną przyszłość dla Polski, Niemiec, Francji, Hiszpanii, Stanów Zjednoczonych oraz wszystkich pozostałych krajów. Kościół z pewnością nie potrzebuje zmieniać swojej nauki, Kościół tej nauki zmienić nie może. Słowo Boże jest niezmienialne. Ono jest i pozostanie sobą na zawsze, nam zaś daje Ono życie, łaskę i szczęście. Tymi, którzy muszą się przemieniać, czynić pokutę, nawracać się i rozpoczynać na nowo, jesteśmy my, ludzie. Pan Bóg nie potrzebuje ani pokuty, ani nawrócenia, ani odnowy. Tego wszystkiego potrzebujemy jedynie my.
3. Jak patrzy się z perspektywy Rzymu na kwestię ideologii gender (np. w kontekście listów pasterskich biskupów polskich i słowackich)?
Na całym świecie istnieje tylko jedna nauka Kościoła i należy się z tego cieszyć, że poszczególne Episkopaty, poszczególne wydziały teologiczne i filozoficzne oraz wszyscy ludzie dobrej woli podkreślają tę podstawową wartość, jaką jest związek pomiędzy mężczyzną i kobietą oraz odmienność pomiędzy nimi. Bóg stworzył ludzi jako odmiennych płciowo, ściśle ukierunkowanych na siebie. To zaś jest jedyną gwarancją tego, iż zaistnieje następne pokolenie, po nim znowuż kolejne, a ludzkość będzie kontynuowała swój rozwój fizyczny, materialny i duchowy. Dlatego uważam, że ideologia gender jest jednym z najgroźniejszych ataków na ludzką tożsamość, niszczy człowieka i w konsekwencji jest wyrazem braku miłości i wdzięczności względem Boga.
Stąd jest rzeczą niezmiernie ważną, aby młodzi ludzie mieli możliwość identyfikowania się z tym, że istnieją bądź jako mężczyźni, bądź jako kobiety, gdyż jedynie wtedy możliwe jest dobre i owocne współżycie międzyludzkie. Nie istnieje coś takiego jak człowiek abstrakcyjny, wymyślony, uczyniony, który czyni siebie istotą płciową jedynie drugoplanowo. Męska i kobieca tożsamość płciowa należą do istoty naszej cielesnej i duchowej natury. Stanowią też trzon społecznej natury człowieka. Ideologia gender oznacza w gruncie rzeczy pogardę względem seksualności i odmienności płciowej człowieka, a w konsekwencji negację pozytywnego stworzenia, które jest uszczęśliwiającym udziałem w bycie, w życiu Boga. U podstaw ideologii gender jako „filozofii” leży nihilizm, nienawiść do istnienia, do dobra w stworzeniu, w którym odbija się przecież dobro i miłość Stworzyciela do ludzi.
4. W czasie tego pobytu w Polsce Ksiądz Kardynał zaszczycił swoją obecnością uczestników prezentacji następnego tomu „Opera Omnia” Josepha Ratzingera w wersji polskiej. Jak dalece św. Augustyn wpływa również na pontyfikat Ojca św. Franciszka?
Być może… Trudne pytanie… Dla Papieża Benedykta, w jego duchowym świecie, św. Augustyn był od samego początku, już od pracy doktorskiej, gwiazdą na jego teologicznym nieboskłonie, podobnie jak jest on dla całego Kościoła oraz dla teologii najbardziej znaczącym, najważniejszym ojcem Kościoła teologii zachodniej. Od Augustyna możemy w dalszym ciągu wiele się uczyć. Żywotność, świeżość stawianych przezeń pytań jest tym, czego Kościół nigdy nie może zaprzepaścić, choć jego teologia jest tak zasadniczo różna od teologii św. Tomasza. Ale przecież owa wewnętrzna duchowa harmonia całości, naturalnego i ponadnaturalnego porządku łaski, którą opromienia miłość Boża, domaga się biegunowości tych dwóch odmiennych podejść do teologii. Ale i Papież Franciszek, ukształtowany przez pobożność ignacjańską, ukierunkowany na św. Franciszka, czerpiąc z obu tych postaci, tak jak udało mi się to dotychczas zaobserwować, korzysta dzięki nim z augustiańskiej spuścizny.
Papież Franciszek podkreśla często prymat życia nad doktryną. W praktyce jednak obie te rzeczywistości tworzą jedną nierozerwalną całość, ponieważ doktryna wiary nie jest jakimś abstrakcyjnym zestawieniem prawd wiary z życiem. Życie nie jest jedynie jakąś egzystencją bez udziału intellectus i voluntas, rozumu i woli, lecz tworzy istotową jedność, podobnie jak Chrystus w swojej Osobie, w swojej witalności, w swoim losie, jest Bożą Prawdą. Jego nauczanie o Królestwie Bożym wypełnia się w Jego Osobie, dlatego w swej najgłębszej istocie nie jest sprzecznością, lecz ostatecznie alternatywą. To, że jakiś młody teolog musiał się zdecydować, czy jest bardziej za Augustynem czy za Tomaszem, a może za Lubakiem czy Congarem – powinniśmy i musimy przyswajać całe bogactwo nauk teologicznych. Dlatego nie jesteśmy w sensie ścisłym tylko tomistami lub tylko wyznawcami teologii św. Augustyna, lecz chcemy wchłonąć w siebie całe bogactwo Słowa Bożego i pozwolić Mu w sobie działać. Prawdę tę uosabiają owi różni przekaziciele życia duchowego.
5. A czy mógłby Ksiądz Kardynał, podzielić się swoimi aktualnymi relacjami z Benedyktem XVI i Ojcem Świętym Franciszkiem?
Papież Benedykt się wycofał. On nie jest już papieżem, ale ja wciąż jeszcze coś mam z nim do czynienia. Poprzez fakt wydawania jego dzieł a także poprzez okazyjne odwiedziny, podczas których rozmawiamy na różne tematy. W odniesieniu do papieża Franciszka, to mam z nim oficjalne spotkania, ponieważ jako Prefekt Kongregacji Nauki Wiary mamy regularne audiencje. Po omówieniu tematów, które powinny być omówione, przygotowujemy rozwiązania, które ostatecznie Ojciec Święty musi podjąć. Moje kontakty z papieżem Franciszkiem wychodzą również poza tę płaszczyznę pracy. Uważam – jeżeli tak mogę powiedzieć, że Ojciec Święty jest bardzo serdecznym człowiekiem, któremu zależy bardzo na człowieku. W jego postawie nie dostrzega się i nie odczuwa żadnego dystansu, bariery lub czegoś podobnego. Przez moje związki z Południową Ameryką znam również trochę środowisko życia, ludzi ubogich, mentalność południowoamerykańskich katolików, i dlatego może potrafię – nie wiem, ale tak myślę – trochę lepiej rozumieć i tłumaczyć wiele rzeczy, które by się postrzegało tylko z czysto europejskiej lub północnoeuropejskiej perspektywy.
6. Czym jest klauzula sumienia według Magisterium Kościoła i czy dotyczy ona tylko zawodu lekarza?
Klauzula sumienia oznacza, że w naszej wiedzy, w naszym sumieniu jesteśmy odpowiedzialni przed Bogiem – w odniesieniu zarówno do kwestii prawdy, jak i do prawa moralnego. Działanie winno być zgodne z zasadą, że dobro należy czynić, a zła unikać; że prawdę należy uznać, a błąd i fałsz odrzucić. Nawet jeśli ludzie dochodzą do jakiegoś subiektywnego przekonania lub sami precyzują niektóre kwestie dotyczące ich czynów, i nawet jeśli błądzą, muszą mimo to kierować się sumieniem; czasem także wtedy, gdy wynikają z tego określone konsekwencje. Sądzę jednak, że także w prawie naturalnym narzucają się pewne kwestie, których zasadniczo nie można inaczej interpretować w odniesieniu do jakiejś innej kultury lub jakiegoś innego sposobu rozumienia: że nie wolno mi odebrać życia drugiemu człowiekowi, że nie mogę czynić zamachu na jego własność, niszczyć jego małżeństwa – nie wolno mi tego podważać, nie wolno mi tego zniszczyć. Sądzę, że jest to oczywiste i można to spotkać także w innych kulturach. Chodzi oczywiście nie tylko o to, czy jest to obecne w bardzo wielu kulturach, ale że jest to także wynikiem refleksji intelektualnej. Gdyby było inaczej, okazałoby się, że każde społeczeństwo mogłoby zostać zniszczone, tzn. gdyby ludzie sprzeciwili się prawdzie, prawu do posiadania własności, prawu do życia drugiego człowieka.
I dlatego też, jak sądzę, nauka o sumieniu rozwinięta została zarówno przez teologię katolicką, jak i filozofię. Jednak to cała ludzkość wniosła w nią wkład i dlatego nie możemy z niej zrezygnować. I nie jest to jakaś abstrakcyjna doktryna, lecz jest to także historyczne doświadczenie, które zostało przez nas dokonane właśnie w XX wieku – co się dzieje, jeśli władza państwowa lub poszczególne osoby czy grupy nie postępują zgodnie z własnym sumieniem.
Nie musimy – jak sądzę – w Polsce tłumaczyć, jakie są tego katastrofalne skutki. A zatem jest oczywiste, że to nie tylko jakaś większość lub wyimaginowana większość decyduje oraz że nie wolno jej swojej ideologii narzucić innym. Nowoczesne państwo demokratyczne nie jest oparte na decyzjach większości dotyczących prawa moralnego lub powinności jednostki, która jest wezwana do posłuszeństwa prawdzie, ale opiera się na prawach człowieka, które mają charakter uprzedni w stosunku do działań państwa i zawsze stanowią kryterium, aby uchwałę parlamentarną można było – nawet jeśli została przyjęta większością głosów – zaakceptować czy skrytykować. Nie można po prostu powiedzieć, że to, co zostało przyjęte większością głosów, jest już prawdą, a także że jest moralnie dobre i rozumne. Sądzę, że taka gorzka nauka wypływa z ideologii politycznych XX wieku. I nigdy nie powinniśmy zrezygnować z tego historycznego doświadczenia lub też powinniśmy po prostu zacząć od podstawowego przekonania, które może być zaakceptowane przez wszystkich ludzi. Prawdą jest to, co stawia nam wymagania, a nie to, co jest dla nas użyteczne i to, co nam się akurat podoba. Dobre zaś jest to, co naprawdę należy czynić; złem jest to, co należy zwalczać.
7. Kilka tysięcy polskich lekarzy katolickich i studentów medycyny podpisało ostatnio w przedmiocie ludzkiej płciowości i płodności tzw. Deklarację wiary, w której zobowiązują się w swojej pracy do obrony życia i uznają pierwszeństwo prawa Bożego nad prawem ludzkim (stanowionym). W konsekwencji może im grozić utrata pracy albo niedopuszczenie do realizacji zawodu lekarza. Co w tym względzie mówi Magisterium Kościoła?
Dowiedziałem się o tym dopiero tutaj, podczas mojego pobytu w Polsce, alepochwalam toi bardzo się cieszę, że to właśnie w Polsce katolicy świeccy podejmują takie inicjatywy. Coś takiego nie musi już wychodzić od biskupów, od hierarchii. Przecież wszyscy jesteśmy Kościołem, ale też jesteśmy złączeni z ludźmi dobrej woli, nawet jeśli oni nie są katolikami, nawet jeśli nie są chrześcijanami. Jest to całkiem oczywiste i jasne jak dzień i słońce, że nikt nie może być zmuszany, nikt nie może być zobowiązywany, nikt nie może być naciskany, aby czynił coś złego. Zabijanie dziecka w łonie matki jest przestępstwem, jak mówi Sobór Watykański II – zabijanie ludzkiego życia, i to nie tylko życia w ogóle, lecz konkretnego życia, tej konkretnej osoby, która od początku swego zaistnienia posiada prawo do ochrony. My sami, którzy obecnie jesteśmy dorośli, byliśmy też kiedyś w tym stanie embrionalnym. Ten stan jest konieczny, aby dziecko mogło się narodzić. Całowane przez swoją matkę, karmione przy jej piersi, gdy mama ociera łzy z oczu, gdy potem stajemy się przyjaciółmi naszych rodziców, i później stopniowo dorastamy, aby żyć razem z nowo powstającą rodziną. Z tego względu w wielu krajach europejskich należy po prostu gruntownie zmienić tę fałszywą postawę. Rzeczywiście potrzebujemy w tym względzie nawrócenia, odnowy. Nie jest to jakaś specjalna nauka Kościoła, ale wywodzi się to z naturalnego prawa moralnego obowiązującego wszystkich. Nie wolno zabijać człowieka, zwłaszcza wtedy gdy potrzebuje on pomocy w łonie swej matki. I dlatego jest to niesprawiedliwe, gdy ludzie muszą ponosić szkody, szczególnie w związku ze swoim zawodem, tylko dlatego, że wzbraniają się uczynić coś złego. Myślę, że również w niektórych instytucjach europejskich i w parlamentach narodowych dotarliśmy do takiego trudnego punktu, w którym uważa się, iż można odrzucić sumienie człowieka. Tam często podawane są złe przykłady. Na przykład, że nie mogę w moim sumieniu powiedzieć, iż moje sumienie zabrania mi płacić podatki. To nie jest decyzja sumienia. Sumienie odnosi się do dobra i zła wszelkich postaw i ich moralnego punktu widzenia. Nie chodzi o to, że ja sobie tak po prostu zasłonię mój egoizm, powołując się na swoje sumienie. To jest całkiem coś innego. To przecież to podstawowe przekonanie, właśnie w przypadku człowieka, że w łonie matki mamy do czynienia z prawdziwym człowiekiem, z niepowtarzalną osobą, którą należy chronić. I jeśli państwo nie jest gotowe, by to czynić, z powodu jakiejś fałszywej ideologii, z powodu fałszywego rozumienia wolności, nie wolno temu samemu państwu nikogo zmuszać albo zobowiązywać zewnętrznym przymusem albo przymuszać do jakiegoś działania i grozić konsekwencjami w życiu zawodowym. Uważam, że należy tutaj tę fałszywą ideologię nazwać i zarazem ją odrzucić. W niektórych rzeczywistych przypadkach mamy do czynienia z próbami przypisywania ludziom takiego myślenia. Jest to przecież jakiś monstrualny proces, w ramach którego próbuje się poprzez pedagogikę, książki, zakazy mówienia i myślenia – że tak to nazwę – wpędzić całe społeczeństwo w taki mainstreaming jednomyślności. Coś takiego w żaden sposób nie powiodło się w minionych czasach. Wówczas ludzie musieliby milczeć i tylko w domu mogliby wyrażać swoje przekonania, gdyby groziły państwowe sankcje za to, że w kwestiach moralnych wypowiada się prawdę wynikającą z prawa naturalnego, moralnego prawa naturalnego albo u nas z Bożego objawienia. Myślę, że są to już niepokojące zmiany. Dobrze więc, że również ludzie świeccy podnoszą swój głos i są po prostu gotowi te niesprawiedliwe kary wziąć na siebie. W ten sposób powstaje społeczny ruch, który pokazuje państwu jego granice. Człowiek bowiem stoi ponad państwem. Państwo zaś winno służyć człowiekowi, a sumienie człowieka ma pierwszeństwo przed prawem pozytywnym (stanowionym) zwłaszcza wtedy, gdy to prawo sprzeciwia się prawu naturalnemu.
8.Jak my jako katoliccy chrześcijanie winniśmy się zachowywać wobec mnożących się bluźnierstw przeciw Bogu ze strony tzw. nowoczesnej kultury? Czy mamy się tylko modlić i nadstawiać lewy policzek?
Jezus dał przed Piłatem ten przykład, a właściwie przed najwyższym kapłanem powiedział, jako jeden ze sług, który chciał być stuprocentowym sługą, i wymierzył Mu policzek, „Dlaczego mnie bijesz? Jeżeli powiedziałem nieprawdę, udowodnij mi to. A jeżeli mówiłem prawdę, to dlaczego mnie bijesz?”. Nie powinniśmy oddawać, ale mamy także prawo być traktowani jako obywatele. Te ataki w mediach, filmach, telewizji, talk-show i pismach, ten neoateizm o skrajnie agresywnym charakterze nie są pod względem treści niczym innym wobec tego, czym były nazistowska i komunistyczna propaganda skierowana przeciw Kościołowi. Zostało to już nazwane przez niektórych nieudacznych filozofów oświecenia, co zresztą stanowi całą polemikę przeciw chrześcijaństwu już od czasów ojców Kościoła, Celsusa i Orygenesa. W tym sporze przytoczono te same argumenty. To jednak pokazuje właściwie tę agresywność, że pod względem treści nie można chrześcijaństwu niczego zarzucić, bowiem gdyby miało się pewność co do argumentów, wówczas nie trzeba by się było uciekać do kpin i szyderstw oraz znieważeń i wyzwisk. Jeśli ze spokojem czytamy te rzeczy i poddajemy je ocenie, wówczas pokazuje się, że rozgrywa się to na intelektualnie i moralnie niskim poziomie. Uważa się, że należy się wobec nas zachowywać teraz w sposób tak zarozumiały i arogancki oraz mieć poczucie wyższości. Myślę jednak, że za tym niewiele się kryje. Diabeł czyni wiele hałasu, to należy do jego natury, i powinniśmy zachować tu całkowity spokój. Co prawda także sądy i publiczna przemoc winny nam także unaocznić, że katolicy, chrześcijanie, mają dokładnie te same prawa obywatelskie i że nie mogą się skrywać za wolnością przekonań. Mogą oni powiedzieć, że nie wierzą w realną obecność Chrystusa w Eucharystii, że nie mogą jej sobie wyobrazić. Ale powinni na tym poprzestać, a nie oświecać nas jako niewykształconych i filozoficznie zacofanych. Myślę, że oni także odesłaliby nas z powrotem, gdybyśmy obchodzili się z ich opiniami i wyobrażeniami w ten sposób. Myślę, że chodzi także o to, że nie mogą oni powiedzieć merytorycznie, by wpaść na pomysł obrażania lub dyskryminowania osób, przedstawiania nas w negatywnym świetle, w którym złe zachowanie jednego chrześcijanina posłuży za dowód, iż Kościół, czy też kapłaństwo jako całość będą właśnie w ten sposób odrzucone. Należałoby więc radzić temu neoateizmowi więcej opanowania, korzystania z własnego rozumu i zachowania po prostu normalnego dystansu wobec ludzi o różnych światopoglądach i zdaniach. A przede wszystkim należy stanowczo odeprzeć sformułowane przez kogoś twierdzenie, jakoby religia była sprawą prywatną. Uważam to za opinię zsekularyzowaną, ateistyczną lub agnostyczną, chcącą stanowić miarę dla wszystkich i dla sfery publicznej. A to, co myślą inni, przeważająca większość chrześcijan, to ich prywatna sprawa. Kto właściwie ma prawo uznać dużą część społeczeństwa za prywatną i obsadzić pozycję sfery publicznej? Do wolności religijnej należy to, że roszczę sobie prawo do sumienia prawdy i że tym samym mogę być obecny publicznie także w instytucjach państwowych. Czy jako chrześcijanin mogę nie używać państwa, by uprawiać pracę lobbystyczną na rzecz Kościoła katolickiego? Wiemy przecież, że wiara dochodzi do głosu za sprawą wolności, a nie manipulacji lub presji państwowej. Ale oczekujemy tego także od innych. To, że ateiści lub agnostycy także ze swej strony nie posługują się państwem lub go wykorzystują, by odsunąć go w sferę prywatną. To postawa, jaką znamy z jakobinizmu i innych ideologii politycznych roszczących sobie prawo do absolutnego obsadzenia publicznych instytucji państwa, wychowania, kultury i sprawowania totalitarnej kontroli. I wszystkie inne, jeśli ich nie wykończą lub zniszczą, to zepchną do sfery prywatnej. Także kiedy mówią, iż krzyż nie ma czego szukać w sferze publicznej, to wtedy musi zniknąć z parlamentu danego kraju, którego większość to katolicy i chrześcijanie będący nośnikami życia całego narodu i reprezentujący jego historię oraz kulturę. Jeżeli żyję w kraju w większości islamskim, to muszę tam jakoś akceptować symbolikę większości. Nie muszę jednak przyjmować wiary muzułmanów, lecz w ich symbolach wyznawać pewne wartości, a kiedy islamski burmistrz jest w islamskim kraju, akceptuję i toleruję to także jako chrześcijanin, że żyje on swoją islamską wiarą i może także zdradza ją publicznie, dopóki nie prześladuje mnie w moim chrześcijańskim przekonaniu. Ale u nas, gdzie większość populacji stanowią przecież chrześcijanie, ktoś, kto jest chrześcijaninem w polityce, może pokazać także na swoim stanowisku, że tym chrześcijaninem jest, i na przykład we Francji zabranianie w miejscach publicznych noszenia islamskich strojów – czy się one komuś podobają czy nie – lub noszenie krzyży bądź habitów w państwowych instytucjach, jest naruszeniem praw człowieka.
W imieniu TV Trwam i Radia Maryja dziękuję serdecznie Eminencji za okazywaną życzliwość i za piękne świadectwo radykalnej służby Kościołowi w dzisiejszym świecie.
Wywiad przeprowadził o. Zdzisław Klafka CSsR
Myszyniec 14 czerwca, 2014 r.
Więcej (video) na: Radio Maryja