W wielu współczesnych źródłach można znaleźć informację, że jezuicki męczennik św. Andrzej Bobola był autorem tekstu Ślubów Lwowskich z 1656 r. Z tą legendą rozprawiają się Joanna i Włodzimierz Operaczowie, autorzy książki „Boży Wojownik. Opowieść o św. Andrzeju Boboli”. To najpełniejsza jak dotąd biografia świętego, który od 2002 r. jest patronem Polski i którego kult w ostatnich latach szeroko się upowszechnia.
W wielu biogramach św. Andrzeja Boboli można znaleźć informację, że był on autorem tekstu Ślubów Lwowskich, złożonych przez króla Jana Kazimierza Wazę w 1656 roku w katedrze we Lwowie. Taką wiadomość podaje między innymi Wikipedia i dziesiątki innych portali internetowych. Gdy w 2016 roku Senat Rzeczpospolitej Polskiej uczcił 360. rocznicę ślubów lwowskich, w przyjętej wówczas uchwale napisano, że autorem tekstu ślubowania był św. Andrzej Bobola. Taką informację można niekiedy również usłyszeć w kazaniach.
Tymczasem kwestię autorstwa ślubów lwowskich szczegółowo wyjaśnił na początku lat osiemdziesiątych XX wieku historyk Kościoła i administrator polskiej części archidiecezji lwowskiej z siedzibą w Lubaczowie, bp Marian Rechowicz (1910–1983) w dwóch artykułach: w „Tygodniu Powszechnym” w 1980 roku i trzy lata później w diecezjalnej publikacji „Studia Labaczoviensia”. Co ciekawe, bp Rechowicz polemizował w swoich artykułach z tezą, jakoby inspiratorką ślubów lwowskich była królowa Maria Ludwika, i udowadniał – wbrew PRL-owskiej narracji – że mówienie o religijnym aspekcie ślubowania nie jest próbą „klerykalizacji” tego wydarzenia. O Andrzeju Boboli nawet nie wspomniał. Najwyraźniej albo nie zetknął się z taką informacją, albo nie traktował jej poważnie.
Jak podał bp Rechowicz, szczegółową relację z wydarzeń towarzyszących Ślubom Lwowskim napisał ich uczestnik, nuncjusz apostolski w Polsce bp Pietro Vidoni w liście do kard. Virginio Orsiniego. Z listu wynika, że inicjatorem Ślubów był prymas Andrzej Leszczyński i że to on zaproponował pierwszy zarys tekstu, któremu ostateczny kształt nadali król Jan Kazimierz i rada królewska. Nazwisko Andrzeja Boboli nigdzie się tu nie pojawia. Jak dodają autorzy biografii „Boży Wojownik”, gdyby nawet prymas, król czy jego rada uznali, że potrzebują pomocy przy pisaniu tego króciutkiego tekstu, i postanowili poprosić o nią któregoś z jezuitów, zapewne szukaliby bliżej niż w oddalonym o 350 km i ogarniętym wojną Pińsku, gdzie wówczas przebywał 65-letni o. Andrzej Bobola. Można też przypuszczać, że takie zadanie zostałoby raczej powierzone komuś, kto pełnił jakąś ważną funkcję albo był znany królowi, prymasowi lub komuś z ich otoczenia. Wbrew temu, co można niekiedy przeczytać w biogramach i biografiach świętego, Andrzej Bobola nie był królewskim kaznodzieją ani osobą dobrze znaną Wazom.
Jak doszło do powstania legendy o autorstwie Ślubów Lwowskich? Autorzy biografii przypuszczają, że źródłem nieporozumienia jest powieść Jana Dobraczyńskiego „Mocarz”. W tej książce znalazła się scena, w której o. Bobola, wysłany przez współbraci z Pińska do Lwowa, przypadkowo trafia przed oblicze Jana Kazimierza i utwierdza króla w pomyśle ulżenia doli chłopów, a także podsuwa mu pomysł, żeby specjalnym ślubowaniem obrać Matkę Bożą za Królową Polski.
Jan Dobraczyński przy pisaniu tej sceny najprawdopodobniej skorzystał z „licentia poetica” powieściopisarza – jak to robił również w innych powieściach historycznych. Legenda o autorstwie ślubów lwowskich narodziła się dopiero pod koniec XX w. albo na początku XXI w., co wynika zapewne z tego, że w 1993 r. wyszło, niemal pół wieku, drugie wydanie „Mocarza”.
Św. Andrzej Bobola nie napisał tekstu Ślubów Lwowskich, ale z pewnością jest postacią godną uwagi. „Gdyby św. Andrzej Bobola żył w czasach, z których nie zachowały się wiarygodne relacje historyczne, prawdopodobnie byłby dzisiaj uznawany za postać legendarną albo półlegendarną. Zapewne bylibyśmy skłonni powątpiewać, czy człowiek, którego historia (zwłaszcza ta pośmiertna) jest pełna tylu niezwykłych zdarzeń, istniał naprawdę i czy aby na pewno jego biografia nie jest zlepkiem życiorysów kilku świętych” – piszą Joanna i Włodzimierz Operaczowie.
Kilka przykładów. Andrzej Bobola ukazywał się różnym ludziom po swojej śmierci – ostatnio w latach osiemdziesiątych XX wieku. Jego ciało w niewytłumaczalny sposób zachowało się od rozkładu i zostało wystawione przez komunistów jako eksponat w muzeum w Moskwie. Mieszkańcy Warszawy przypisywali mu wymodlenie Cudu nad Wisłą w 1920 r. Józef Piłsudski rozważał zbrojną wyprawę na zajęty przez bolszewików Połock w celu odzyskania jego relikwii. I jest on jedynym świętym poza Matką Bożą i św. Józefem, któremu papież poświęcił osobną encyklikę. W ostatnich latach jego kult zatacza coraz szersze kręgi, zwłaszcza po wybuchu wojny na Ukrainie.
W książce „Boży Wojownik” znalazły się informacje, które nie były dotąd publikowane w biografiach św. Andrzeja Boboli, np. o planach nakręcenia filmu fabularnego, do którego scenariusz napisał w 1939 r. poeta Konstanty Ildefons Gałczyński. Autorzy opisują też okoliczności kanonizacji męczennika w 1938 r. i tryumfalnego sprowadzenia jego relikwii z Rzymu do Polski, przywodzące na myśl atmosferę wizyt Jana Pawła II w Polsce. Inna ciekawa kwestia to okoliczności wpisania Andrzeja Boboli w czasach PRL na cenzorską listę osób, o których nie można było wspominać w mediach – nawet w negatywnym kontekście.
Joanna Operacz, Włodzimierz Operacz: „Boży Wojownik. Opowieść o św. Andrzeju Boboli”, Wydawnictwo Esprit, 2022 r.
jw / Warszawa
KAI