O trudnych wyzwaniach przeżywanych przez Kościół w swej ojczyźnie powiedział w wywiadzie dla niemieckiego tygodnika katolickiego Die Tagespost kończący swoją posługę na praskiej stolicy biskupiej kard. Dominik Duka. Rozmawiała z nim Regina Einig. Jutro 79-letni purpurat przekaże rządy w diecezji, którą kierował przez minione dwanaście lat swemu następcy, abp. Janowi Graubnerowi.
Die Tagespost: Księże Kardynale, kiedy w 2010 roku został Eminencja arcybiskupem Pragi, Kościół katolicki obchodził Rok Kapłański ogłoszony przez papieża Benedykta. Jak opisałby ksiądz Kardynał sytuację w tamtym roku?
Kardynał Dominik Duka: W 2010 roku mieliśmy za sobą długą drogę po upadku komunizmu. Stworzono warunki do powstania wszystkich instytucji kościelnych zarówno w diecezjach, zakonach jak i parafiach. Dotyczyło to także Caritasu, szkół kościelnych i wydziału teologicznego. Można było też zauważyć pewne znużenie u większości księży i wiernych. Po upadku komunizmu straciliśmy wielu współpracowników Kościoła, bo odeszli do służby państwowej.
Ci katolicy odgrywali potem rolę w społeczeństwie, ale w Kościele na razie ich zabrakło. Potem przyszło nowe pokolenie, a w międzyczasie jesteśmy właściwie z powrotem na początku. Jesteśmy teraz wolni, ale po restytucji majątku kościelnego ponosimy również odpowiedzialność ekonomiczną. To jest zupełnie inna sytuacja. Kościół nie jest już organizacją non-profit. To był duży problem dla mojego pokolenia, bo nie mieliśmy doświadczenia w administracji. Żyliśmy jako proletariusze pod knutem komunistycznym (uśmiech).
Die Tagespost: Czego potrzebuje teraz Kościół w Czechach?
– Płyniemy w tej samej globalnej łodzi i obecnie doświadczamy wielkiej migracji, nie tylko ludzi, którzy chcą dostać się do Unii Europejskiej, ale także nowych ideologii, które są rozpowszechniane przez wszystkie instytucje. A czeka nas rewolucja kulturalna. Bohaterowie tej rewolucji kulturalnej to duchowe dzieci Mao Tse-tunga. Chodzi o całkowite zniszczenie naszej ludzkiej tożsamości od samego początku. Jeśli istoty ludzkie nie są różnią się między sobą jako mężczyźni i kobiety, to czym są? To jest pytanie. Chodzi o „płynne granice między płciami”, jak to kiedyś ujął papież Franciszek.
Dużym problemem dla Kościoła jest to, że większość katolików jest przekonana, że ten rozwój jest zmianą pozytywną. Oczywiście są pozytywne innowacje w nauce i technologii, ale to tylko jedna część naszego życia. Po euforii przełomu, kiedy mieliśmy w klasztorach i seminariach liczby jak z epoki baroku, teraz przeżywamy kryzys. Młodzi mężczyźni i kobiety w seminariach i klasztorach nie są przygotowani na nowe ideologie. Musimy ponownie walczyć o naszą cywilizację chrześcijańską, tak jak to miało miejsce w XVI wieku w okresie Soboru Trydenckiego.
Die Tagespost: Jak Eminencja widzi rolę Rzymu w tej walce?
W Rzymie Kościół bardziej niż kiedykolwiek zajmuje się problemami technicznymi i ekologicznymi. Ale Kościół nie ma do tego kompetencji; tylko nieliczni mogą mieć kwalifikowany głos w dyskusjach technicznych. Możemy jedynie oceniać kwestie teologiczne i etyczne. Ale w Europie Kościół w dużej mierze stracił swój zapał misyjny.
Die Tagespost: Jaką rolę dla Kościoła w Czechach odegrał papież Benedykt?
– Pontyfikat papieża Benedykta był dla nas bardzo ważny. Jest jednym z czterech wielkich papieży XX wieku, obok Piusa XI, Piusa XII i Jana Pawła II. Papież Wojtyła był kaznodzieją, który jak każdy kaznodzieja potrzebował fundamentu: prawdziwej teologii. Teologicznym myślicielem pontyfikatu był zawsze kardynał Ratzinger ze swoim wielkim talentem.
Czuliśmy, że Kościół otrzymał w tym czasie nową siłę. Zwrot polityczny w 1989 roku nie byłby możliwy bez Kościoła. Papież Jan Paweł II i kardynał Ratzinger doskonale znali naszą sytuację w Europie Środkowej. Jestem przekonany, że papież Benedykt odegrał wielką rolę dla rozwoju kultury w naszym kraju. To można też zauważyć.
Die Tagespost: Kiedy, na przykład?
– Podczas wizyty papieża tutaj w Pradze w 2009 r. W Sali Władysławowskiej na Zamku Praskim przedstawiciele wszystkich uniwersytetów czekali na niego jak uczniowie na swojego nauczyciela. Benedykt znakomicie wywiązał się z tej roli. Nie przemawiał z tronu papieskiego, ale jako profesor na mównicy w sali wykładowej. To był wielki sukces. Na Mszę w Brnie św. przyszło tyle osób, ile przyszło na Msze papieża Jana Pawła II w Czechach. Wzrosła też liczba studentów teologii i uczniów szkół katolickich. Pod koniec pontyfikatu papieża Benedykta była ona trzykrotnie wyższa niż na początku. Była to wielka szansa dla młodej inteligencji.
Die Tagespost: Kościół katolicki jest w trakcie procesu synodalnego. Gdzie Ksiądz Kardynał widzi potrzebę rozeznania?
– Chciałbym się odwołać do doświadczeń katolików czeskich: Od 1997 do 2005 roku odbywał się u nas Synod Plenarny Kościoła Katolickiego w Republice Czeskiej. Przygotowania do niego trwały około czterech do pięciu lat. Odbyły się dwa Zgromadzenia Generalne, z roczną przerwą między nimi. Na pierwszym zgromadzeniu był wielki entuzjazm, drugie było rozczarowaniem.
Co się stało? Istniało błędne rozumienie teologii: teologia to przede wszystkim nauka, a nie praktyka. I kiedy teraz mówi się: Potrzebujemy więcej demokracji w Kościele, odpowiadam: nie. Klasyczne rozumienie demokracji w starożytnej Grecji różni się zasadniczo od naszego dzisiejszego pojęcia demokracji. Grecy rozumieli demokrację jako udział wolnych w rządzeniu, a nie wszystkich ludzi.
My, katolicy, musimy poważnie obserwować i rozważać, gdzie procesy demokratyczne są konieczne, a gdzie potrzebne są również kompetencje. A jeśli chodzi o wpływ, to trzeba powiedzieć, że dokumenty nie odegrały w całej historii Kościoła tak wielkiej roli, jak się dziś przyjmuje. Kościół nigdy nie produkował tylu dokumentów, co dziś. Ale nawet tak ważny sobór jak trydencki nie zmienił Kościoła poprzez papiery. Sam nie daję rady przeczytać całego „L’ Osservatore Romano” co tydzień. To mężczyźni i kobiety tamtych czasów odnowili Kościół. Takich mężczyzn i kobiet potrzebujemy również dzisiaj.
Die Tagespost: Jakie są wrażenia Księdza Kardynała z procesu synodalnego w ojczyźnie Waszej Eminencji?
– W propozycjach katolików czeskich na proces synodalny są pewne uzasadnione wnioski, dotyczące np. praktyki wizyt domowych w parafiach. Ale odnośnie do debaty o celibacie kapłańskim stawiam znak zapytania. Nie ma religii bez celibatu. Kiedy mówi się, że brakuje powołań, to trzeba powiedzieć, że brakuje ich we wszystkich Kościołach chrześcijańskich, a w innych jeszcze bardziej niż w Kościele rzymskokatolickim.
W naszym kraju Czechosłowacki Kościół Husycki (utworzony przez księży katolickich po I wojnie światowej – przyp. KAI) wprowadził święcenia kapłańskie kobiet już w 1947 roku. Liczba wiernych spadła z niegdyś miliona do 10 tysięcy. A co do celibatu, to zacytuję pewnego greckokatolickiego biskupa, który kiedyś powiedział: „Z celibatem są problemy, ale inni mają inne problemy bez celibatu”.
Jestem przekonany, że ani zniesienie celibatu, ani dopuszczenie kobiet do posługi święceń nie jest sposobem na rozwiązanie prawdziwego problemu.
Potrzebujemy teologii naukowej, a nie tylko teologii narracyjnej. I tożsamości, a także chęci służenia. Dlaczego ponad połowa młodych ludzi obawia się małżeństwa? Dlaczego w szpitalach brakuje pielęgniarek? Potrzebujemy żywych chrześcijan, kobiet i mężczyzn. Teologowie się boją, co widać w debacie o parach osób tej samej płci. Lekarze, prawnicy i psychologowie wypowiedzieli się jednoznacznie przeciwko „małżeństwu dla wszystkich”; teologowie nie.
Za: www.ekai.pl