Ostatnie 2 miesiące były bardzo intensywnym czasem w Chmielnickim. Już na początku wojny tamtejszy Dom Rekolekcyjny im. bł. Jana Beyzyma przemianowano na punkt przystankowy dla uchodźców. Każdego dnia przybywało do 70 nowych osób, którym oferowano gorący posiłek oraz pokoje ze świeżą pościelą. Po jednej lub dwóch nocach osoby te ruszały dalej w kierunku zachodu. Wszystko to wymagało dużego wysiłku organizacyjnego i sprawnego administrowania. Praca odbywała się w niepewności towarzyszącej wojnie i wśród kolejno rozbrzmiewających alarmów o nadciągających rakietach. Alarmy były szczególnie dotkliwe, gdyż dezorganizowały chwile snu – jedynego momentu odpoczynku w ciągu dnia.
Po ok. trzech tygodniach od wybuchu wojny sytuacja uległa zmianie. Mniej osób zaczęło przybywać do domu, a ponadto praca mogła już postępować w spokojniejszym rytmie, jako że wypracowano metodę funkcjonowania domu. Wkrótce otwarto korytarze humanitarne i wiele osób z Mariupola przybyło do Chmielnickiego. Osoby te szczególnie dotkliwe doświadczyły okropieństw wojny i potrzebowały znaleźć bezpieczne miejsce, w którym mogły w końcu się zatrzymać. Część z nich postanawiała udać się dalej, na zachodnią Ukrainę; wielu jednak postanowiło zostać w Chmielnickim. Niestety wolne mieszkania zostały szybko wynajęte, często po zawyżonych cenach. Jak jednak dodaje o. Przepeluk, dyrektor domu rekolekcyjnego:
Było też wiele sytuacji solidarności między ludźmi. Przykładowo, do naszego domu przybyła rodzina, która poprosiła o kilka noclegów z nadzieją, że w tym czasie znajdzie dla siebie mieszkanie. Na terenie ośrodka przebywała inna rodzina, której akurat udało się znaleźć mieszkanie: gdy tylko dowiedziała się o sytuacji tej pierwszej zaoferowała wspólne zamieszkanie pod jednym dachem – mieszkanie miało bowiem trzy pokoje.
W takiej sytuacji jezuicki dom w Chmielnickim zaczął przyjmować uchodźców na dłuższy okres czasu. Aby mogli oni choć trochę nabrać sił w tym trudnym czasie, jaki przeżywają, przygotowano specjalną salę rekreacyjną, gdzie mogą oglądać telewizję, zebrać się na rozmowy, czy też zagrać w gry planszowe. Dla chętnych zorganizowano też kurs języka polskiego. Osoby przebywające w domu chętnie włączają się też w różne prace w około jego utrzymania.
Ostatni czas był wyjątkowy, jako że przeżywano święta Wielkanocne. Domownicy zaangażowali się w liturgię, krótką poprzedziły krótki katechezy wprowadzające w każdy z dni Triduum. Zwieńczeniem świętowania był uroczysty obiad świąteczny. Świąteczne potrawy były miłym zaskoczeniem, zwłaszcza, że mieszkańcy przyzwyczaili się już do prostszego pożywienia. Jeszcze ważniejsza była jednak niesamowita atmosfera, jaka się wytworzyła podczas tego wydarzenia.
Dom dla uchodźców w Chmielnickim jest prowadzony dzięki zaangażowaniu grupy wolontariuszy z lokalnego duszpasterstwa akademickiego i z parafii. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy przyjął już ponad 1000 osób. Sytuacja obecna jest spokojniejsza niż w pierwszych dniach wojny, jako że wypracowano metody działania, a i przyjmowanie osób na dłuższy okres pozwala na większą stabilizację. Wciąż jednak jest to praca w warunkach wojennych, a doniesienia z frontu każą przypuszczać, że wkrótce przybędą kolejne grupy osób potrzebujące schronienia.
Krzysztof Dudek SJ