Home WiadomościZakony dla Ukrainy Karmelitanki z Charkowa: naszą jedyną bronią jest modlitwa

Karmelitanki z Charkowa: naszą jedyną bronią jest modlitwa

Redakcja

„Podczas 30-godzinnej drogi z Charkowa na Słowację modliłyśmy się niemal bez przerwy. Gdy dowiedziałyśmy się, że w Charkowie trwa walka – zaczęłyśmy odmawiać różaniec za Charków. Potem usłyszeliśmy wieści o walkach w Kijowie, zatem odmówiłyśmy różaniec za Kijów i tak bez końca. Usłyszałyśmy też pozytywne wieści o sukcesie naszych żołnierzy. Poczułyśmy się tak, jakbyśmy były z nimi na polu bitwy: oni swoimi ciałami, a my naszymi modlitwami” – wyznała jedna z sióstr karmelitanek z Charkowa, przebywająca obecnie na Słowacji. Jak podkreślają mniszki – opuszczenie miasta nakazał im miejscowy biskup, Paweł Honczaruk. Po 30-godzinnej, trudnej podróży dotarły w ubiegłym tygodniu, w nocy z soboty na niedzielę do klasztoru w Lorinčíku koło Koszyc, gdzie oprócz karmelitów przebywa grupa sióstr i zakonników z innych zgromadzeń. Rozmawiali z nimi siostra Benjamína Ondovčáková z greckokatolickiego Zgromadzenia Sióstr Służebnic Niepokalanej Maryi Panny SSNPM oraz o. Reginald Slavkovský OP.

Pytana o okoliczności wyjazdu z Charkowa siostra Maria od św. Józefa wyznała:

– „W czwartek 24 lutego o 5.20 rano obudziły nas przytłumione odgłosy, jakby ktoś pukał. Myślałem, że ktoś wstał wcześnie rano i coś robił, ale te dźwięki były w regularnych odstępach czasu. W oddali widać było piorun, a na niebie latały ukraińskie samoloty wojskowe. Cały klasztor w jednej chwili stanął na nogach. Zaczęłyśmy się konsultować, co robić dalej. Poszłyśmy na modlitwy, gdzie rozpoczęłyśmy nowennę o szybkie rozwiązanie sytuacji. Wspólnota postanowiła zostać. Następnego dnia przybył miejscowy biskup, Paweł Honczaruk aby poinformować nas, że Charków zostanie otoczony i że mamy ostatnią szansę na opuszczenie miasta. Kazał nam wyjechać, prosił o posłuszeństwo dla naszego bezpieczeństwa. O godzinie trzeciej po południu zakończyliśmy Mszą św., odmówiłyśmy koronkę do Bożego miłosierdzia, spakowałyśmy się i wyjechałyśmy. Zabrałyśmy tylko dokumenty i kilka rzeczy osobistych, apteczkę i trochę jedzenia. Powiadomiliśmy wszystkich znajomych, że wyjeżdżamy” – powiedziała siostra Maria od św. Józefa.

Podkreśliła, że biskup podarował im większy samochód z kierowcą, drugi siostry miały swój. Najpierw jechały do Lwowa, ale okoliczności ciągle się zmieniały, więc w końcu trzeba było udać się na granicę ze Słowacją. „Podczas jazdy dostaliśmy informację, gdzie droga jest przejezdna, musieliśmy zmienić kierunek i kierowca nie mógł już wrócić na zaplanowaną trasę, bo w międzyczasie niektóre odcinki dróg uległy uszkodzeniu lub zniszczeniu” – zaznaczyła zakonnica. Dodała, że ludzie pamiętają, iż rosyjscy żołnierze są także ludźmi, a ludzie Kościoła przestrzegają przed nienawiścią. Podkreśliła znaczenie modlitwy, która odwraca serca wrogów, aby mogli porzucić broń.

Karmelitanka nie kryje lęku, który towarzyszył jej podczas podróży. Pomyślałyśmy, że wkrótce wrócimy i wszystko będzie tak jak wcześniej. Najbardziej boli nas to, że musiałyśmy tam zostawić naszych ludzi. Jedni nie mieli okazji wyjechać, niektórzy nie chcieli, niektórzy mieli dziecko lub czuli się tam jak w domu – to ich miasto. Nie każdy ma możliwość schowania się w schronach czy w metrze. Zakonnica zauważa, że wzrosła solidarność między ludźmi, którzy koncentrują się nie tylko na pomocy materialnej, ale także na wybaczaniu sobie nawzajem. „To może bardzo pomóc Ukrainie. Choć trudno to wybaczyć” – wyznała. Siostra Maria od św. Józefa prosi Słowaków o modlitwę za Ukraińców, „abyśmy wytrwali i nie poddawali się”.

***

Siostra Maria Ludmiła od miłosiernego Boga Ojca pochodzi z Odessy. Po ukończeniu szkoły średniej wstąpiła do klasztoru, w którym mieszka od 22 lat. Pochodzi z rodziny posługującej się jeżykiem rosyjskim. „Wychowałam się w taki sposób, że powinnam gardzić Ukrainą jako czymś gorszym” – wyznaje. Podkreśla, że wszystko zmieniło się w 2014 roku po aneksji Krymu i wybuchu wojny w Donbasie. „Za sprawą Putina zaczęliśmy uczyć się ukraińskiego i uświadamiać sobie naszą ukraińską tożsamość. Wszyscy jesteśmy zjednoczeni” – podkreśla karmelitanka. Jedocześnie wyznaje: „Bardzo się modlę za tych rosyjskich chłopców, którzy nawet nie wiedzieli, gdzie i po co ich wysyłają”. Oceniając samego Putina, Siostra Maria Ludmiła jest nieoczekiwanie szczera: „To chory człowiek, rządzony przez złego ducha i który prowadzi Rosję do upadku”.

Karmelitanki podkreślają znaczenie modlitwy 30-godzinnej podróży na Słowację. „Modliłyśmy się niemal bez przerwy. Gdy dowiedziałyśmy się, że w Charkowie trwa walka – zaczęłyśmy odmawiać różaniec za Charków. Potem usłyszeliśmy wieści o walkach w Kijowie, zatem odmówiłyśmy różaniec za Kijów i tak bez końca. Usłyszałyśmy też pozytywne wieści o sukcesie naszych żołnierzy. Poczułyśmy się tak, jakbyśmy były z nimi na polu bitwy: oni swoimi ciałami, a my naszymi modlitwami” – powiedziała siostra Maria Ludmiła.

Karmelitanki podkreśliły także gościnność osób na granicy ukraińsko-słowackiej.

KAI

SERWIS INFORMACYJNY KONFERENCJI WYŻSZYCH PRZEŁOŻONYCH ZAKONÓW MĘSKICH W POLSCE

Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie. Zgoda