22 maja 2021 r. we Włoszech w Cascii zostaną wręczone Międzynarodowe Nagrody św. Rity. Przyznawane są od roku 1988 kobietom, które w swym życiu zrealizowały ewangeliczne przesłanie Chrystusa Pana o przebaczeniu, upodabniając się tym samym do św. Rity, która przebaczyła zabójcom swego męża. Kobietom dającym świadectwo przebaczającej miłości. W tym roku wśród nich znalazła się Polka. Nasza radość jest tym większa, że Laureatka – Monika Kornecka – związana jest z naszym franciszkańskim środowiskiem w Krakowie.
Tegoroczne trzy laureatki Międzynarodowej Nagrody św. Rity to Anna Lorenza “Annalori” Gorla Ambrosoli, Monika Kornecka i Geltrude “Gina” Garrisi.
Monika Kornecka jest trzecią kobietą w Polsce z tym wyjątkowym wyróżnieniem. W 1990 r. Nagrodę św. Rity przyznano Mariannie Popiełuszko, matce bł. ks. Jerzego Popiełuszki, a w 1999 r. piosenkarce Eleni, która przebaczyła mordercy swej córki Afrodyty.
Uzasadnienie przyznania nagrody Monice Korneckiej brzmi następująco: „Monika Kornecka, która pochodzi z Krakowa, otrzymuje Wyróżnienie, ponieważ wzorem św. Rity bez wahania wybaczyła zabójcy swojego syna, natychmiast odrzucając prośby o zemstę i nienawiść, które rozprzestrzeniały się w sieci wokół jego rodziny. Było to przebaczenie, które stało się realne w modlitwie o nawrócenie mordercy. Wszystko to połączone zostało z decyzją oddania się opiece nad cierpiącymi i umierającymi dziećmi, aby być jeszcze bardziej płodną matką”.
Monika i jej mąż Krzysztof w 2017 r. udzielili wywiadu dla franciszkańskiego magazynu „Posłaniec św. Antoniego z Padwy”. Zachęcamy do przeczytania ich świadectwa!
Góra złotego piasku
Rozmowa z Moniką i Krzysztofem Korneckimi o Ziemi Świętej, wierze, przebaczeniu. 7 września 2013 r. na ul. Grodzkiej, w samym centrum Krakowa, ich pierworodny syn Dawid w swoje 23. urodziny został zabity przez agresywnego przechodnia. Rodzice przebaczyli oprawcy.
Rozmawiał Andrzej Zając OFMConv
Dopiero co wróciliście z Ziemi Świętej. Jakie wrażenia?
Monika: Pielgrzymka życia. Nawet o tym nie marzyłam. Wcześniej myślałam, że jest to kompletnie nieosiągalne. I okazało się, że Pan Bóg chciał, żebyśmy tam byli.
Krzysztof: Chyba bardzo chciał. Perspektywa finansowa nie była najlepsza, ale zapytałem Ducha Świętego i otrzymałem słowo o rozmnożeniu chleba i ryb przez Pana Jezusa. Więc stało się jasne, że mamy jechać.
Skoro Jezus rozmnożył jedzenie, to i pieniądze może rozmnożyć.
Krzysztof: Dokładnie tak się stało. Nieoczekiwanie dostałem jakąś premię w pracy i wyjazd stał się możliwy. To było cudowne. Duże przeżycie. W końcu chodziliśmy śladami Pana Jezusa. Zobaczyliśmy na własne oczy miejsca, w których był, działał cuda, łącznie z miejscem Jego śmierci. Do tego grób i myśl o zmartwychwstaniu. Duże przeżycie.
Czyli to wszystko nagle stało się takie bliskie?
Krzysztof: Takie realne. Teraz nawet jak się słucha Słowa Bożego, można się wręcz fizycznie odnieść do tego miejsca, do tego zapachu, klimatu, perspektywy, kolorów. Mogliśmy z wiarą dotknąć tych miejsc, trochę jak ta kobieta, która dotknęła się Jezusa.
Rybę jedliście?
Monika i Krzysztof: Tak, jedliśmy. Nad Jeziorem Galilejskim.
Monika: Płynęliśmy też stateczkiem. Do tego ludzie, cudowni księża z parafii św. Augustyna w Warszawie.
Krzysztof: Pielgrzymkę organizowali franciszkanie, biuro Patron. Jak widać, nas coś franciszkanie „prześladują” (śmiech).
Monika: Albo my ich.
Krzysztof: Ktoś policzył, że przez dziesięć dni mieliśmy sześćdziesiąt czytań z Pisma Świętego w tych konkretnych miejscach, łącznie z krótką homilią.
Monika: Ja to niby wszystko wchłonęłam, ale to było niemożliwe. Dlatego zapisywałam sobie ważniejsze rzeczy, żeby później móc wrócić do tego. To był niezwykły czas. Takie rekolekcje przez dziesięć dni, po dziesięć godzin dziennie.
Krzysztof: Przez kolejne miesiące czy lata będziemy do tego powracać. Połknęliśmy, a teraz trzeba to strawić.
Łatwiej więc teraz słucha się o konkretnych zdarzeniach z Ewangelii.
Krzysztof: No tak. Łatwiej teraz ulokować jakąś sytuację w rzeczywistości.
Monika: I łatwiej też zlokalizować zdarzenie we współczesności. To wszystko odnosi się do nas. Jezus dwa tysiące lat temu tam chodził i teraz tak chodzi. To się cały czas dzieje. Wystarczy tylko, byśmy otworzyli oczy i uwierzyli.
A jest jakieś zdarzenie, które szczególnie przeżyliście?
Monika: W Kanie odnowiliśmy przysięgę małżeńską. Było pięć małżeństw. To było wzruszające w tamtym miejscu.
Piliście tam wino?
Monika: No tak (śmiech). Zresztą u żydówki uratowanej przez Polaków. Starsza już kobieta. Bardzo ciepła, otwarta, szczególnie dla Polaków. Ma tam sklep. I tam była degustacja. Oczywiście każdy jakieś wino sobie zakupił.
W Jerozolimie widzieliście uzbrojonych żołnierzy?
Krzysztof: Tak, to takie przykre. W tamtym miejscu taka sytuacja. Czuje się ten brak pokoju. W wielu miejscach dało się wyczuć jakąś niepewność czy wrogość.
Monika: Przykre, że człowiek staje przeciwko człowiekowi.
To jakaś ilustracja do globalnego braku pokoju na świecie i między ludźmi. Organizacje międzynarodowe starają się podejmować różne działania na rzecz pokoju. A my sami możemy się do tego jakoś przysłużyć?
Krzysztof: Pokój zaczyna się w sercu człowieka. To już Pan Jezus powiedział, że z serca człowieka wychodzi to, co dobre lub to, co złe. Grzesznym czyni nas nie to, co z zewnątrz przychodzi, ale to, co wychodzi z nas. Od Kaina i Abla trwa ten niepokój na świecie. A wszystko zaczyna się w sercu.
Monika: Człowiek sam w sobie jest niespokojny.
Krzysztof: Pan Jezus jest pokojem. Jak człowiek pozwoli Mu się dotknąć, to zyskuje pokój. I może go nieść dalej, rozprzestrzeniać wokół siebie: w rodzinie, we wspólnocie.
Monika: Każdy ma swoje poletko, na którym może zadziałać. Chodzi o miłość. Wszelka agresja, złe myślenie o kimś przede wszystkim nas samych zabija, nam nie pozwala żyć. Mogę czasem myśleć, że jestem zła na tego, na tamtego, ale to zło jest we mnie. Jak się z tym uporam, najlepiej modlitwą, to wewnętrzne napięcie zaczyna puszczać i nagle okazuje się, że ta osoba wcale mi nie przeszkadza. Chodzi o pytanie, czy kocham tego człowieka – jak mówi Jezus – miłością bliźniego. Jeśli kocham, to jestem w stanie przebaczyć. Człowiek musi się z tym uporać, żeby mógł żyć. Przebaczenie nie zabiera mi bólu, ale pozwala żyć. Można pójść w inną stronę, bez Pana Boga. Ale wtedy to jest nienawiść. Tak naprawdę koniec życia. Gdybym została w nienawiści, to byłoby już po moim życiu. Nienawiść nie pozwala żyć, nie pozwala oddychać.
Monika i Krzysztof: Nienawiść zabija.
Czasami w rozmowie na temat konieczności przebaczenia ktoś reaguje słowami: łatwo ci się mówi. A często chodzi o sprawy tak naprawdę błahe. Wam na pewno nie mówi się łatwo, a jednak przebaczyliście człowiekowi, który zabił Waszego syna.
Krzysztof: To na pewno jest łaska. Bez ingerencji Pana Boga, sam z siebie nie wiem, czy bym się na to zdobył. To może być tak po ludzku zupełnie niezrozumiałe, jak ojciec może przebaczyć, okazać życzliwość komuś, kto zabił jego syna. I takie to było dla mnie w pierwszym momencie. Naturalne staje się kombinowanie, co zrobić, żeby tego człowieka dopaść.
Taki naturalny ludzki odruch.
Krzysztof: Wydarzyło się coś w moim życiu, czego się nie spodziewałem. Ale dostałem od Pana Boga łaskę. To było trzeciego dnia po tym jak Dawidek zginął. Na terenie szpitala kupiłem gazetę, w której było zdjęcie tego człowieka, prowadzonego przez dwóch policjantów. Nie mogłem na niego patrzeć. Odłożyłem gazetę. Ale zaraz po tym wydarzyło się coś, co otworzyło mi oczy. W prosektorium mieliśmy zobaczyć ciało syna. Nastąpiło jakby zejście do jego grobu. Doznałem niezwykłej miłości Bożej. To było bardzo krótkie, mistyczne wręcz doznanie miłości, która zresztą ogarnia wszystkich ludzi na całym świecie. W oczach Pana Boga wszyscy jesteśmy równi, tak samo przez Niego kochani. To było coś, co działo się jakby poza moim rozumem, ale dało mi pewność, że Pan Bóg kocha też i tego człowieka. I nastąpił spokój, bo wcześniej bardzo się denerwowałem na myśl, że zobaczę nieżywego syna.
Monika: Ja widziałam go wcześniej. Godzinę po śmierci. W szpitalu. Prokurator nie pozwolił nam go zobaczyć. Nie przyjęłam jednak tego do wiadomości. Jako pielęgniarka z wykształcenia, mimo że nie pracuję w zawodzie, w szpitalu nie czuję się nieswojo. Jak mi mogą powiedzieć, że mam tam nie wchodzić, że mam nie zobaczyć własnego dziecka? Kto ma prawo zabronić mi tego jako matce? Ja tam po prostu poszłam. Coś wydaje się niemożliwe, ale Pan Bóg tak człowieka poprowadzi, że staje się możliwe. Może chodziło o to, żebym go zobaczyła, jaki był piękny, uśmiechnięty, jakie miał spokojne rysy. Można sobie wyobrazić, co przeszedł przed śmiercią, do tego wielogodzinna operacja, przez którą chciano uratować mu życie. Lekarze zresztą byli wspaniali, widziałam z jaką rozpaczą wyszli z sali. Byłam jednak przekonana, że powiedzą mi co innego, że jest w krytycznym stanie. Ja chciałam go zobaczyć i dotknąć jeszcze żywego, ale nie taki był plan Pana Boga. Był zupełnie inny. Zobaczyłam Dawida w takim świetle, w świeżym, odmalowanym pokoiku z porannymi promieniami słońca. Widząc go takiego, miałam po prostu otrzymać pokój ducha. I tak się stało.
I ten pokój pozostał do dziś?
Monika: Teraz tak właśnie na życie patrzę, ze spokojem. Czasami mnie taki ludzki lęk ogarnia, tego się boję, tamtego się boję, obawiam się o to. Takie – wydawałoby się – błahe, życiowe sprawy. Ale nagle siadam, chwila, moment, spokojnie. Jeśli Ty, Panie Boże, masz taki plan, że mam to zrobić, albo tego nie zrobić, to tak mną pokieruj, żebym to załapała, żebym zobaczyła, że tak ma być. I wtedy się uspokajam. Spokój płynie z modlitwy. Taka tragedia potrafi otworzyć oczy. Każdy człowiek przeżywa swój krzyż. Czasem patrzy się na kogoś i myśli się: ale ten ma fajnie, ma super życie. Ale gdyby tak usiąść z tym człowiekiem, porozmawiać, to dopiero można by odkryć, jaki on ma krzyż. Póki jesteśmy na ziemi, ten krzyż mamy nieść.
W jednym z wywiadów powiedzieliście coś takiego: Dawidowi już nic złego się nie stanie, a tamten człowiek będzie musiał żyć z tym, co zrobił…
Monika: Tak. To właśnie zobaczyłam w twarzy mojego syna po śmierci. Dlatego musiałam go takiego zobaczyć, żeby to zrozumieć. Pomyślałam wtedy: Synku, teraz jest ci dobrze, już nikt ci krzywdy nie zrobi. Modlę się o niebo dla niego. Mówię: Panie Boże, miej go przy sobie. Jestem spokojna, bo wiem, że jest w dobrych rękach. Wiara to jest wielka łaska.
Doświadczenie zmienia perspektywę wiary.
Monika: Wstrząsnęła mną kiedyś wypowiedź Matki Teresy z Kalkuty. Powiedziała, że cały czas szuka Boga. Wydawało mi się, że to święta osoba, która poświęca się drugiemu człowiekowi. Więc jakie ona miałaby mieć problemy w swojej relacji z Bogiem? A okazuje się, że cały czas walczyła o wiarę, prosiła o łaskę wiary. Jak każdy z nas. Ile razy jest tak, że o ósmej rano wydaje mi się, że jest fantastycznie, a piętnaście po ósmej jestem już na ziemi. Taka sinusoida.
Czasami wystarczy usłyszeć jedno niedobre słowo i człowiek nagle gaśnie.
Monika: Bo traci sprzed oczu obraz Boga. A najbardziej boli takie słowo od kogoś bliskiego. Jak to jest, że komuś bliskiemu trudniej wybaczyć, niż komuś dalekiemu? Ale to normalne. Są emocje. Bardziej mi na kimś zależy i więcej się od niego oczekuje. Usłyszałam kiedyś takie zdanie: Wymagajcie od siebie, mniej wymagajcie od przyjaciół, a od innych w ogóle nie wymagajcie. Tylko od siebie możemy wymagać. Mogę zmienić tylko siebie.
A jest w nas tendencja, by zmieniać innych. Św. Franciszek napisał do jednego z braci, aby nie oczekiwał, by inny brat był lepszym chrześcijaninem, ale by go kochał, a w ten sposób przyciągnął do Pana.
Krzysztof: Dzięki Bożej miłości sam zyskuję inne spojrzenie, inną perspektywę. Kiedy tym nowym spojrzeniem zobaczyłem zdjęcie tego człowieka, to zobaczyłem też i siebie jako grzesznika. Różnie wtedy było z tą moją wiarą, nie do końca tak, jak być powinno. I wtedy zrozumiałem, że i ja potrzebuję przebaczenia od Pana Boga. W tym człowieku zobaczyłem siebie, potrzebującego Bożej miłości. I to mi pozwoliło uwolnić miłosierdzie i okazać przebaczenie jak bratu. On i ja potrzebujemy Bożego przebaczenia. Długo to rozważałem w swoim sercu, przy okazji analizowałem komentarze na Facebooku. Dużo było takich: najlepiej to kara śmierci, pod mur i rozstrzelać! Widziałem, jak to, co się stało, zaczęło wyzwalać jakąś falę, tsunami agresji. I porozmawiałem z Moniką. Zapytałem, co ona na to, byśmy mu przebaczyli. Monika od razu powiedziała, że to jasne. Zresztą i tak nie ma innego sensownego wyjścia. Bardzo się ucieszyłem jej odpowiedzią. I przebaczyliśmy.
Swoim przebaczeniem daliście niezwykłe świadectwo.
Monika: Jeśli nasze świadectwo ma pomóc choć jednej osobie, to ma to sens. Ja też czytam czasem jakieś świadectwa, które otwierają moją głowę, zmieniają moje myślenie. Tyle jest osób, które cierpią, są w jakimś strasznym bólu, niepokoju, bo zamknęły się w nienawiści i nie potrafią sobie poradzić.
Czyli źródłem niepokoju, także w tym globalnym wymiarze, jest nienawiść?
Monika: Tak, choć nienawiść to wielkie słowo, a w rzeczywistości wystarczy niechęć, brak gotowości, by wyjść drugiemu człowiekowi naprzeciw. Owszem, łatwiej jest o kimś pomyśleć, że jest głupi, beznadziejny i że nie chce się mieć z nim nic wspólnego, niż wyjść mu naprzeciw. Ale kiedy spotkam się z nim, podam mu rękę, napiję się z nim herbaty, wtedy trudniej jest go nienawidzić. Poznanie drugiego człowieka powoduje, że mury pękają.
Krzysztof: A w Izraelu widzieliśmy dużo murów.
W dzisiejszym świecie chyba nie jesteśmy zbyt hojni w obdarowywaniu się dobrym słowem, uśmiechem. A przecież tak niewiele trzeba. Tak niewiele nas to kosztuje.
Krzysztof: No właśnie. Każdy z nas otrzymał od Boga łaskę miłosierdzia jak górę złota, taką górę złotego piasku. Jaki w tym problem, żeby z tej góry dać komuś jedno złote ziarenko i dalej tę górę mieć? Ona nie znika, ona jest cały czas. Miłosierdzie od Pana Boga jest niewyczerpalne. Jak sobie to uświadamiamy, to łatwiej jest się nam podzielić i czerpać jeszcze dodatkową radość z dawania drugiemu człowiekowi.
Niech to złote ziarenko miłosierdzia pozostanie puentą naszego spotkania. Dziękuję za rozmowę.